sobota, 7 grudnia 2013

Miniaturka III- "Kochaj mnie do samego końca"


„Kochaj mnie do samego końca”

Unconditional, unconditionally
I will love you unconditionally
There is no fear now
Let go and just be free
I will love you unconditionally-
Katy Perry "Unconditionally" 


Stałam nad brzegiem morza. Chłodny wiatr targał mi włosy. Byłam ubrana w letnią, cienką sukienkę, którą on tak lubił. Wpatrywałam się w horyzont, a fale odzwierciedlały mój aktualny stan umysłu. Przed chwilą spokojne, a teraz burzliwe. „Sztorm”- pomyślałam. Mogłabym bez problemu powiedzieć, że moje życie jest jak sztorm. W jednej chwili spokojnie, czasami monotonnie a zaraz wszystko się burzy i nie zostaje już nic. Kochałam tutaj przesiadywać odkąd on postanowił wymazać mnie z pamięci. Potrafiłam siedzieć tutaj godzinami dopóki zmartwiona Ginny nie przyszła. Na same wspomnienia o tym co mogło być zaczęłam płakać. Słone krople spływały po moich bladych policzkach bez opamiętania. Łzy... Nigdy nie lubił kiedy płakałam. Ciekawe co by powiedział gdyby mnie teraz zobaczył. Ile czasu już minęło? Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że to wszystko boli i że zostawił mnie samą. Chyba mogłam się tego spodziewać, nieprawdaż? On- taki dobry, uczciwy i opiekuńczy dla bliskich, wredny i arogancki dla wrogów. Czy jestem jego wrogiem? Nie wiem... Z pewnością nie kimś ważnym... Pamiętam każde jego słowo, każde „kocham cię”, które mówił mi cicho i wypowiadał głośno. Pamiętam jak na spotkaniach z rodzicami szeptał mi do ucha sprośne teksty. Nie przeszkadzało mi to. Zaakceptowałam go, wiedząc, że nie zmieni się już bardziej. Czyżby...? Kochałam go takim jakim był. Ale musiał odejść. Zostawił tylko karteczkę z jego pięknym pismem i jedno słowo. Jedno jedyne słowo: „Przepraszam”. Nic więcej. Z moich oczu popłynęły następne łzy. Po chwili usłyszałam dobrze znany mi odgłos.
-Cześć Ginny.- powiedziałam cicho, ścierając łzy.
-Cześć.- przytuliła mnie- Znowu tu jesteś.
-To mnie uspokaja.- odpowiedziałam cicho.
-Herm... Musisz zacząć żyć normalnie.- odsunęła mnie delikatnie od siebie.- Powinnaś znowu być szczęśliwa.
-Moje szczęście odeszło razem z nim.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Hermiona Jean Granger. Musisz...
-Nic nie muszę.- przerwałam jej brutalnie i spojrzałam prosto w oczy.
-On by na pewno chciał abyś ułożyła sobie życie. A twój brat...
-Przestań.- warknęłam i wyrwałam się jej z uścisku. Szłam dalej i nie oglądałam się za siebie bo wiedziałam, że już jej nie ma. Zawsze tak jest. Usiadłam na mokrym piasku i pozwoliłam łzom płynąć swobodnie. Czułam jak wszystkie zmartwienia i smutki zamiast odpływać, powracają jak bumerang.
~*~
Zobaczyłem ją tam, nad brzegiem morza. Jak zawsze piękna i do tego w mojej ulubionej sukience. Tak bardzo chciałem zobaczyć jej uśmiech i roześmiane oczy, ale ona płakała. Wiedziałem, że to przeze mnie. Musiałem to zrobić. Myślałem, że zaraz zwariuje. Chciałem podbiec do niej i przytulić, zasmakować jej ust i powiedzieć, że nie miałem innego wyjścia. Pragnąłem wziąść ją w ramiona i już nigdy nie wypuścić. Chciałem jak najszybciej stamtąd odejść ale coś a raczej ktoś mnie zatrzymał. Zobaczyłem Ginny Weasley. Nic się nie zmieniła. Te same włosy, te same oczy, tylko twarz była inna, bez cienia uśmiechu. Widziałem jak podchodzi do Miony, przytula ją i coś mówi. Po chwili starsza Gryfonka wyrywa jej się i odchodzi. Nawet nie oglądając się za siebie. Druga z nich kręci lekko głową jakby pozbywała się zmartwień i teleportuje do znanego sobie miejsca. Stoję jeszcze chwilę, ale wiem co mam zrobić. Wracam do domu, tak znienawidzonego przeze mnie. Dom jak dom, ale nie mogłem już dłużej znieść tego, że nie mieszkam w nim razem z dziewczyną, którą kocham.
-Draco! To ty?
-Tak to ja. Chce rozwodu.- powiedziałem krótko.
-Że co?! Draco! Nie możesz mi tego zrobić!- krzyknęła zaskoczona moimi słowami.
-Owszem mogę i zrobię to. Nigdy nie obiecywałem, że cię pokocham. Wiedziałaś na co się decydujesz więc nie utrudniaj tego.
-Ale Draco...
-Nie Pansy. Wiem, że minęło 4 miesiące odkąd jesteśmy małżeństwem i pół roku odkąd dowiedziałem się prawy o mojej przyszłości z tobą. Nigdy nie chciałem tego małżeństwa tak samo jak ty.
-Nie chce żeby moi rodzice zginęli.-rozpłakała się.
-Nie zginął. Wywiązali się z przysięgi więc będą żyć spokojnie tak samo jak moja matka.- przytuliłem ją i wyszeptałem cicho do ucha.- Kocham Cię ale jak siostrę. Zawsze możesz się zgłosić do mnie o pomoc. Pamiętaj.
-Dziękuję ci za wszystko Draco.Też cię kocham, a teraz pójdę się spakować.
-Nie. Ja się wyprowadzę. Należy ci się dom.-poszedłem do swojej sypialni. Jednym zaklęciem spakowałem się i wróciłem do salonu. Podszedłem do kobiety, która już nie płakała. Pocałowała mnie lekko w policzek.
-Dziękuję ci jeszcze raz, a teraz leć do Hermiony.- puściła mi oczko, a słaby uśmiech pojawił się na jej twarzy.
-Skąd ty...?- chciałem spytać ale nie dokończyłem.
-Widziałam jak na nią patrzysz. Zresztą trudno nie zauważyć.- pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Gdy byłem już na korytarzu usłyszałem jej krzyk- Nie spieprz tego idioto!- Uśmiechnąłem się do siebie i teleportowałem do najbliższego hotelu.

~*~
Wyjechałam z kraju aby odciąć się od tego wszystkiego co mnie przytłaczało. Uciekłam jak zwykły tchórz. Tak. Ta sławna Hermiona Jean, niegdyś Granger, która okazała się czarodziejką czystej krwi, ta odważna gryfonka uciekła. Po co? Może żeby zapomnieć. Może za bardzo bolało ją gdy widziała go przez przypadek na ulicy. Może dłużej nie zniosła by tych wszystkich miejsc, w których byli razem. Tych wszystkich wspomnień związanych z jego osobą. Zastanowiłam się dlaczego odszedł. Przecież byliśmy razem gdy uważał mnie za szlamę i wtedy kiedy dowiedziałam się o swoim prawdziwym pochodzeniu i rodzinie. No właśnie rodzina. Granger’owie osunęli się ode mnie. Moi prawdziwi rodzice nie żyją. Jedynie został mój brat, Ian. Kocham go całym sercem. Czułam, że on jedyny rozumie mnie. Nie tak jak Ginny, która mi pomaga samą obecnością ale za często naciska. Wie, że chce mojego szczęścia ale nie potrafi patrzeć jak cierpię. Odkąd związała się z Blaisem Zabinim odpuściła sobie. Ian był inny. Bardzo podobny do mnie. Wysoki brunet o niebieskich oczach, po naszym ojcu był uczciwy i szczery a za razem stanowczy i opiekuńczy. Rozumiał mnie.
Stałam nad klifem, patrząc w dal. Już nie płakałam. Nauczyłam się żyć złudzeniem o moim Draco, który wróci i będziemy szczęśliwi. Nagle poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie, a broda nieznajomego wbija mi się w obojczyk. Zaśmiałam się cicho. Zawsze tak robił.
-Cześć słońce.- wyszeptał a jego ciepły oddech delikatnie drażnił moją zimną skórę.
-Hej. Gdzie byłeś?- spytałam, pozwalając mu by bardziej mnie przytulił.
-Tu i tam…- uśmiechnął się przebiegle. Ciągle to robił. Ciągle mnie denerwował.
-Ian.- powiedziałam zirytowana. Odwróciłam się w jego stronę i stanęłam najbliżej jak mogłam.
-Byłem w pracy.-rzucił w moją stronę i oparł swój policzek o moją głowę przyciśniętą do jego piersi.
-Kłamiesz.
-Nie prawda.- powiedział.
-Prawda. Dziś jest niedziela.- stwierdziłam i zaczęłam bawić się kawałkiem materiału jego koszulki.
-Zaczęłaś się orientować, że mamy coś takiego jak czas, dni tygodnia i wiesz w ogóle.- powiedział szeroko uśmiechając się.
-Przestań.- powiedziałam cicho. Spojrzałam mu w oczy i zapytałam z nadzieją w głosie.- Powiesz mi?
-Nie.
-Dobra. Niech ci będzie.- powiedziałam i przez chwilę udawałam obrażoną. Ian przewrócił teatralnie oczami i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Od razu uśmiechnęłam się i wtuliłam, czując jak całe jego ciepło powoli mnie otacza. Z minutę na minutę robiło się coraz chłodniej mimo panującego wcześniej upału ale dzięki jego szczelnym uścisku robiło mi się gorąco. Czułam się bezpiecznie bezpiecznie jak kiedyś z nim... Poczułam niebezpieczne ukucie w sercu i zacisnęłam mocniej oczy i zacisnęłam pięści, mnąc jego ubranie. Mój brat zauważył to i westchnął cicho. Wiedziałam, że teraz intensywnie myśli by na następne kilka minut lub godzin zapomnieć o wszystkim.
-A ty co? Znowu nic nie robisz?- zapytał chodź doskonale znał odpowiedź. Nie pozwalał mi pracować mino że prosiłam go o to wiele razy.- Ciągle się obijasz. Powinnaś się czymś zająć skrzacie.- pacnął mnie w nos czym rozdrażnił mnie jeszcze bardziej.
-Czy ja ci wyglądam na skrzata?- spytałam spokojnie.
-Tak.- odpowiedział z powagą w głosie.
-Oh weź się odwal.- z bladym uśmiechem na twarzy, odepchnęłam go. Zaśmiał się głośno. Jego śmiech. Czysty i wspaniały. Idealna melodia dla mych uszu. To był inny śmiech niż mojego Draco. Ten był pełen szczerości ale i smutku. Po chwili zaczął mnie łaskotać. Sadysta... Zaczerpnęłam świeżego powietrza i uderzyłam łokciem w jego żebra.
-Pożałujesz tego diablico!- krzyknął, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę grozy pomieszaną z rozbawieniem. –Wracaj tutaj!- usłyszałam za plecami jego głos. Zaczęłam uciekać.
-Ani mi się śni ciołku!
Zaczęliśmy się ścigać. Szybko zbiegłam na dół. Znalazłam się na plaży. Biegłam dalej aż potrąciłam jakiegoś mężczyznę. Chciałam go przeprosić niestety los chciał abym leżała na piasku. Wstała z pomocą nieznajomego, patrząc jak mój brat śmieje się.
-Przepraszam Pana bardzo –powiedziała nie odwracając wzroku od brata- ale ten idiota, znaczy o ten tamten- pokazałam palcem na chłopaka- gonił mnie.
-Spokojnie. Nic się nie stało Hermiono.- zdziwiona odwróciłam wzrok i to był mój błąd. To był on. Draco Malfoy. Mój ale nie mój. Tak bliski a zarazem tak obcy. Miłość mojego życia. Miałam chęć uciec stamtąd i rozpłakać się jak mała dziewczynka. Przeleciała wzrokiem jego sylwetkę i na nowo powróciła do twarzy. Musiała stwierdzić, że nic się nie zmienił. Nadal wysoki blondyn o szaro-niebieskich tęczówkach, które w jednej chwili odbierały jej myśli zdrowy rozsądek. Tak samo przystojny. Taki sam. Mój.
-Co ty tutaj robisz Malfoy?- spytała w końcu.
-Szukam Cię.- powiedział z tajemniczym błyskiem w oku.
-No to znalazłeś a teraz żegnam.- powiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam się i chciałam odejść ale złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.- Puść mnie.- warknęłam chwilowo odzyskując odwagę.
-Chcę tylko porozmawiać.
-No to mamy problem bo ja nie chce.- powiedziałam zrezygnowana. Zamknęłam na moment oczy. Czego on jeszcze ode mnie chciała. Odszedł a teraz chce rozmowy.
-Proszę daj mi 5 minut.- szepnął.
-Ty nawet nie jesteś wart poświęcenia jednej minuty.- Draco mimowolnie się skrzywił słysząc jest chłodny głos. Wyrwałam mu się i zrobiłam dwa kroki w tył.- To ty wszystko zakończyłeś więc daj mi spokój.
-To nie tak jak...-próbował z rozpaczą w głosie.
-Myślę? Tak dokładnie myślę. Zresztą... Nie obchodzi mnie dlaczego odeszłeś. Zapomniałam o tym wszystkim.- z łatwością skłamałam.
-Hermiono proszę...
-Nie ma już Hermiony.- poczułąm ręce na swoich ramionach.- Ona już dawno umarła.
-Musisz mnie wysłuchać. Proszę. Nie znasz powodu. Błagam.- szepnął rozpaczliwie wyciągając dłoń w moją stronę. Skuliłam się ale nie cofnęłam.
-Nie. To ty wszystko skreśliłeś. Wolałeś odejść i zostawić tylko jedno słowo niż powiedzieć mi, ze odchodzisz prosto w twarz.
-Ian?- spojrzał na niego znacząco a ten nie miał zamiaru mu niczego ułatwiać.
-Możesz zostawić nas samych? Powiem tylko co chcę powiedzieć i...- spojrzał na mnie- odejdę jeżeli tego będziesz chciała.
-Dobra.- westchnęłam ciężko.- Streszczaj się bo jestem zajęta. A ty idź od domu.
-Będę czekać. Pa.- pocałował mnie w policzek i teleportował z głośnym trzaskiem.
-Zamieszasz tak stać i marnować mój czas czy wymyślasz kolejne wymówki?- spytałam od razu.
-Nie mam potrzeby wymyślać jakiejś badziewnej historii. Obiecaj, że nie będziesz mi przerywała.- poprosił, zostając na swoim miejscu.
-Mów.
-8 miesięcy temu  dowiedziałem się, że moi rodzice i rodzice Pansy złożyli przysięgę wieczystą mówiącą o moim i jej ślubie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Gdybym ja lub Pansy wybrali sobie innego partnera i wyszli za niego nasi rodzice by zginęli. Byłem wściekły, zagubiony i smutny. Dobijało mnie to, że nie potrafię nic zrobić. Musiałem zgodzić się na to małżeństwo. Dużo czasu myślałem czy powiedzieć ci to wszystko, ale bałem się. Bałem się ciebie stracić. Nie chciałem cię skrzywdzić, ale wiedziałem, że nie ma dobrego rozwiązania w tej sytuacji. Ktoś musiałby cierpieć. Nie chciałem, żebyś to była ty. Nigdy nie chciałem. Po 2 miesiącach całej tej farsy zacząłem węszyć i odkryłem lukę w przysiędze. Nie było tam mowy o rozwodzie. Mogłem swobodnie to zrobić ale miałem wątpliwości. Chciałem wiedzieć czy byłabyś znowu ze mną szczęśliwa. Nie wiedziałem. Wiele razy widziałem cię na ulicy ale nie potrafiłem się przełamać i podejść. Aż w końcu dwa miesiące temu zobaczyłem cię nad morzem w tej sukience i wszystko powróciło. Wiedziełem, że cierpisz i chciałem to zmienić. Nie mogłem znieść widoku kiedy płaczesz. Tego samego dnia powiedziałem Pansy o rozwodzie. Szukałem cię ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Nie mogłem się poddać i wtedy przypomniałem sobie gdzie mieszka twój brat. Miałem nadzieję, że cię tutaj spotkam i spotkałem...- przerwał na chwilę. Pociągnęłam nosem i starłam łzy spoczywające na moich policzkach.- Hermiona przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć. Kocham cię. Przepraszam.
Zapadła cisza. On wpatrywał się we mnie z niemą prośbą o wybaczenie, a ja analizowałam wszystko to co mi powiedział. W końcu nie wytrzymałam. Odwróciłam się i postawiłam kilka kroków. Ale nie chciałam uciekać. Nie teraz. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Czułam na sobie jego wzrok, pełen tęsknoty i pożądania, który nie pomagał mi w podjęciu decyzji. Decyzji o moje życie, o moją przyszłość. Schowałam twarz w ręce by uspokoić moje skołatane nerwy. Za bardzo go kochałam by odejść. Chciałam być szczęśliwa a moje szczęście było zaledwie kilka kroków za mną. Może i za chwilę popełnię błąd ale gdy nie spróbuję nigdy się nie dowiem. Odwróciłam się w stronę swojej przyszłości, swojego szczęścia, całego życia i podeszłam szybkim krokiem. Wymierzyłam mu siarczysty policzek co nie było dla niego zaskoczeniem. Bez zastanowienia objęłam swoimi drżącymi od nadmiaru emocji dłońmi jego twarz i wpiłam mu się w usta. Była kompletnie zaskoczony ale odwzajemnił pocałunek z taką samą pasją jak ja. Przyciągnął mnie mocno do siebie.
-Nigdy... więcej... tak… nie… rób…- wypowiedziałam między pocałunkami.
-Nigdy…obiecuję.

~*~

Sami nie wiedzieli ile czasu spędzili tam razem rozmawiając, śmiejąc się do rozpuku, bawiąc i przytulając. Teraz już wiedzieli, że szczęścia nie ma w przysłowiowej mugolskiej lodówce i tam się nie znajdzie to czego szuka ale przy najbliższej im osobie. Hermiona jak i Draco chcieli zapamiętać każdy szczegół z ich spotkania. Znowu zaczęli planować wspólnie przyszłość. Oboje chcieli założyć rodzinę. Kupić dom z wielkim ogrodem i psa oraz mieć gromadkę rozwrzeszczanych dzieci. Doskonale wiedzieli, że to stanie się szybko. Mimo tylu wypowiedzianych słów Draco zapamiętał tylko te, prosto z jej serca i powracał do nich w każdej wolnej chwili.
„Tak bardzo chciałam Cię nienawidzić ale nie potrafię. Wiesz miłość to głupie uczucie. Przychodzi i odchodzi niespodziewanie. Wprasza się na imprezę, na którą ją nie zapraszano. Wjeżdża butami do środka serca, zabija rozum a kiedy już jest po wszystkim odchodzi cichutko, drepcząc z nogi na nogę. Wtedy czujesz się jak ostatni śmieć. Nic nie warte ścierwo. Jak popsuta zabawka rzucona w kąt i zapomniana. Ale wiesz co? To samo uczucie ma coś w sobie. Jakąś magię. Obok tych wszystkich cierpień i smutków jest radość. Ale jeżeli chodzi o miłość to chyba każdy się ze mną by zgodził, że miłość nie zawsze ma kolor czerwony ale posiada też czerń. Miłość to najgorsze a zarazem najlepsze uczucie, Draco. Nie zawsze będzie trwać. Do każdego należy jakaś chwila. A właśnie teraz jest nasza chwila i tego się na razie trzymajmy.” 



~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim.
Tak jak obiecywałam wstawiam niespodziankę, miniaturkę, pierwszą jaką kiedykolwiek napisałam i ma szczęśliwe zakończenie. Mam nadzieje że nie zanudziliście się przy niej. Następny rozdział będzie na pewno przed świętami. Zaczęłam już pisać więc myślę, że znajdę czas by napisać.
UWAGA! Dodatkowo umieszczam krótką miniaturkę mojej przyjaciółki. Nie wiem czy kojarzycie "Nędzników" ale tego dotyczy ta miniaturka, a raczej pewnego bohatera. Osobiście mi się podoba i myślę że Wam również się spodoba. Zachęcam do przeczytania.
Pozdrawiam z parapetu okna, ale Dark Liliane ogląda jak pada śnieg. Ulubione jej zajęcie.
Trzymajcie się ciepło.
~~~~~~~~~~


Spojrzał przed siebie i uśmiechnął się. Nie był to jego zwykły, pełen wyższości uśmiech, lecz delikatny, niemal czuły. Niemniej dowódcy legionistów wydał się wręcz bezczelny, kpiący. „Do strzału” gniewnie krzyknął, a dziesięć luf wycelowało w Enjolrasa, z jednym, tym samym celem –zadać mu ból, cierpienie, śmierć. Lecz młody rewolucjonista zdawał się ich nie zauważać. W ręku trzymał sztandar czerwony jak krew, która wytrysnęła z ciał jego przyjaciół, a w głowie miał jedną, jedyną myśl- Eponine. Już za chwilę spotkają się w lepszym świecie, w którym żadne z nich nie będzie musiało oddawać życia za wolność, która była tylko ułudą. Czyż to nie ironia? Na chwile przed śmiercią zaczął wątpić w wartość, za którą miał oddać życie. Lecz to nie było teraz ważne. Ważne było teraz jedynie to, że za chwilę spotka swą kochaną ’Ponine. Teraz nie popełni tych samych błędów, o nie. Wyzna dziewczynie prawdę o swych uczuciach, powie że ją kocha. Zrobi to, co uczynić pragnął od kiedy ją zobaczył: porwie w ramiona, spojrzy prosto w oczy i powie „kocham cię”, a następnie ją pocałuje. Szepnął „’Ponine”. Jego głos został zagłuszony przez dowódcę legionistów, krzyczącego „Ognia!!!”. Dziesięć luf z oślepiającym blaskiem wypaliło prosto w ciało młodego mężczyzny. „’Ponine” szepnął raz jeszcze, na chwilę przed tym, jak pociski przeszyły jego ciało. Poczuł ostry, palący ból . Zacisnął rękę mocniej na sztandarze, a na jego ustach wykwitł niemal triumfalny uśmiech. Ciało jego wypadło przez okno, dramatycznie zawieszone, z krwawym sztandarem łopoczącym wokół niego. A dusza Enjolrasa , wolna od trosk i bólu uleciała do nieba, prosto w ramiona ciemnowłosej dziewczyny, jego kochanej, słodkiej ‘Ponine.

Blask wystrzału. Nagły ból w miejscach, w których pociski przeszyły ciało. Podłoga uciekająca spod stóp i… ciemność. Aksamitny mrok, otulający wszystko wokół niego. Mrok i ból. I nic więcej. Mógł rozpłynąć się w ciemnościach, zlać z nimi w jedno i uwolnić się od bólu. Ale nie chciał. Z jakiegoś powodu, nie do końca jasnego, czuł że nie powinien tego robić. Ale nagle mrok zaczął się rozjaśniać, aż w końcu całkiem zniknął. Czuł się jak po wynurzeniu z wody lub przebudzeniu w nowym, obcym miejscu. Otworzył oczy i…
Ciąg dalszy nastąpi. Żart. Nie nastąpi. Bo on nie żyje. Wszyscy umarli. Smutne.

4 komentarze:

  1. Piękne, ale to drugie podbiło moje serce <3 Nędznicy/Les Miserables<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ja i moja przyjaciółka. Dużo dla nas znaczą opinie innych.
      Dark Liliane

      Usuń
  2. Piękne, naprawdę i pierwsza i druga :D Więcej takich :p życzę weny i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i również życzę weny kochana :)
      Dark Liliane

      Usuń