niedziela, 20 października 2013

Miniaturka- Inne nie znaczy lepsze


Inne nie znaczy lepsze

Z perspektywy czasu nie żałuje swoich decyzji. No może jednej, która zaważyła na moim szczęściu i życiu. Gdy skończyła się Bitwa o Hogward wszystko się zmieniło. Czy na lepsze? No niekoniecznie… Myślałam, że nie będę musiała się kryć ze swoja prawdziwą tożsamością, ze swoimi lękami ale było wręcz przeciwnie. Zawsze dostawałam to co chciałam i tym razem to dostałam. Marzyłam o założeniu rodziny u boku wspaniałego męża. Marzenie, prawda? Po skończonym roku, ostatnim już dla mnie w Howardzie wyszłam za maż, z niejawnego dla innych przymusu, za Ronalda Weasleya. Myślałam, a raczej modliłam się o to by moje życie dopiero się zaczynało. Szkoda jednak, że zaczął się dla mnie horror w moim własnym, wtedy spokojnym życiu i to za sprawą właśnie Rona. Mojego przyjaciela i mężczyznę, z którym się złączyłam. Nie od dziś wiadomo, że był on porywczy i nerwowy ale co musiało się stać by być tyranem? Najgorszym mym koszmarem, koszmarem Hermiony Jean Granger-Weasley? Czy może Katharine Ivanow? No właśnie nie wiem.Tak. Ja Katharine musiałam ukrywać się w ciele Hermiony Granger. Tej słabej szlamy, kujonki i w dodatku Gryfonki. Tak naprawdę jestem Rosjanka i pochodzę z bardzo starej rodziny arystokrackiej w Moskwie. Wracając do mojego nieudanego małżeństwa… Przez pierwsze cztery miesiące układało nam się świetnie i nie zapowiadało się na zmianę. Aż stało się. Ciągle był chorobliwie zazdrosny. Pewnego dnia uderzył mnie, po raz pierwszy. Wyzywał mnie. Pamiętam to jakby to się stało przez kilkoma minutami . Gdy chciałam wyjść zagrodził mi drogę, niestety. Popchnał na kanapę w salonie i zgwałcił jak nic nie wartą szmatę. Nic nie mogłam zrobić bo uważał mnie za szlamę. On był arystokratą a ja mugolem wedlug niego. Dziś, przyzwyczaiłam się do ciągłego wyzywania, poniżania, bicia i gwałcenia. Teraz tak wyglądało moje życie arystokratki. Gdy powiedziałam o tym swojej przyjaciółce Ginny wyśmiała mnie i powiedziała, że Ron nie byłby do tego zdolny, a nawet jeśli się odważył to na to zasługuję bo jestem tylko plugawą szlamą. Zresztą cała rodziną Weasleyów uważa mnie za nic nie wartą szlamę. Może to i lepiej… Zostaje jeszcze Harry Potter. On jedyny mi uwierzył. Zresztą, sam był świadkiem kiedy Rudy mnie uderzył. Stara mi się pomagać, co nie jest wcale łatwe. Pracuje jako sekretarka w Biurze Aurorów i jestem osobistą asystentką dyrektora, tego słynnego Chłopca-który-przeżył-by-wkurzyć-Śmierciojadów. Właśnie siedziałam nad dokumentami kiedy drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i stanął w nich nie kto inny niż Draco Malfoy.
-Witaj Granger- powiedział znienawidzony przeze mnie właściciel głosu. Tylko on mówił moim starym i fałszywym nazwiskiem, za co mu w myślach dziękowałam.
-Harry jest na spotkaniu, musisz poczekać.- odpowiedziałam, nie patrząc się w jego stronę dalej uzupełniałam papiery. On jak miał w zwyczaju oparł się o ścianę naprzeciwko mnie i obserwował. Czułam jego spojrzenie na sobie ale nie dałam po sobie poznać, że mi to przeszkadza. W końcu stwierdziłam, że muszę zanieść papierzyska do gabinetu Harrego. A to z kolei oznaczało, że muszę wstać, co nie było proste po tym jak „mój ukochany” zrzucił mnie ze schodów. Byłam cała obolała, ale nie mogłam pokazać, że jest źle. Grymasem na ustach, powoli wstałam, lekko kulejąc poszłam do pomieszczenia obok. Czułam, że jestem odprowadzona wzrokiem blondyna ale zignorowałam to. Położyłam dokumenty na biurku i zawróciłam. Poczułam zawroty głowy gdy usłyszałam mojego męża. Wiedziałam, że muszę grać przykładną żonę. Wróciłam do pomieszczenia, w którym byli dwaj mężczyźni. Udając zdziwioną na widok Ronalda, powiedziałam.
-O Ron. Co ty tutaj robisz?- był z jakiegoś powodu wściekły, widziałam to.
-Chciałem rozmawiać z Potterem.-wysyczał.
-Zaraz powinien być.- powiedziałam niewzruszona. Siadłam za biurkiem i wzięłam plik kartek do opracowania. Po 5 minutach czekania w ogólnej ciszy odezwał się Weasley i podszedł do mojego stolika.
-No i gdzie on jest kurwo?- brwi blondyna podjechały do góry i zaczął obserwować sytuację.
-Jest na jakimś spotkaniu z Ministrem.-powiedziałam to głosem wypranym z emocji, tak jakbym była głucha na jakiekolwiek obelgi z jego strony.
-Masz mi go tutaj, teraz przyprowadzić i nie interesuje mnie z kim jest!- ryknął a gdy chciałam już zaprotestować wymierzył mi siarczysty policzek. Odruchowo złapałam się za obolałe miejsce. Blondyn podszedł i złapał wroga za nadgarstek kiedy chciał ponownie mnie uderzyć.
-Tak się kobiet nie traktuje idioto. Jesteś zwykłym śmieciem ale to już chyba wiesz. Jeszcze raz podniesiesz na nią rękę a cię zabije.- powiedział opanowanym głosem i go puścił, usłyszawszy otwierające się drzwi.
-Co tu się dzieje? Ron? Draco? Hermino dlaczego ty…? RON!- Harry podszedł do rudowłosego mężczyzny i uderzył z całej siły pięścią w twarz. Ten przewrócił się zdezorientowany na ziemie. Potter szybko wezwał ochronę i zabrali go siła. Zdarzył jeszcze rzucić w moją stronę: „W domu się policzymy szlamowata dziwko”. Zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze. Mój szef podszedł do mnie i kucnął by spojrzeć na moja twarz.
-Malfoy poczekaj w moim gabinecie zaraz do ciebie przyjdę- rzucił w stronę blondyna, który nawet nie drgnął.- Bardzo cię boli?- spytał zmartwiony, ignorując obecność byłego Ślizgona.
-Doskonale wiesz, że się do tego przyzwyczaiłam- nie potrafiłam popatrzeć mu w oczy, więc wstałam, sycząc głośno z bólu podeszłam do okna.- Tylko raz bolało. Potem to już normalka. Teraz tak wygląda moje życie Harry. Szczerze to Voldemord był już od niego lepszy- zaśmiałam się nerwowo i szybkim ruchem ręki wytarłam samotną łzę z policzka.
-Przepraszam, przeze mnie będziesz miała kłopoty.- odwróciłam się, jednocześnie kręcąc głową.
-Nie. Nie będę miała przez ciebie żadnych kłopotów Harry i tak by mnie pobił i zgwałcił nieraz.- podeszłam do niego i ujęłam jego twarz swoimi dłońmi. Popatrzyłam w jego oczy i powiedziałam, dzielnie walcząc z łzami.- Miałam zrobić to wieczorem, ale… Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie, Harry. Ty jedyny mi uwierzyłeś i próbowałeś pomóc, mój Wybrańcze. Prawda jest taka, że nie można nic zrobić. Ja dla niego jestem szlamą. Nie przerywaj mi, proszę. Jestem SZLAMĄ a on arystokratą pogardzającymi takimi jak ja, słyszę to na co dzień.
-I dlatego sama w to uwierzyłaś?
-Miałeś mi nie przerywać, Potter.-warknęłam ale po chwili się opanowałam i mówiłam dalej- Tylko on może zażądać rozwodu. Pod warunkiem, że wyjadę i przez dłuższy czas mnie nie będzie , albo nie dam mu dziedzica w ciągu 4 lat małżeństwa a ja mam dopiero półtora roku, albo mu się znudzę, no i jeżeli go zdradzę.
-Co masz na myśli?
-Będę pisała do ciebie listy, Harry ale nie mogę ci powiedzieć gdzie będę. Kocham cię. Kocham cię jak brata, którego los mi zabrał i muszę teraz odnaleźć.
-Hermiono błagam, nie opuszczaj mnie. Przecież jesteś taką samą arystokratką jak Malfoy czy Weasley. Ty też możesz zażądać rozwodu…
-Nie-przerwałam mu ostro- podpisałam się fałszywym nazwiskiem znaczy tym, dzięki któremu nikt nic o mnie nie wie. Tak jakby oszukałam go w kwestii statusu krwi a to daje mi takie same prawo jakbym była szlamą.
-Hermiona błagam…
-Żegnaj Harry.-te dwa słowa powiedziałam szeptem. Poczułam jeszcze jak ktoś złapał mnie za rękę i nie mogę mu się wyrwać. Po chwili jestem już na miejscu. Strzepuje niewidzialny kurz ze swojej bluzki, zapominając że ktoś teleportował się ze mną i odwracam się by pójść przed siebie i szłabym dalej gdyby nie głos. Jego głos.
-Moskwa? Serio?!
-Malfoy?! Co ty tutaj robisz?!
-Potter by mnie chyba zabił gdybym tutaj z tobą nie był.
-On doskonale wie gdzie jestem idioto.-wywróciłam oczami.
-Jak to?- spytał zdziwiony. Zaśmiałam się pod nosem i podeszłam do niego dumnie z uniesioną głową, nie zważając na ból i kulejącą nogę. Spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich podziw i troskę.
-Myślisz, że ja wtedy o tobie zapomniałam? A tak w ogóle to dzięki za tamto w biurze.
-Nie ma sprawy. Powiedz mi tylko dlaczego Moskwa? Na świecie jest wiele piękniejszych miejsc.
-Przypomnij co mówiłam Harremu.. po co wyjechałam z Londynu.-mruknęłam.
-Czekaj. Mówiłaś coś o bracie. Że los ci go zabrał i musisz go odnaleźć. Że jesteś taką samą arystokratka jak ja. Chwila. Moskwa. Brat.-podniósł na mnie wzrok- Jesteś Rosjanką?
-100 punktów dla Slytherinu!- krzyknęłam przyglądając mu się z zainteresowaniem.
-Masz tutaj rodzinę.-stwierdził.
-Aleś ty inteligentny jesteś Malfoy. Chodź za mną.- uśmiechnęłam się ironicznie i zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć ruszyłam w znanym sobie kierunku.
-Gdzie idziemy?- spytał po pięciu minutach drogi.
-Odwiedzić moją rodzinkę. Zamieszkasz u mnie w dworku. Zobaczysz jak się ucieszą na mój widok.- zachichotałam jak idiotka. Spojrzałam na twarz Malfoya, która wyrażała zadowolenie pomieszane z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, a on go odwzajemnił. Po kilku następnych minutach ciszy odezwał się.
-Może ci pomóc?- spojrzałam na niego pytająco nie rozumiejąc o co mu chodzi- Widzę jak się męczysz. Mogę cię ponieść. Odpoczęłabyś przynajmniej.
-Dzięki ale nie.- zobaczyłam jak się skrzywia. Przystanęłam a on ze mną.- Nie chodzi mi o dumę czy coś. Nie mam ci nic za złe. Rozumiem dlaczego się tak zachowywałeś względem mnie. Wiesz… mam taki sam stosunek, więc się tym nie przejmuje i nie gniewam za lata uprzykrzania życia kujonicy Granger. chęcią przyjęła bym twoją propozycję gdyby nie siniaki i inne rany, które bardziej bolą niż lekko potłuczona noga.
-Pierwszy raz nie wiem co powiedzieć.- powiedział zakłopotany. Zaśmiałam się głośno a chwilę później dołączył się i blondyn.
-Chodź to już nie daleko.
-Pójdę jeżeli chociaż się na mnie oprzesz. Będzie ci troszeczkę lżej.- wywróciłam oczami ale przystałam na propozycje Malfoya- No teraz lepiej.-wyszczerzył się do mnie. Nic nie odpowiedziałam, więc poszliśmy dalej.
Po około 15 minutach doszliśmy pięknego dworku.
-Witamy w Ivanow Manor.- odeszłam od niego i podeszłam do bramy. Przejechałam delikatnie dłonią po metalowym wzorku.- Ja Katharine Ivanow, Córka Leny z rodu Nikołajow i Antoniego z rodu Ivanow pozwalam na wejście Dracona Lucjusza Malfoya i przebywanie tutaj tak długo jak zechce.- opuściłam dłoń i podeszłam do towarzysza. Pchnęłam drzwi i weszliśmy.- Przedstawienie czas zacząć.- weszłam do domu z pełną gracja jak przystało na arystokratkę. Kiedy przekroczyłam próg salonu oczy moich rodziców zwróciły się w moim kierunku.
-Katherine?- spytała szeptem moja matka.
-Tęskniliście?- kobieta od razu zemdlała. Wyjęłam różdżkę i wyszeptałam zaklęcie. Po chwili usiadła obok mojego ojca i popatrzyli się na mnie ze strachem.- Spokojnie przecież was nie zabije. Jeszcze nie.- mruknęłam cicho- A bym zapomniała. To jest Draco Malfoy. Zamieszka z nami przez kilka miesięcy no może rok. Cieszysz się tatku, że twoja córeczka wróciła i zostanie tutaj dłużej?- spytałam. Matka znowu zemdlała.- Co ona w ciąży jest, że jej tak słabo? A ty się Malfoy nie śmiej. Chodź. Pokaże ci twój pokój.- szybko wyszłam na korytarz, trzymając mężczyznę za rękę. Poprowadziłam na piętro.- Rosemiarie!- krzyknęłam i obok mnie pojawiła się starsza kobieta.
-Panienka Katherina! Jak dobrze Panienkę widzieć! Coś mogę zrobić dla Panienki?
-Tak. Przygotuj proszę pokój dla Pana Malfoya i niech twój syn zabierze go na zakupy. Potem przyjdziesz do mojego pokoju i pomożesz mi doprowadzić się do porządku. No na co jeszcze czekasz?
-Już idę Panienko. Panienka i Panicz wybaczy.- odeszła szybkim krokiem i weszła do jakiegoś pokoju. Pokręciłam głową i spojrzałam na Draco.
-To dobra kobieta. Trochę zakręcona ale z wielkim sercem. Jak wrócisz z zakupów zapukaj do moich drzwi to cię oprowadzę. Mamy pokoje naprzeciwko siebie.
Weszłam do swojego pokoju i opadłam na łóżko. Usłyszałam pukanie do drzwi i gdy pozwoliłam wejść stanęła w nich uśmiechnięta Roze.
-Panienka mnie potrzebuje?
-Tak. Wiesz, że mam męża niestety.
-Tak wiem.
-Pomóż mi zdjąć ubranie i oczyść rany. Zrób tak żebym nie czuła ich.
-Jak Panienka sobie życzy.
Po godzinie męczarni usnęłam.
~*~
-Panicz nie puka.- usłyszałem gdy chciałem zrobić tak jak kazała mi brązowooka.
-Dlaczego?
-Ja pomogłam Panience i Panienka usnęła.
-Jak bardzo ją bolało?- spytałem szczerze zaniepokojony.
-Przez godzinę zajmowałam się Panienką. Jeszcze nie widziałam kogoś tak poranionego. Wszędzie miała siniaki a nawet złamane trzy żebra. Niech Panicz ją nie budzi. Panienka potrzebuje odpoczynku.
-Dobrze. Mogę wejść i poczekać aż się obudzi czy będzie strasznie zła?
-Skoro Panicz tutaj jest to raczej nie. Ale proszę jej nie budzić. Poda Panicz jej ten eliksir gdy się obudzi.
-Dobrze. – zabrałem buteleczkę i wszedłem do pokoju młodej kobiety. Zobaczyłem ja na łóżku. Widać było, że płakała. Dużo płakała. Postanowiłem poczekać aż się obudzi. Rozejrzałem się po pokoju. Był ogromny ale nie większy od mojego. Po lewej stronie były drzwi do łazienki i garderoby. Po prawej biblioteczka. Wyjąłem jedną książkę i zacząłem czytać.
~*~
Obudziłam się w swoim pokoju kiedy było już ciemno. Podniosłam rękę i od razu syknęłam z bólu. Opuściłam ją i zaczęłam głośno oddychać. Nagle ktoś podszedł do mnie.
-Cześć.- powiedział cicho nachylając się nade mną.
-Co ty tutaj robisz Malfoy?
-Czekałem aż się obudzisz. Wypij to. Poczujesz się lepiej.- wyjął jakąś buteleczkę zza pleców.
-Co to?
-Eliksir przeciwbólowy od Rosemarie.- pomógł mi wypić całe lekarstwo. Pustą butelkę odstawił na szafeczkę obok łóżka i pomógł mi podnieść się do pozycji siedzącej, a sam usiadł koło mnie.
-Dziękuje.
-Nie ma za co. Dobrze się czujesz?- spytał zmartwiony.
-Tak. Teraz tak. Przepraszam, że cię nie oprowadziłam. Nie wiedziałam, że jest ze mną tak źle.
-Daj spokój.- machnął ręką- Ważne żebyś wyzdrowiała. Nadrobisz to potem.
-Naprawdę?- spytałam nie wierząc w jego słowa.
-Tak naprawdę. No ale chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia.
-Tak masz prawo wiedzieć. Jestem Rosjanką z rodu Ivanow. To najstarszy, największy w sensie najliczniejszy z czystokrwistych rodów w Rosji. I najlepszy pod względem majątku, manier, wychowania i czystości krwi, ale nie ważne. Nazywam się Katherine Nastia Andrea Luba Raisa Ivanow. Gdy mój dziadek jeszcze żył nazywał mnie Katia. Wszyscy myśleli, że to jego skrót od mojego imienia ale tak naprawdę było inaczej. Tylko ja i mój dziadek wiedzieliśmy co się kryje pod nazwą Katia.- zaśmiałam się.
-Lubię tajemnice.- uśmiechnął się szczerze.
-Ja też ale wracając. Nazywał mnie tak bo przypominałam mu jego miłość z młodości. Kobietę, którą kochał całe swoje życie. Nigdy nie kochał swojej żony. Szanował ją bo takie zasady mu wpajano.
-Jak się nazywał twój dziadek?- spytał gdy na chwile zamilkłam.
-Nikołaj Ian Anton Siergiej Slava Ivanow.- wyrecytowałam na jednym wydechu.- Moja babka, żona mojego dziadka umarła gdy mój ojciec miał 7 lat. Nazywała się Tamara Elizabeth Iniessa Dasza Witalija Karelow-Ivanow. Od strony matki dziadków nie pamietam bo Wielki Pan Czarnoksiężnik Wszechczasów, który miał jedynie wielkie ego zabił ich.
-Chodzi ci o..
-Tak mówie o Lordzie Voldemorcie. Dobra. Mam jeszcze starszego o 2 lata brata, którego bardzo kocham i jest jedyną osoba z tej powalonej rodziny, która się mnie nie boi i wspiera.- widząc jego wzrok mówiący „Powiedz mi jak się nazywa”, westchnęłam głośno i powiedziałam- Andrei Paul Slava Zhora Grisza Iwanow.  Moi rodzice Lena Tatia Andrea Nina Wiera Nikołajow-Ivanow i Anton Paul Oleg Jouri Misza Ivanow, których z całego serca nienawidzę. Szanuje ich gdy tylko muszę.
-Dlaczego tak dużo imion?- spytał zainteresowany.
-W tradycji rosyjskiej przyjęto, że każdy Rosjanin i w Rosji urodzony mały człowiek musi mieć co najmniej 5 imion: jedno angielskie i cztery następne rosyjskiego pochodzenia.
-Ale ty masz dwa angielskie.- zauważył.
-Tak. W pewnym sensie dwa angielskie. W Anglii jest dość popularne. Dlatego ci się skojarzyło, że to imię angielskie.
-Okej. Już rozumiem. A mieszacie rody rosyjskie z innymi?
-Tylko kobiety mogą wyjść za mężczyznę z innego rodu. Tak naprawdę jest niewiele rosyjskich rodów, które się mieszają. Zazwyczaj te najmłodsze czystej krwi tak robią i tam odchodzą różne tradycje, między innymi nie wybierają partnera na całe życie. Te starsze mają po prostu w zwyczaju tego nie robić. Mój przodek z XV wieku uważał, że mieszanie rodów to jest przestępstwo i ten kto to zrobi zasługuje na karę. Każdy się go bał ale i szanował. Był spokojny ale i stanowczy. Niekiedy porywczy, ale tylko wtedy kiedy musiał. Nie znosił gdy się go ignorowało. Gdy umarł nie było już kar, ale nadal uważano, że jesteśmy lepsi od tych innego pochodzenia rodów. Tak więc przyjęto, że związanie się z kimś nie pochodzenia rosyjskiego to hańba dla swoich przodków.
-Są jakieś starsze rody, które się mieszały?- spytał. Zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze.
-Tak.- odpowiedziałam po dłuższej chwili milczenia.- Są takie, które bez problemu to robią. Są… ale nie powinnam o tym mówić.- powiedziałam szybko i wpatrywałam się w jakiś punkt na ścianie.
-Rozumiem. Jeżeli nie możesz i nie chcesz to nie musisz mówić.- przytaknęłam.- Czegoś tutaj nie rozumiem.
-Czego?- odwróciłam głowę w jego stronę zaciekawiona.
-Dlaczego wyszłaś za Weasleya? Przecież jego rodzina jest pochodzenia angielskiego.
-No właśnie nie…- westchnęłam- i tutaj się zaczyna historia o tym dlaczego tak nienawidzę moich rodziców.
-Jak nie chcesz…
-Powiem tylko nie przerywaj mi- przerwałam mu szybko. Pokiwał głową na znak zgody więc zamknęłam oczy i zaczęłam opowiadać, cichym głosem wypranym z emocji- Gdy miałam 7 lat a mój brat 9 dowiedziałam się, że Czarny Pan chce widzieć moich rodziców. Tak służyliśmy mu niestety. Powiedział im, że ma plany względem mnie. Wielki plany.- prychnął tylko i posłał mi przepraszający uśmiech- Jako że byłam bardzo mądrym i inteligentnym dzieckiem miałam mu pomóc w jakiejś ważnej dla niego sprawie. Moi rodzice nigdy nie chcieli mu służyć ale nie mieli wyjścia. Pewnej nocy gdy Czarnego Pana nie było przyszedł do mnie ojciec i powiedział, że muszę uciekać. Następnego dnia cała Rosja pogrążyła się w smutku gdy odnaleźli moje martwe ciało. A tak naprawdę byłam w Londynie i udawałam mugolkę. Biedną i niewinną Hermione Granger. Na samą myśl o tym chce mi się rzygać. No ale gdy Harry zabił Czarnego Pana wróciłam do domu tylko dlatego, że chciałam się zemścić i no oczywiście dla brata. Udawałam jak ja ich szanuję i cenię sobie. Ale gdy się dowiedziałam, że mam wyjść za tego idiotę, który jest również Rosjaninem nie wytrzymałam. Wygarnęłam im wszystko co mi leżało na sercu. W końcu zaczęłam walczyć ze swoim ojcem. Nie przebierałam w środkach. Od razu zaczęłam rzucać czarnomagicznymi zaklęciami, których nauczył mnie sam Czarny Pan. Ojciec po kilku minutach zaczął wymiękać i wycofał się ganiałam go po całej rezydencji. Byłam coraz bardziej wściekłą bo krzyczał na mnie i rzucał wyzwiskami. Przez przypadek walnęłam moją matkę Cruciatusem i straciła dziecko. To był naprawdę przypadek. Nikt jej nie kazał wchodzić tam i mówić, że złożyła Przysięgę Wieczystą i jeżeli tego nie zrobię mój brat umrze. Nie rzuciłam w nią Crucio ale na ojca. Tyle, że ona potknęła się i wpadła na niego. Ona oberwała. Od tamtego czasu boją się mnie. Uważają, że zrobiłam to specjalnie, a to nie prawda. Mój brat nie wini mnie za to. Widział, że to nie moja wina. Znaczy ja rzuciłam ale nie miało ją trafić. To moja wina , ale i też nie moja. Ona…
-Hej spokojnie.- przerwał mi.- Nie jesteś temu winna. Masz niezły charakterek ale jesteś dobra. Wierze ci.
-Dzięki. Za wszystko. Za to, że mnie wysłuchałeś i mi pomogłeś… znowu.
-Nie ma sprawy. Mam jeszcze jedno pytanie.
-No dawaj.- uśmiechnęłam się lekko.
-Nie chciałaś żeby twój brat zmarł, więc poślubiłaś Weasleya. To rozumiem. Potterowi o wszystkim powiedziałaś.- pokiwałam głową- Ale skoro znęcał się nad tobą to dlaczego wcześniej od niego nie odeszłaś?
-Przysięga. Musiałam przynajmniej być półtora roku jego żoną by zapewnić bezpieczeństwo bratu.
-To gdzie on jest?
-Nie wiem. Musiał wyjechać z Rosji na te półtora roku.
-Mogę się założyć, że Potterowi tego nie powiedziałaś.
-Fakt.- przytaknęłam.
-Spoko.- uśmiechnął się szeroko.- A co z Weasley'em? 
-To Rosjanin z jakiegoś bardzo wpływowego rodu. Tylko tyle wiem.
-Dobrze. Powiem Rose żeby przyniosła ci coś do jedzenia, a teraz dobranoc.- powiedział i wyszedł.
-Dobranoc, Draco.- mruknęłam gdy drzwi się zamknęły.
------------
Dni mijały a ja zaprzyjaźniłam się z byłym Ślizgonem. Oboje dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Często opowiadałam mu o swoim życiu i o historii Rosji, mojego rodu i innych. On również odpłacał mi się tym samym. Okazało się, że umie mówić po rosyjsku, więc stwierdziłam z ulgą, że nie będę musiała go uczyć. Teraz siedzieliśmy w ogrodzie śmiejąc się ze wspomnień ze szkoły.
-Shokolad! Gde ty?!Moye sladkiy shokolad! – (tłum.: Czekoladko! Gdzie ty?! Moja słodka czekoladko!) usłyszałam nawoływania dochodzący z domu.
-Andrei...- szepnęłam i pobiegłam najszybciej jak mogłam w stronę domu.
-Poczekaj na mnie!-krzyknął za mną Malfoy ale nie zatrzymałam się. Biegłam dalej. Byliśmy w najdalszej części ogrodu ale dzięki zaklęciu było wszystko słychać. Coraz głośniej słyszałam go. Mojego ukochanego brata. Przystanęłam, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko.
-Kat!-usłyszałam i szybko się obróciłam. Zobaczyłam uśmiechniętego Malfoya a obok niego wysokiego bruneta. Nie czekając na nic rzuciłam mu się w ramiona. A on okręcił mnie kilka razy wokół własnej osi. Zaśmiałam się głośno. Chyba po raz pierwszy od dwóch lat. Głośno i szczerze.
- Moye malen’kaya printsessa.-(moja mała księżniczka) powiedział gdy postawił mnie już na ziemi i pocałował w czoło.
-Ya ne veryu...- (Ja nie wierzę)wyszeptałam.
-Vam luchshe poverit’. -(Lepiej w to uwierz.)zaśmiał się.
-Ya skuchat’ po tebe.- (Tęskniłam za Tobą.)
-Ya takzhe.- (Ja też.)
-Ja nadal tutaj jestem.- powiedział cicho Malfoy. Zaśmialiśmy się z niego. Widać, że był zakłopotany.
-Wiem wiem.
-Ya znayu.(Wiem.)
-Nawet w tym jesteście zgodni.- zaśmialiśmy się we trójkę.
-Chodźmy gdzieś usiąść. Musisz nam wszystko opowiedzieć.- powiedziałam podekscytowana i pociągnęłam go za rękę wgłąb ogrodu.

Jak dalej potoczyło się moje życie?
Normalnie. Dwa miesiące po powrocie mojego brata Draco i ja byliśmy już parą. Po roku oświaczył mi się. A dwa i pół roku po mojej ucieczce od Rona zostałam Panią Malfoy. Teraz mija 15 rocznica mojego ślubu i mogę powiedzieć że jestem szczęśliwa. Mam kochającego męża, przystojnego syna i dwie piękne córki.
                                                       Pamiętaj...Zawsze znajdzie się powód do radości.....


~~~~~~~~
Witam. Witam.
Miło mi bardzo, że nikt nie czyta, ale to nic. Postanowiłam nie usuwać bloga. Będę dodawała rozdziały i miniaturki kiedy będę mogła. Może akurat ktoś kiedyś odnajdzie mnie i przeczyta... doceni... To jest pierwsza z moich miniaturek i cóż mam nadzieje że się spodoba komuś.. no własnie komuś...
Dark Liliane

sobota, 12 października 2013

Rozdział II- A może jednak?


Z wielka radością mogłam stwierdzić, ze dzisiaj sobota, wiec mogę sobie spokojnie pomyśleć. Jak się czuje? Źle...? Strasznie...? Nie wiem nic nie czuje... Teraz nic... Minęło 5 dni. Całe 5 dni od tamtego wydarzenia. Rany się zagoiły. Te na ciele tak.. nie na duszy. Na duszy nigdy nie zniknął bo nie ma już takiej siły żebym mogła zapomnieć. Teraz leże i patrze się w sufit. Znacie to uczucie kiedy wiecie co macie robić a wam się nie chce. Pewnie tak... W głowie mam natłok myśli ale nie płaczę. Słoneczny, ciepły dzień. Nic nikogo nie obchodzi. Ja nikogo nie obchodzę... Nikogo... Musiałam jeść a to wszystko przez Malfoya. Siada obok mnie na posiłkach i zmusza bym na nie chodziła. Większość jedzenia ląduje pod stół. Mam nadzieje, że mnie nie podejrzewa i nie sprawdza. Coś do niego czuje. Na pewno. Teraz to wiem. Ale to na pewno nie zauroczenie. Ja nie zasługuje na coś takiego a co dopiero miłość. Dodatkowo jestem szlamą. Wiem że Smoka nie obchodzi status krwi ale to nie znaczy, że coś do mnie czuje. Nadal jestem Szlamą. A to się nigdy nie zmieni.  Ehh… Rozmyślałabym dalej  gdyby nie ból głowy i suchość w gardle. Kac. Znowu zabalowałyśmy z GinnyWpadła do mojego osobistego dormitorium cała zapłakanarzuciła się na mnie przytulając i całując w policzki. Za chwile się oderwała i zaczęła histerycznie śmiaćPatrzyłam się na nią jak na idiotkę aby po chwili dowiedzieć się co było przyczyną takiego zachowania. Okazało się, że Harry Potter zerwał z Ginny o czym ona od dawna się modliła chociaż nadal go kochała, a płakała dlatego ze ją zdradził z Cho ChangPodniosłam się z łózka i zaczęłam szukać eliksiru na kaca tak by nie obudzić Rudej. Niestety nie miałam już ani jednej pełnej fiolki. Musiałam pójść wiec do pokoju Smoka. Po kilku krokach przewróciłam się, a raczej potknęłam o jedna z pustych butelek,  które walały się po podłodze i runęłam głośno na ziemie. Zaklęłam cicho i już miałam wstać kiedy otworzyły się drzwi. A w nich stali w samych spodniach, jak mieli to w zwyczaju dwaj przystojni ŚlizgoniPokój wyglądał jak miejsce po wielkim huraganie. Zaśmiali się cicho.
-Może pomoglibyście mi wstać?- warknęłam w ich stronę, zwracając tym samym na siebie uwagę.
-Chodź moja niezdaro.- podszedł do mnie wysoki blondyn i szybkim, gwałtownym ruchem pomógł mi wstaćpociągając tak, ze zachwiałam  się i gdyby nie jego silne ramiona, znowu bym upadla- Patrz stary... Jeszcze nic nie zrobiłemjuż nie może mi się  oprzeć.
-Malfoy  puść mnie.- chciałam  się  wyrwać ale był zbyt silny.
-A co z tego będę miał?- nachylił się w moja stronę.
-Hmmm...- przez chwile udawałam, że się zastanawiam- No nie wiem... Może kopa w dupę?
-Jasne. No to co będę z tego miał?- uśmiechnął się ironicznie. Już miałam mu coś odpowiedzieć ale Blaise Zabini mi nie pozwolił.
-Stary ulituj się nad Wiewióreczką bo śpiChodźcie do salonu.- i poszli ale Malfoy zamiast mnie zostawić w spokoju to wziął na ręce i postawił mnie dopiero koło kominka ale dalej trzymał w objęciach.
-Macie eliksir prawda?- spytałam z nadzieja.
-A co kacyk?- uśmiechnął się perfidnie Dracoprzyciągnął mnie do siebie bardziej kiedy wykorzystałam jego chwile nieuwagi i próbowałam uciec.
-Oj Malfoy. Nie pierwszy i nie ostatni. Ja to nie potrzebuje  tak bardzo. Zresztą mi zaraz przejdzie. Ale Ginny... jak zejdzie z łózka jutro rano sama to będzie cud- zażartowałam.
-Aż tak źle?- spytał rozbawiony Diabeł.
-Powiedzmy, ze przesadziła troszkę...
-Troszkę...?
-Tak troszkę Blaise. Nie moja wina, ze mamy mocne głowy a ona chciała się upić do nieprzytomności co jej się udało. Malfoy?
-Hm..?
-Możesz mnie puścić. Musze usiąść.
-Oh... Jasne.- mimo moich dalszych oporów ponownie wziął mnie na ręce i usiadł sobie na kanapie a mnie posadził na kolanach i zmusił bym się do niego przytuliła.
-Jesteś... okropnym…wrednym…i chamskim…dupkiem…-po każdym wypowiedzianym  słowie słychać było mocne uderzenie i cichy śmiech Diabła.
-Jezu... kobieto ale ty masz sile.-szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął jeszcze bliżej.
-Nie chciałbym wam przeszkadzać moje gołąbeczki ale zdaje mi się, że wolał ktoś Mionkę.-powiedział Blaise nie mogąc powstrzymać głośnego śmiechu.
-Malfoy. Musze iśćPuść mnie.-niechętnie chciałam wstać na co mi oczywiście nie pozwoliłPróbowałam się wyrwać ale byłam za słaba. Co się dziwić od ponad 2 tygodni nic nie jadłam.
-Ale ja nie chce i ty tez nie.
-Hermiona! Ty idiotko! Zabije cie!-usłyszeli głośny krzyk Panny Weasley a po chwili histeryczniej śmiech.
-O nie…-jęknęłam i tym razem bez oporów wtuliłam się w ciepły tors Smoka.
-Pójdę do niej.
-Blaise nie radziła bym. Wiesz ten śmiech... nie radziłabym ci. Teraz pewnie demoluje mi pokój i...
-Jakoś się cicho zrobiło nie?-przerwał mi Diabeł.
-O boże...-szepnęłam i zerwałam się na równe nogi i jak najszybciej pobiegłam do swojego pokoju, ignorując pytania chłopaków. Gdy zobaczyłam plącząca Ginny przy moim łózkoktóra wpatrywała się w swoje zakrwawione ręce zebrała się we mnie cala złość-Ginerwo Weasley! Ty debilko! Ty idiotko! Zaraz to ja cię zabije!- podeszłam do niej i złapałam za ramiona mocno potrząsając-Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Zapierdzielaj do łazienki się omyć i oczyścić te rany! Bez żadnego ale!- Ginny z miną skazańca zamknęła się w łazience a po chwili było słuchać szum wody. Zamknęłam oczy i policzyłam do 10. Wiedziałam,że jej nic nie będzieZresztą sama się okaleczałam gorzej i jakoś żyje. A ona... ona tylko stłukła wszystkie butelki i całe szczęście nie podcięła żył. W końcu taka głupia nie była... Chciała bym jej pomoc ale nie potrafię... Nie mogę się zmusić... Za dużo wspomnień... O wiele za dużo... Wyszłam z pokoju z myślą, żmuszę się napić czegoś mocniejszego. Gdy tylko weszłam do salonu Malfoy  wstał z fotela a Blaise zbladł.
-Granger! Dlaczego ty masz na rękach i ubraniach krew?!-pieklił się Dracopodchodząc kilka kroków bliżej do mnie. Dopiero teraz zobaczyłam, żmiałam na sobie pełno krwi mojej ukochanej przyjaciółki.
-Kuźwa.-zaklęłam cicho. Przecież mogłaś się tego spodziewać głupia ze nie przejdziesz niezauważona przez salon w dodatku cała we krwi. Idiotka.odezwał się drugi głos w mojej głowiePotrząsnęłam lekko głowa i spytałam głośno- Blaise?
-Tak?
-Pójdziesz do mojego pokoju i doprowadzisz go do porządku?... i do Ginny. Jest w łazience. Trzeba opatrzyć jej rany. Ja nie mo...-zaciełam się i zamknęłam oczy. Nie rycz głupia! Nie przed nimi.. potem.. w łazience... razem z żyletką nie teraz...-Błagam.-powiedziałam już cichym, lekko drżącym głosem.
-Jasne. Już  idę. – nie zastanawiając się ani chwili dłużej pobiegł we wskazane prze zemnie miejsceRuszyłam w stronę barku, ale gdy przechodziłam obok wysokiego blondyna zatrzymał mnie. Swoja rękę położył na moim kościstym biodrze jednocześnie zagradzając dalszą drogęSpojrzałam na niego pytająco.
-Musisz się w coś przebrać i umyć. –odparł stanowczym lecz zmartwionym głosem.
-Nie chce iść do pokoju. Daj mi spokój.
-Pójdziemy do mojego pokoju.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale. Idziesz albo cie tam zaniosę.-syknął. Nie ruszyłam się więc westchnął cicho. Podszedł do mnie od tylu i jego obie ręce spoczęły na mojej wąskiej talii. Nachylił się nade mną i wyszeptał do ucha.-Nie bądź uparta. Gdybym chciał coś ci zrobić to bym już dawno zrobił.
-Wiem. Chce się tylko napić trochę Ognistej i potem pójdę.
-Jak będziesz już ogarnięta to się napijesz.-popchnął mnie lekko do przodu. Nie opierałam mu się więc już po chwili siedziałam na skraju jego łózka- Poczekaj chwile.-zniknął w łazience ale już po chwili wyszedł z niej trzymając malutki ręcznik i miskę wody. Gdy chciałam zabrać od niego rzeczy nie pozwolił mi. Nie zdarzyłam zaprotestować bo mnie wyprzedził.- Nic nie mów. Daj chociaż raz sobie pomoc.-powiedział patrząc w moje oczy. Czułam, że zaraz się rozpłacze. Mimo moich starań czułam jak łzy napływają mi do oczu. Spuściłam głowę by nie widział jak z nimi walczęWziął moja rękę i delikatnie wytarł, tak samo z druga. Nagle wstał i podszedł do szafy. Wyciągnął jedna ze swoich koszul i podał mi. Bez słowa wstałam i weszłam do łazienkiPrzytrzymałam się umywalki i spojrzałam w lustro. Nie mogłam znieść widoku mojej zmęczonej życiem twarzy. Zdjęłam swoja koszule nocna i teraz już nie powstrzymywałam łez. Nogi i brzuch całe w małych bliznach i strupach. Wychudzone ciało i wystające zebra. Idealny efekt głodzenia się i samookaleczeniaNienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego dawnego pięknego ciała.
-Jesteś wrakiem, Hermiono. Wrakiem. Chodząca śmiercią.-wyszeptałam w swoje odbicie. Opłukałam twarz zimna wodą i obrałam koszule DracoUgięły mi się kolana gdy poczułam zapach jego perfum. Usłyszałam nagle pukanie do drzwi i zaniepokojony głos.
-Hermiona? Wszystko porządku?-zamknęłam oczy. Nie. Nie jest w porządku! Kurwa nic nie jest porządku!-pomyślałam.
-Tak.-otworzyłam drzwi i wymusiłam lekki uśmiech skierowanego w ubranego już Smoka-Musiałam po prostu pomyśleć.-przeleciał mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
-Mogłabyś częściej zakładać moje koszule. Do twarzy ci w niej.- w jego oczach było widać zadowolenie i pożądanie. Wielkie pożądanie ale zignorowałam to.
-Dziękuję. Wiesz, przemyśle twoja propozycje.-uśmiechnęłam się uroczo.
-Mam nadzieje, ze pozytywnie. A teraz chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łózka.
-Po co?-spytałam dzielnie ukrywając strach.
-Głuptasie.-pacnął mnie lekko w nos-Przecież się na ciebie nie rzucę i nie zgwałcę. Nie jestem potworem.-kiwnęłam głowaOsiadłam na łózko a on zajął miejsce obok mnie. Rozmawialiśmy przez długi czas, co jakiś czas wybuchając śmiechem. W pewnym momencie zrobiłam się senna. Nie wiele myśląc położyłam głowę na barku chłopaka a on przygarnął mnie rękaWtuliłam się w niego mocnej. Po chwili usnęłam w objęciach tego, z którym miałam przeżyć niewątpliwie najlepsze dni swojego marnego życia.
~*~
Trzymając ja w talii poprowadziłem najpierw do mojego pokoju, a potem na łózkoUsiadła na jego skraju.
–Poczekaj chwile.-powiedziałem i już mnie nie byłoWszedłem do łazienki. W szafeczce pod umywalka znalazłem apteczkę i mała miseczkęktórą napełniłem do polowy ciepłą woda. Wyjąłem jeszcze mały ręcznik i udałem się z powrotem do pokoju.  Podszedłem do szatynki i kucnąłem przed nią a obok postawiłem miskę. Już chciała zabrać ode mnie ręczniczek ale przyciągnąłem go bliżej do siebie. Przerwałem jej gdy otwierała usta- nic nie mów.- zamilkła i popatrzyła mi prosto w oczy- Daj chociaż raz sobie pomóc- po tych słowach zobaczyłem łzy w jej oczach. Natychmiast spuściła głowę  w dółUśmiechnąłem się  zwycięsko i wziąłem jej małą dłoń. Delikatnymi ruchami wytarłem jej ręceWstałem i nic nie mówiąc  wyciągnąłem jedna z moich ulubionych białych koszul. Podałem jej a ona nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem zniknęła w łazience. Balem się o niąWiedziałem, że coś ją dręczyChciałem się dowiedzieć, ale pewnie by mi nie powiedziała. W czasie swoich rozmyślań obrałem luźna koszulkę. Podszedłem do drzwi wyraźnie zaniepokojony. Była tam już od kilku minut, a miała tylko założyć moją koszule. Zapukałem lekko.
-Hermiona? Wszystko w porządku?- nie musiałem czekać długo na jej odpowiedź.
-Tak.-otworzyła i stanęła w drzwiach, lekko się uśmiechnęłaWiedziałem, że był wymuszony.-Musiałam po prostu pomyśleć.-dopiero po chwili zorientowałem  się, że stoi przede mną w moje koszuli. Była na nią o wiele za duża, więc sięgała jej prawie do połowy ud. Musiałem stwierdzić, że ma bardzo zgrabne nogi. Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem w jej smutne oczy.
Mogłabyś częściej zakładać moje koszule. Do twarzy ci w niej.- poprawiłem lekko kołnierzyk.
-Dziękuję. Wiesz, przemyśle twoją propozycje.- ucieszyłem się jak małe dziecko, ale nie dałem tego po sobie poznać.
-Mam nadzieje, że pozytywnie. A teraz chodź.- złapałem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę łózka. Ale ona natychmiast się zatrzymała.
-Po co?-spytała na pozór spokojnie. Może i bym uwierzył, że jest spokojna ale jej oczy mówiły
wszystko. Bala się. Bala się, że zrobię jej krzywdę.
-Głuptasie.- powiedziałemprzysunąłem się niezauważalnie i pacnąłem w nos- Przecież się na ciebie nie rzucę i nie zgwałcę.- w jej oczach oprócz strachu można było zobaczyć przerażenieból ale i ulgę- Nie jestem potworem.- nie pewnie kiwnęła głową ale usiadła. Bez zastanowienia usadowiłem się obok niej i lekko uśmiechnąłemChciałem poprawić jej humor, więc zwinnie omijałem temat tego co się stało rano. Co chwile śmialiśmy się z moich żartów. Nagle poczułem jak kładzie głowę na moim barku. Przyciągnąłem ją do siebie tak by wtuliła się we mnie. Po chwili usłyszałem jej miarowy oddech i tak żeby jej nie obudzić wziąłem na ręce i ułożyłem wygodnie na łóżkuOkryłem jej niewielkie ciało i zacząłem się przyglądać. Miała duże, malinowe usta, które mógłbym całować cały czas, teraz układały się w lekkim uśmiechuMały, zgrabny nosek. Długie brązowe włosyktóre kiedyś były kręcone, teraz całkowicie proste, opadały swobodnie na poduszkę. Lekkie pukanie do drzwi wybudziło mnie z transu. Otworzyłem je a w nich stał nie kto inny jak mój najlepszy przyjaciel.
-Gdzie nasza ukochana Gryfoneczka?- spytał głośno.
-Cicho bo ją obudzisz pacanie.- syknąłem w jego stronę i zamknąłem drzwi.- A ty gdzie zgubiłeś Rudą?
-Poszła się położyć do swojego pokoju.
-Aha. Chodź, opowiesz mi wszystko.- wszedłem do salonu z Diabłem i usiedliśmy na kanapie.
-A więc poszedłem do pokoju Mionkiktóry wyglądał jeszcze gorzej. Wszędzie było szkło a przy łóżku kałuża krwi. Wszedłem do łazienki a tam moja Wiewióreczka siedzi na podłodze w ubraniach. Cała mokra i wpatruje się w swoje ręce pełne krwi i płaczę. Gdy mnie zobaczyła jeszcze bardziej się rozryczała. No i wiesz opatrzyłem jej rany, pocieszyłem ja, pogadaliśmy i ona powiedziała, że musi się przespać. No to ja ją odprowadziłem do wieży Gryfindoruprzyszedłem ogarnąć pokój Miony. No a u ciebie jak było?
Westchnąłem głośno i zacząłem opowiadać. Gdy skończyłem Diabeł wyglądał na poruszonego.
-Jak myślisz dlaczego się tak zachowała?
-Mógłbyś jaśniej?
-No.. ona praktycznie uciekła ze swojego pokoju zamiast pomóc Rudej.
-Nie wiem ale to do niej nie podobne. Zawsze chętnie pomaga a teraz... Nie wiem Ale coś musiało się stać i to na pewno się stało. Mam tylko nadzieje ze to nie jakiś facet zrobił jej krzywdę bo go wtedy osobiście zabije.- Blaise tylko mi przytaknął. Szkoda tylko że nie wiedzieli jak blisko było prawdy...

~~~~~~~~~
Witam. Witam.
Nie było mnie prawie dwa tygodnie . Wiem i przepraszam ale zaczynam pisać historię jeszcze raz. W szpitalu nie napisałam nic ale nie potrafiłam. Teraz szkoła... wszystko musiałam nadrobić. Ale już jestem i nie wiem w ogóle czy ktoś naprawdę czyta moje wypociny ale prosiła bym o komentarz nie mówię tutaj o kilku zdaniowym czy coś ale jedno słowo "Czytam" wtedy będę miała większą zachętę do tego. Dziękuje za uwagę. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Następny rozdział będzie gdzieś za tydzień. Szkoła, sprawdziany i te sprawy... Przepraszam ://
Pozdrawiam,
Dark Liliane