sobota, 23 listopada 2013

Rozdział IV- Krwawa prawda



Ouch I have lost myself again
Lost myself and I am nowhere to be found,
Yeah I think that I might break
I've lost myself again and I feel unsafe-
Sia "Breathe me"


-Kogo oszukujesz Hermiono?- Zamknęłam oczy i szybko weszłam do łazienki, wcześniej trzaskając drzwiami. Zjechałam w dół i ukryłam twarz w dłonie. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Byłam na siebie zła. Ginn chciała mi pomóc a ja ta pomoc odrzucałam. Nie wiedzieć dlaczego odrzucałam ją ciągle i ciągle. Chociaż nie… Wiedziałam dlaczego. Nienawidziłam siebie i swojego życia. Chciałam umrzeć, ale musiałam żyć dla mojej matki i jej dziecka. Wstałam i popatrzyłam w lustro. I co zobaczyłam? Piękną dziewczynę z przeszłością. Nie mogłam patrzeć na mierną imitacje mnie, więc nalałam wody do wanny. Rozebrałam się i wzięłam żyletkę. Zamoczyłam się i zamknęłam oczy. Po patrzyłam się w końcu na swoje ciało. Duże piersi, wystające żebra i płaski brzuch, a nawet lekko wklęsły, wręcz kościste ręce i nogi. Przejechałam palcem po żyletce a potem po jednej z blizn na brzuchu. Nie wiele myśląc zadawałam sobie ból, czując jak wszystkie smutki i zmartwienia wraz z nowymi ranami odpływają w zapomnienie. Wyszłam z wanny pełnej mojej krwi i osuszyłam. Założyłam czystą bieliznę i zrobiłam sobie lekki makijaż. Weszłam do pokoju i wyciągnęłam z szafy jakieś ubrania. Szybko włożyłam je na siebie i poszłam do salonu. Nikogo nie było a zegar wskazywał, że mam jeszcze 40 minut do lekcji. Powiedziałam sobie teraz albo nigdy. Wstałam i wyszłam. Przed drzwiami do Wielkiej Sali zatrzymałam się i zmusiłam do szerokiego uśmiechu. 
„ Przedstawienie czas zacząć” -pomyślałam. Podeszłam do swojego stołu i usiadłam obok Ginny.
-Przepraszam. Wiem, że chcesz mi pomóc a ja to ignoruje. Przepraszam.- uśmiechnęła się i przytuliłyśmy się. Wzięłam jeden tost i szybko zjadłam. Widziałam zdziwiony wzrok Rudej- Skończyłam z tym.Wiesz… Sama musiałam zrozumieć parę rzeczy żeby po prostu przyznać się przed sob. Nawet przed samą sobą było mi trudno. Ale nie chce tak żyć. Chce wziąć się w garść i zapomnieć o tym pieprzonym zwyrolcu.
-Jesteś okropna.- zaśmiała się.
- Masz racje. Jestem okropną przyjaciółką.- zaśmiałyśmy się razem. Nagle wstał Neville i krzyknął na całą salę.
-Uwaga!- każdy spojrzał na niego wyczekująco nawet nauczyciele- Chciałbym uroczyście ogłosić, że stał się cud. Nasz znana i kochana Hermiona Granger przyznała rację tej mniej znanej ale również kochanej i wspaniałej Ginny Weasley.- cały stół Gryffindoru zaczął klaskać i wiwatować. Po chwili wszyscy poszli w ślad naszego stołu. Weszłam na stół śmiejąc się głośno razem z Wiewiórą. Neville i kilka innych osób odsunęło jedzenie i naczynia. To mój czas. Nie pierwszy raz robiłam takie przedstawienie ale teraz na prawdę chciałam się dobrze bawić. 
- Boże taki zaszczyt! Hermiona mój Mistrzu!- krzyknęła Ruda i próbowała pocałować mnie w rękę.
-Weź bo normalnie się wzruszę.- wytarłam niewidzialną łezkę z oka. Inni pękali już ze śmiechu.
-Dziękujemy ci Neville za taką wspaniała wiadomość.- powiedziała uśmiechnięta dyrektorka- Panno Granger czy może Pani zejść z Panną Weasley ze stołu?
-Ależ oczywiście Pani Dyrektor.- powiedziałam nadal uśmiechnięta i pokazałam palem na Przyjaciółkę.- Ty! Przynieś mi świnie pod nogi! A ty ośle pomóż mi zejść.
-Nie jestem osłem tylko Paul.- puścił mi oczko niebieskooki. 
-Paul, osioł, idiota. Nie ważne pomóż mi. A ty Ruda Wiewiórko... Gdzie moja świnia do cholery?!- wydarłam się. Teraz nawet dyrektorka śmiała się. "To cud."-pomyślałam. "Żelazna dziewica, która miała męża potrafi się śmiać... Niesamowite."
-Zabini! Słyszałeś! Miona cie woła!- na te słowa już nikt nie mógł się powstrzymać od parsknięcia.
- Tak? Ja? Świnia!? O nie! Tak nie będziesz się bawiła z Diabłem!- obiegł wszystkie stoły i uklęknął przede mną.
-Oh... nareszcie. Diabełku?
-Tak o ma Pani?
-A gdzie mój pupilek hę?- spytałam i rzuciłam mu wściekłe. Wstał i otrzepał spodnie z kurzu i wydarł się.
-Malfoy! Ty parszywy szczurze! Chodź tutaj!
-To ja już wole być fretką – powiedział sam do siebie ale tak by wszyscy na sali to usłyszeli. –Granger zejdź ze stołu.- podszedł do mnie.
-Kim ty jesteś by mi rozkazywać!- sama ledwo powstrzymywałam się przed szerokim uśmiechem tym bardziej gdy widziałam jego ironiczny uśmieszek, który tak kochałam. Czekaj! Wróć! Ja go nie kochałam. Ja go miałam nienawidzić... Eh...
-Twoim pupilkiem a teraz złaź.- wyciągnął swoją rękę do mnie.
-Nie.- powiedziałam a on znów mógł podziwiać mój piękny uśmiech. Teraz wiedziałam, że jest niewymuszony lecz prawdziwy pierwszy raz od kilku miesięcy.
-Nie to nie twoja strata skarbie.- powiedział i stanął koło mnie. Złapał mnie w talii i podniósł do góry. Okręcił kilka razy.
-Malfoy! Ty tleniona fretko! Puść mnie w tej chwili!- krzyczałam i śmiałam się jednocześnie.
-Ale ci się to podoba.- zeskoczył ze stołu i tak po prostu wyszedł ze mną na ręcach na pusty korytarz.
-Malfoy! Puść mnie już!- zrobił tak jak chciałam i lekko przyparł do ściany. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam.- Przepraszam za wczoraj. Nie powinnam...
-Daj spokój.-przerwał mi- Cieszę się, że dzisiaj coś zjadłaś.
-Po prostu zrozumiałam kilka rzeczy i tak jakby postanowiłam zacząć żyć tylko teraźniejszością.
-Cieszę się. A...-zawahał się na chwile- czy ja jestem w tej teraźniejszości?
-Jasne, że tak.- uśmiechnęłam się by mógł podziwiać mój rząd śnieżnobiałych zębów.
-Nie przeszkadzamy wam za bardzo?- spytał Diabełek i położył rękę na talii Rudej.
-Nie a my?- spytał Smok ze złośliwym uśmieszkiem.
-Zabini-warknęła wściekła Ruda- Zabieraj te łapy!
-Jakie łapy? Ja nic nie widzę.- przyciągnął ją bliżej do siebie. Inni uczniowie, którzy wychodzili z Sali przyglądali się wszystkiemu z wielkim zainteresowaniem.
-Ginny... gdyby...
-Ty się nawet nie odzywaj.- skinęłam głową i oparłam czoło o bark blondyna. Poczułam jak jego ręka oplata mnie w pasie, uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiałam jego dotyk. Uwielbiałam gdy tak po prostu mnie przytulał. Uwielbiałam gdy był obok mnie. 
-Chyba trzeba coś zaradzić bo Wiewiórka zaraz pożre mi przyjaciela.- usłyszałam jego szept przy moim uchu. Spojrzałam w stronę kłócącej się dwójki a potem na pseudo fretkę.
-Wiesz Smoku...
-Tak...
- Posłuchaj tego: Ginerva i Blaise Zabini. Czy to nie brzmi tak pięknie?- od razu obrócili się w naszą stronę. Malfoy po krótkiej chwili zastanowienia wiedział o co mi chodzi. 
-Oczywiście, że tak. Dwa słodkie cukiereczki.- puściłam im dwa całuski w powietrzu i zachichotałam jak jakaś idiotka uczepiając się ramienia Draco, który jak gdyby nigdy nic ponownie położył swoją dłoń na mojej talii a drugą gestykulował i ciągle mówił- Patrz skarbie już teraz kłócą się jak stare dobre małżeństwo.
-Dracusiu ja od zawsze wiedziałam że są sobie przeznaczeni.- zaszczerbotałam słodko i palcem wskazującym pacnęłam go po policzku.- Są tacy sami. No jak dwie krople wody po prostu. Czyż to nie wspaniałe?!- krzyknęłam słodko się uśmiechając. Spojrzał mi w oczy i już nie potrafiliśmy powstrzymać śmiechu. Wtuliłam się w niego a twarz schowałam w zagłębienie jego szyi, a on mocniej mnie objął rękoma.
- Ćpaliście coś?- spytał rozbawiony Diabeł.
-Nie.- powiedział Smok i na nowo się roześmiał. Wiedziałam, że wzbudzamy sensację. Ale gdyby nie on pewnie tarzała bym się na ziemi i zanosiła śmiechem jak to robię teraz.
-Na pewno?- Popatrzył na nas podejrzliwie gdy tylko odchyliłam głowę do tyłu by zobaczyć dwójkę moich przyjaciół.
-Ta-ak.-powiedziałam i znów się zaśmiałam.
-Dobra skończcie już.- powiedziała Ginny- Idziemy na lekcje ale i tak chce namiary na tego dilera.- puściła mi oczko i ruszyła przodem. Zaraz za nią szedł Diabeł, a ja dalej szłam wtulona w przystojnego blondyna.
-Siedzimy razem.-powiedział mi do ucha.
-Dlaczego?- kiwnął głową w przód pokazując na Gin i Blaise. – Aaa rozumiem.
Zaśmiałam się cicho pod nosem. Ten dzień zapowiadał się wspaniale. Tak więc szłam na lekcje OPCM. Nie lubiłam naszego nauczyciela. Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Miał podobną szatę do Snape’a. Nigdy się nie uśmiechał. W jego spojrzeniu było coś jadowitego dlatego nikt nie patrzył mu prosto w oczy kiedy nie musiał. Owszem był dobrym nauczycielem. Ale gdybym miała wybierać kogo wolę Snape’a czy Aleksandra Gray’a. Wybrała bym Snape’a. Gdy doszliśmy sala była już otwarta. Weszliśmy szybko i zajęliśmy miejsca. Zanim przybył nauczyciel widziałam wściekły wzrok przyjaciółki.
-Witam was na kolejnych zajęciach. Dzisiaj zajmiemy się bardzo trudną i złożoną magią. Mam na myśli zaklęcie patronusa. Każdy na pewno wie na czy ono polega. Miałem przyjemność również słyszeć o Gwardii Dumbledora. Domyślam się, że Pan Potter nauczył go większość swoich jakby to powiedzieć uczniów. Dlatego zdołałem zdobyć listę tej Gwardii i oczekuje, że każdy zaprezentuje nam pięknego patronusa. Potter i Weasley nie chodzą do szkoły dlatego poproszę wybawczynię od zła. Panno Granger na co Pani czeka?- spytał. Mój wzrok był pusty a twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
-A czy nie mogę najpierw ja?- odezwała się Ginny. Obie z wiedziałyśmy, że nie uda mi się wyczarować
go kilka miesięcy temu próbowałam ale nie mogłam. Nie potrafiłam tego zrobić. 
-Nie!- krzyknął- Ma zrobić to ona! No już! Rusz się! – powoli wstałam z krzesła i przeszłam z dumnie podniesioną głową do góry przez całą klasę. Zamknęłam oczy i próbowałam znaleźć jakieś wspomnienie. Otworzyłam oczy i z pogardą spojrzałam na profesora. Pomyślałam o tańcu z Harrym. Byłam wtedy szczęśliwa, że mogłam oderwać się od rzeczywistości.
-Expecto patronum!- powiedziałam a z mojej różdżki wyleciała jedynie biała mgła, która szybko znikła. Mimo wszystko odważnie spojrzałam mu w oczy pełne satysfakcji.
-Oh.. co za nieszczęście! Z tego co wiem jako jedna z pierwszych wyczarowałaś Patronusa, który przybrał formę wydry.
-I co z tego?- spytałam siląc się na spokojny ton. Każdy w klasie patrzył na mnie. Nie mogli uwierzyć, że ja, Hermiona Granger nie potrafię tego zrobić. Każdy uważał mnie za szczęśliwą dziewczynę a teraz...
-To, że wiedziałem że nie wyczarujesz patronusa po tych wydarzeniach.- spojrzałam na niego pytająco a on podszedł do mnie i powiedział tak bym tylko ja usłyszała.- Nie pamiętasz mnie? Starego przyjaciela twojego ojca?- spojrzałam na niego ze strachem i zaczęłam szybko oddychać.- Koniec zajęć.- powiedział i wyszedł. Inni również wyszli zostałam tylko ja, Draco, Ginny i Blaise. Schowałam szybko różdżkę.
-Mionka? Wszystko w porządku?- spytała Ginny.
-Tak.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Co ci powiedział?
-Pytał czy go nie pamiętam.
-Znasz go?- spytał Diabeł. Kiwnęłam głową i ją spuściłam.
-Herm...- zaczęła łamiącym głosem- Kto... kto to jest?- spytała szeptem.
-Nie domyślasz się?
-Nie.- skłamała.
-Hm... niech pomyśle. Mój ojciec znał tylko dwóch czarodziejów. Mnie i jego. Zapewne pije eliksir wielosokowy żebym go nie poznała. No i zmienił nazwisko. Aleksander..
-Rotter.- dokończyła.
- Cały czas mnie pilnuje i donosi ojcu. Cholera a podobno taka inteligentna jestem.
Na ta uwagę zaśmialiśmy się wszyscy.
-Chodźcie nie będziemy marnować czasu na jakiegoś dupka.- mruknęłam i złapałam za rękę Smoka.
Zobaczyłam na jego twarzy uśmiech. Odwzajemniłam go i pociągnęłam na korytarz. Reszta lekcji minęła spokojnie. Bez problemu zjadłam trochę obiadu i nawet kolację.
Wieczorem gdy siedzieliśmy w pokoju wspólnym zastanawiałam się nad tym jak zareaguje Ruda na ciążę mojej mamy i na to, że wracam do domu.
-Ginny- zaczęłam niepewnie- Muszę ci coś powiedzieć.- uparcie patrzyłam się na swoje dłonie.
-No mów. Chyba gorzej już być nie może.- zaśmiała się cicho.
-Uwierz, że może.-mruknęłam cicho, ale jedynie siedzący obok mnie blondyn to usłyszał.
-To może my wyjdziemy…- powiedział Diabeł.
-Nie musicie. Ktoś musi uratować Gin jakby co.- puściłam mu oczko na co uśmiechnął się przebiegle.
-Miona.- mruknęła ostrzegawczo w moją stronę. Uśmiechnęłam się uroczo i ułożyłam ręce w geście obronnym.
-Miałaś coś powiedzieć.- przypomniał mi Malfoy.
-Ach no tak... Moja mama jest w ciąży. – spojrzałam ze strachem na Rudą, która się śmiała. Nawet wstała z kanapy ale widząc mój wyraz twarzy szepnęła.
-Boże... – wstała i poparzyła na mnie- ty nie żartujesz...- i opadła z powrotem na kanapę.
-No to gratulacje Mionka.- odezwał się Blaise.
-Tak gratulacje. Zostaniesz siostrą.- uśmiechnął się rozbrajająco, ale odpowiedziałam mu tylko grymasem.
-Nie ma co gratulować.- podeszła do okna zdenerwowana Ginny.
-To co mamy płakać?- spytał z kpiną Smok.
-Tak właśnie! Nic nie wiesz więc się nie odzywaj Malfoy!- krzyknęła tak, że sam Diabeł przełknął głośno ślinę.
-To może nam wyjaśnicie?- spytał z nadzieją. Ginny obrzuciła go tylko wściekłym spojrzeniem. Prychnęła.
-Chcielibyście. A ty Miona!- pokazała palcem na mnie- Nie wrócisz tam! Nie pozwolę ci!- siedziałam niewzruszona i patrzyłam na ścianę przede mną.- Nic nie odpowiesz?- spytała spokojnie. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie i wtedy dopiero zrobi się niebezpiecznie. Ale wolałam się nie odzywać. Poczekać aż wyrzuci to z siebie i dopiero wtedy się odezwać- Jasne. Najlepiej milczeć. Pieprzyć to życie! Tak najwygodniej nie? Zamknąć się w sobie i wmawiać jakieś głupoty! Wiele rzeczy rozumiem ale po prostu nie mogę znieść widoku tego jak się męczysz do cholery! Spójrz na mnie! Co jeszcze zrobisz oprócz głodzenia się i cięcia?- patrzyłyśmy sobie w oczy a na moją twarz wpłynął ironiczny uśmieszek.
-No nie wiem... Co ty na to żeby rzucić się z Wieży Astronomicznej?- ręka Draco od razu powędrowała na moją dłoń i mocno ścisnęła.
-Jesteś idiotka! Może niedługo zaczniesz ćpać, co?
-Wiesz to nawet może być ciekawe.- pokręciłam głową z uznaniem.
-Na gacie Merlina Granger! Musisz zacząć żyć!
-A jak ja nie chce?!- teraz to ja wstałam i krzyczałam zupełnie ignorując chłopaków, którzy próbowali nas uspokoić. Specjalnie mnie prowokowała. Chciała żebym wszystko powiedziała co leży mi na sercu, ale ze mną tak się nie gra.- Zastanawiałaś się kiedyś co ja czuję?! Nie?! Chcesz mi pomóc?! To daj sobie spokój bo mi i tak nie da się pomóc! Już nie!
-Na śniadaniu mówiłaś co innego.
-Niezła historyjka co? Uwierzyłaś w nią? Byłaś aż tak naiwna?- powiedziałam głosem przepełnionym kpiną i niedowierzeniem.
-Miałam taką nadzieję!- krzyknęła i otworzyła okno. Wiedziałam że ją ranię. Nie chciałam tego ale musiałam jej przecież kiedyś to powiedzieć...
-Wiesz co masz racje... Pieprze takie życie! To horror a nie życie! Ty masz kochającą się rodzinę i nigdy nie doświadczysz tego co ja i masz szczęście! Takie cholerne szczęście, że masz taką rodzinę- powiedziałam już cicho- Ja zawszę będę miała ojca tyrana i matkę idiotkę. Jedyną osobą, którą można tu ratować to to dziecko. Moja przeszłość to przyszłość, Ginny i tego nie mienisz.- ostatnie zdanie powiedziałam praktycznie szeptem.
-Jesteś idiotką! Pieprzoną idiotką! Każdego da się uratować!- w jej oczach zobaczyłam łzy, które dzielnie wstrzymywała.
-Nie mnie! Doskonale wiesz jak jest i nie możesz nic zrobić! Ludzie się od tak nie zmieniają. On nigdy się nie zmieni. Zrozum w końcu...
-Nie to ty zrozum, że tam nie wrócisz.-powiedziała stanowczo.
- No ciekawe… Nic nie masz tutaj do gadania Gin.
-Owszem mam. Jeżeli będzie trzeba zamknę cię w moim pokoju, ale nie wrócisz tam!
-Wrócę.- powiedziałam drżącym głosem i wyszłam z salonu. 

~~~~~~~~~~
Witam. Witam.
Oto kolejny rozdział. Dałam z siebie jak najwięcej mogłam. Na prawdę. Mam nadzieję, że się spodoba i nie zawiodłam was. Osobiście jestem zadowolona. Pokazałam to co chciałam pokazać. Teraz Draco i Blaise wiedzą coś więcej o życiu Hermiony i oto mi chodziło. Chciałam pokazać to jak najszybciej i myślę, że mi się to udało. 
Dziękuję za tak miłe komentarze pod miniaturką. Nawet nie wiecie jak dużo to dla mnie znaczy. Dziękuję jeszcze raz. 
Kiedy następny rozdział? Obiecuję, że pojawi się w moje urodziny, 7 grudnia. jeżeli zdążę to będziecie mieli mała niespodziankę ode mnie ;3 Do końca roku przewiduję jeszcze co najmniej 2 rozdziały. Myślę, że dam radę napisać skoro to wszystko dla was.
Z ogłoszeń to chyba tyle. Pozdrawiam,
Dark Liliane

poniedziałek, 11 listopada 2013

Miniaturka II- „Bo śmierciożercą zostaje się na zawsze"


„Bo śmierciożercą zostaje się na zawsze”


"Darling, I forgive you after all
Anything is better than to be alone
And in the end I guess I had to fall
Always find my place among the ashes"
Evanescence-Lithium 



- Pamietasz jak to wszystko się zaczęło?- spytał młody mężczyzna o blond włosach, który obejmował w pasie niewiele młodszą od siebie kobietę o długich kasztanowych lokach. Siedzieli na brzegu morza na ciepłym piasku i wpatrywali się w zachód słońca. Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami i uśmiechnęła się szeroko. Musnęła jego chłodne wargi swoimi i oparła głowę o bark chłopaka. Przymknęła oczy i oddała się wspomnieniom.

~*~
   Szła pewnym krokiem w kierunku jednej z najlepszych winnic we Francji. O tej porze jeszcze nikogo nie było na ulicach. Zatrzymała się dopiero kiedy doszła pod wielką żelazną bramą. Poprawiła swoją czerwoną jak krew sukienkę, która sięgała jej do połowy ud. Na nogach miała szpilki w kolorze czarnym a na twarzy niezbyt mocny ale bardzo kobiecy makijaż. Szybko się uśmiechnęła i wkroczyła do środka. Mijała innych pracowników i krótko się z nimi witała. Doszła do dużego budynku i weszła. Ruszyła do gabinetu dyrektora i zapukała cicho. Gdy usłyszała pozwolnie uchyliła lekko drzwi.
-Witam dyrektorze.- szybkim ruchem ręki zamknęła je i mimowolnie oparła o ścianę.
-Witaj Hermiono. Poznaj naszych klientów.- podniósł na nią wzrok i skinął na dwa fotele stojące przed jego biurkiem. Wciągnęła z sykiem powietrze i poczuła lekkie zawroty głowy. Nadal się uśmiechała ale patrzyła na dwójkę mężczyzn z nieukrywanym szokiem. Natychmiast otrząsnęła się i podała dłoń.
-Hermiona Granger. Będę Państwa przewodniczką.- powiedziała na pozór pewnym głosem lecz w głowie huczało jej jedno tylko słowo: „Śmierciożercy”.
-Blaise Zabini. Miło mi Panią poznać.- wstał razem z blondynem. Ujął jej dłoń i złożył pocałunek.
-Draco Malfoy. Cieszę się, że będziemy razem spędzać czas.- powtórzył gest przyjaciela i uśmiechnał się. To nie był ten sam uśmiech, którym ją obdarzał, pełen ironi i obrazy, ale normalny uśmiech jakim obdarza się przyjaciela.
-Ja również. Mam nadzieję, że miło spędzimy czas- odwróciła się do dyrektora i popatrzyła z wyrzutem.
-Dobrze. Panie Malfoy, Zabini.- wstał i podszedł do nich.- Powinni Panowie odpocząć. Mariel was zaprowadzi do pokoi. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia na kolacji.- powiedziała głośno. Zamknął za nimi drzwi i przytulił ją mocno.
-Przepraszam, że tak wyszło.
-To nic... dam radę.- powiedziała cicho nie odchodząc od niego.
-Dopiero gdy ich zobaczyłem…Boże przeprasza…
-Przestań to nie twoja wina. Przeszłości nie zmienisz.
-Moja... Nie moja...- odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.
-Alex. Dam radę. Rozumiesz? Poradzę sobie.
-Nie wątpie w to. Ale potem znowu będziesz załamana.
-Jakbym nie była…- mruknęła prawie niedosłyszalnie ale i tak ją usłyszał. Szybkim ruchem wziął ją na ręce i usiadł z nią na kanapie. Ponownie ją przytulił jak swoją małą siostrzyczkę. Wiedział że był dla niej jak brat. Po bitwie odcięła się od przeszłości i wyjechała do Francji. Potrzebowała spokoju a winnica była z jednym z kilku miejsc, które w tym kraju kochała. Wtedy poznała go. Od razu zaprzyjaźnili się i pomógł jej wyjść z depresji. Znajomi obwinili ją o śmierć Freda Weasleyarodzinę zostali zamordowani. Nie miała nikogo a to dzięki niemu i dla niego wszystko robi i stara się żyć jak najlepiej. –Damy radę słyszysz? Jestem pewien, że się zmienili.- powiedział cicho, a ona popatrzyła na niego jak na idiotę.
-Kpisz sobie ze mnie czy próbujesz bardziej dobić?- spytała zrezygnowana.
-No dobrze Już nic nie mówię! Ale sama mówiłaś że cie przeprosili i...
-Alex- mruknęła ostrzegawczo.
-Okej. Koniec. Zabieramy się od pracy.- uśmiechnął się szeroko i delikatnie zsunął ze swoich kolan.
-Naprawdę muszę? Wiesz tak jakoś źle się czuje. Kręci mi się w głowie i tak jakoś...-złapała się za głowę i miała dokończyć ale usłyszała głośny śmiech szefa.
0Jesteś świetną aktorką. Doceniam to. A teraz idziemy!- powiedział na pozór ostro wypychając ją za drzwi. Szybkim krokiem ruszyła do wyjścia z budynku. Alex otworzył drzwi i przepuścił.
-To co dziś mam zrobić?- spytała gdy przystanęli w wielkim ogrodzie.
-Musisz zorganizować przyjęcie. Wiesz to co roku. Dekorację. Jedzenia. Muzyka. Wino. Lista gości...- zaczął wymieniać.
-Wiem idioto-warknęła- Ile mam czasu?
-Niecałe dwa tygodnie. Nie więcej.- pokiwała głową.
-Dobrze. Zaraz załatwię muzykę. Dekoracje... coś się wymyśli.- widząc jednak jego minę spytała.- To nie wszystko prawda?
-Niestety nie. Malfoy i Zabini też tutaj będą.- westchnęła ciężko i machnęła lekceważąco ręką.
-Trudno. Jutro dostaniesz listę. A teraz idź. Muszę pomyśleć.
-Chce widzieć ją rano na swoim biurku.- powiedział i odszedł.
-Wieczorem!- krzyknęła gdy wchodził do budynku i posłała mu promienny uśmiech. Pokręcił tylko głową i zniknął jej z oczu.
„To będzie najgorsze święto Wina w moim życiu”-pomyślała.

~*~
Draco Malfoy i Blaise Zabini. Dwaj śmierciożercy , którzy przyjechali by odpocząć, by zapomnieć natchnęli się na przeszłość. Ale czy na pewno? Powoli. Kawałek po kawałeczku odbudowywali swoje życie i stawali się lepsi. A dzisiaj napotkali przeszkodę i wiedzieli, że muszą ją jak najszybciej usunąć. Była to wielka przeszkoda. Mądry człowiek. Kobieta. Mugoloczka z wielkim talentem. Hermiona Jean Granger. Słyszeli, że przyjaciele obwiniali ją o śmierć jakiegoś rudzielca. Rodziców zamordował Lord Voldemort. Wyjechała i nikt o niej nie słyszał aż do dziś. Gdy tam weszła Draco Malfoy oniemiał. Wyglądał jak anioł choć wiedział, że to tylko pozory. Wiedział już jak ma się pozbyć tej przeszkody. Teraz stał przy oknie w jego pokoju, czekając na Blaisa, który załatwiał formalności. Przy okazji obserwował byłą Gryfonkę i jej szefa. Zachowywali się bardzo swobodnie. Widać było, że nie są to typowe relacje szef-pracownica ale coś więcej. Widział jak siada przy jednym stoliku, bierze telefon i gdzieś dzwoni. Gdy po 5 minutach kończy rozmowę, woła Mariel. Chwilę rozmawiają i każda wraca do swoich zajęć.
-Co tak patrzysz?- zapytał Diabeł, który nie wadomo  kiedy wszedł.
-Obserwuję.- powiedział i puścił mu oczko. Czarnoskóry tylko zaśmiał się cicho i spojrzał w kierunku bramy, w której zniknęła ich przewodniczka.
-Podoba ci się.- twierdził bardziej nić zapytał.
-Może.- odpowiedział mu z tajemniczym błyskiem w oku i podszedł do łóżka. Usiadł na nim i zdjął swój mugolski zegarek, który już po chwili leżał na stoliku.- Załatwiłeś wszystko?
-Tak i wiesz co? Kupię tutaj jakiś apartament bo czuję, że dłużej tutaj zostaniemy.- powiedział i już po chwili zaśmiewali się w najlepsze.

~*~
-Dzień dobry.- podeszła do ich stolika przy śniadaniu z uśmiechem na ustach. Miała na sobie śliczną fioletową sukienkę do połowy ud i czarne szpilki.- Są już Państwo gotowi?
-Dzień dobry. Dla ciebie zawsze jesteśmy gotowi.- uśmiechnął się kokietyjnie Draco i razem z przyjacielem wstał od stolika. Powoli tuszyli za kobietą, która od razu zaczęła oprowadzać historię winnicy.

I tak upłynął im prawie cały dzień i następny tydzień. W dniu święta została dziewczyną Malfoya. Oboje tak szczęśliwie zakochani. Pewnego wieczoru w pracy została wezwana do gabinetu dyrektora. Weszła do niego i od razu wiedziała, że sprawa jest poważna.
-Co się stało?- spytała cicho, zamykając oczy. Bała się. Bardzo się bała, że jej obawy się potwierdzą. Słyszała jak Alex przewraca różne papiery na swoim biurku w poszukiwaniu czegoś. W końcu głośne westchnięcie i podanie dziewczynie jakiegoś skrawka papieru. Widzi jak na jego czole mimo młodego wieku pojawiają się zmarszczki co świadczą o jego skupieniu. Jednak nie zwracała na niego uwagi tylko szybko przebiegła wzrokiem po tekście.

      „Oni wrócili... Słudzy Czarnego pana wrócili...”

Wiedziała, że jej dni są policzone i nikt jej nie pomoże. Nawet ona sama. Zmięła kartkę i rzuciła nią o ziemię. Schowała twarz w ręce ale natychmiast je opuściła. Wyszła z pomieszczenia mimo protestów jej przyjaciela i ruszyła w stronę wyjścia walcząc ze łzami. Otworzyła drzwi i od razu otrzeźwiło ją chłodne powietrze. Prawie biegiem puściła się ku bramie. Alex dogonił ja dopiero za mosiężnymi wrotami, które zamknął za sobą. Nie zwracając uwagi na dwóch Ślizgonów, którzy zatrzymali się i obserwowali ich przytulił ją.
-Dlaczego teraz? Dlaczego zawsze musi się coś spieprzyć?- spytała szeptem mocnej się w niego wtulając.
-Nie znajdą cię tutaj. Zamieszkasz ze mną i nic ci się nie stanie.- odsunęła się od nie gwałtownie i spojrzała przerażona w jego oczy. 
-Nie rozumiesz, że oni chcą mnie? Nie ciebie. Mnie!-krzyknęła.- Chcą mnie zabić! Mnie zniszczyć! Zabiją mnie! Nie pozwolę żebyś umarł! Nie pozwolę żeby ktoś jeszcze za mnie umarł! Dziękuję ci za wszystko ale to mnie szukają.- Ostatnie zdanie powiedziała już cicho. Przeklinając w myślach, że straciła panowanie nad sobą.
-Hermiona. Nie działaj pochopnie. Pomogę ci...- zaśmiała się gorzko.
-Jak? Zabijesz wszystkich by mnie ocalić?- spytała ale gdy nie odpowiedział dodała zrezygnowana- Nic nie zrobisz. Nic. To koniec... Koniec rozumiesz? Nie pomożesz mi już. Już nie... Kocham cię braciszku.-wyszeptała.
-Też cię kocham ale błagam nie odchodź. Hermiona nie!- krzyknął gdy zrobiła dwa kroki w tył i ze łzami w oczach teleportowała się w znane sobie miejsce.

~*~
-Doskonale to pamiętam. Dlaczego pytasz?
-Chce żebyś to pamiętała do końca swoich dni. Chcę żebyś wiedziała, że cię kocham i zawsze będę.- spojrzał na jej twarz i zmusił do lekkiego uśmiechu.
-Wiem.- powiedziała i otworzyła oczy. Radość jaką w nich zobaczył sprawiło, że zakręciło mu się w głowie.- Kiedy mnie oddasz śmierciożercom?- gwałtownie się od niej odsunął by po chwili przyciągnąć ją najmocniej jak potrafił i ucałował w czoło. Przymknął oczy i odpowiedział jej szeptem.
-Nigdy. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić przecież wiesz.
-Więc dlaczego mówisz mi że mnie kochasz? Nigdy nie mówisz tego bez powodu.- zaklął w myślach i ujął jej twarz w swoje dłonie. 
-Posłuchaj. Chcę żebyś wiedziała, że cię kocham najmocniej na świecie. Na prawdę kocham. To nie miało tak wyglądać. Miałem być z Tobą szczęśliwy. Zostać Twoim mężem. Doczekać się dzieci i wnuków. Ale nie tak. Oni nie mieli wrócić ale jak zawsze musiało coś stanąć nam na drodze. 
-Draco. Kocham cię i wiem że zrobisz wszystko by mnie ochronić. Nie po to wybaczyłam ci wszystko by teraz znowu w ciebie zwątpić, prawda?- uśmiechnęła się lekko i musnęła jego usta. Zaśmiał się krótko.
-Byłaś.. Nie. Jesteś moją jedyną nadzieją. Gdy cię zobaczyłem w tej pięknej czerwonej sukience już wiedziałem czego mi brakowało w życiu... czego chciałem i pragnąłem cała duszą i całym ciałem skarbie. Chciałem ciebie i zdobyłem. Jesteś najlepszą rzeczą, najpiękniejszym marzeniem w moim okrutnym życiu. Jesteś najjaśniejszą gwiazdą na niebie, najjaśniejszym promykiem słońca. Jesteś dla mnie wszystkim skarbie. Dosłownie wszystkim. Pamiętaj zawsze o tym. Na zawsze.- przysunął się do niej bliżej i wypowiedział prosto w jej usta dwa słów Avada Kedavra i wtedy z jego różdżki uderzył zielony płomień prosto w serce nic niespodziewającej się dziewczyny. Wpadła mu w ramiona zimna i martwa.- Nie powinnaś mi nigdy ufać głupia kobieto.- Zrzucił z obrzydzeniem jej ciało z siebie. Wstał i otrzepał się z piasku. Uśmiechnął kpiąco i schował magiczny patyk.- Nigdy nie ufaj śmierciożercy.- rzucił jeszcze i odwrócił się. Odszedł brzegiem jeziora wraz z zachodzącym słońcem zostawiając ją z martwym lecz złamanym sercem.

Pamiętaj by nigdy mi nie ufać...


~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejna miniaturka. Tym razem z dedykacja dla mojej wspaniałej Ereth. Dziękuję ci że jesteś i mnie wpierasz i wogóle. Mam nadzieje, że podoba się wszystkim. Ja, osobiście jestem zadowolona ale opinie zostawiam wam. Skąd pomysł? Szczerze nie mam pojęcia. Po prostu wpadł mi w głowę i jest. A że miałam więcej czasu to chciałam się z wami podzielić. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Postaram się jak najszybciej. 
Pozdrawiam,
Dark Liliane

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział III- Życie czy śmierć?

Rozdział dedykowany wszystkim czytającym:**

Dwa dni później....

Weszłam do salonu, w którym byli moi rodzice. Zapłakana matka i krzyczący na nią ojciec. Scena taka jak zawsze. Przystanęłam w progu i patrzyłam.
-Zdradziłaś mnie szmato i teraz mówisz, że to moje dziecko!-Nie… Nie… Nie…- mówiła tak dobrze znana mi kobieta jak w transie, kręcąc energicznie głową.- To twoje dziecko! Twoje. Nie kłamie.-Nie prawda! Zdradziłaś mnie! Od dawna mnie zdradzasz!- wykrzyczał jej prosto w twarz i z całej siły uderzył.-Jak możesz podnosić na nią rękę!- krzyknęłam i podeszłam do matki. Mocno ja przytuliłam- To przecież twoja żona! Powinieneś ją szanować!-Nie będziesz mi gówniaro mówiła co mam robić!- szarpnął mną i popchnął na ścianę. Odbiłam się od niej i osunęłam na dół. Już chciał podejść do mnie ale matka zatrzymała go. Stanęła na przeciw niego i trzymała za ramiona.
-Błagam zostaw ją! To twoja córka!-Zostaw mnie!- odepchnął ją i spoliczkował. Stanęłam na nogach i ochroniłam ją szybko swoim ciałem przed pięścią wymierzoną w jej brzuch. Syknęłam z bólu.- Obie jesteście warte siebie!- Pobiegł do kuchni a ja pomogłam mamie się wyprostować. Nagle ojciec wrócił  do pokoju z nożem w ręce i szatańskim uśmiechem na twarzy. Ponownie zasłoniłam matkę, wiedząc do czego jest zdolny.
-Zejdź mi z drogi Hermiono.- warknął w moją stronę. Podniosłam dumnie głowę i zrobiłam krok w jego stronę.-Nie.- powiedziałam stanowczo.-Czego w tym zdaniu nie zrozumiałaś idiotko?!- uderzył mnie, ale nie pozwoliłam aby dostał się do ciężarnej kobiety. Zaczęliśmy się szarpać. Co chwile czułam mocne uderzenia na ciele. Musiałam również odpychać moją matkę, która próbowała powstrzymać
 ojca, co nie ułatwiło mi sprawy. W pewnym momencie dostałam mocno w głowę. A potem poczułam jak upadam. Usłyszałam jeszcze szyderczy śmiech ojca i cichy głos matki, mówiący: „Błagam nie…”. Próbowałam wstać ale nie potrafiłam. Czułam jakby podłoga w jakiś sposób przyciągała mnie do siebie nie pozwalając na najmniejszy ruch, który stawał się bólem. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam jej pomóc. Zobaczyłam jak ojciec mocniej ściska palcami rączkę i mówi: „Żegnaj, Jean”. Pchnął ją ostrym narzędziem w brzuch.

-Nie!!!- poderwałam się do pozycji siedzącej, próbując się uspokoić i powstrzymać łzy. Nagle do pokoju wbiegł Smok. Widząc w jakim jestem stanie podszedł do mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i rozpłakałam na dobre. Jedną ręką głaskał moje włosy a druga trzymał na plecach, a do ucha szeptał kojące słowa.
~*~
-To tylko zły sen, Granger. Zły sen. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Połóż się.- rozluźniłem uścisk.
-Nie. Nie chce.- mocnej przytuliłam się do mnie. Uśmiechnąłem lekko. Bez Eliksiru na sen nie obędzie się. Nie chciałem jej tutaj zostawiać samej ani grzebać w rzeczach dlatego wziąłem przerażoną Gryfonkę na ręczę i wyniosłem z jej pokoju do swojego. Zakląłem w myślach gdy poczułem ciężar na swoich rękach. Praktycznie go nie czułem. Przypomniałem sobie chwilę gdy oznajmiała mi że mi wybacza. Jak uśmiechnąłem się szeroko i podbiegłem do niej i  okręciłem kilka razy wokół własnej osi. Zarzuciła mi ręce na szyje i mocno wtuliła się w mój tors. Słyszałem jej głośny śmiech. A teraz...? Też się do mnie przytula. Jest letszaco najmniej 10 kilogramów. Nie słyszę jej śmiechu a płacz. Położyłem ja na swoim łóżku nie wypuszczając jej z moich ramion. Na wyciągnięcie mojej dłoni stała mała szafeczka. Otworzyłem szufladę i wyciągnąłem odpowiedni Eliksir. Wlałem brązowookiej do gardła kilka kropel i już po chwili poczułem jak cała się rozluźnia. Była 4 nad ranem. Westchnąłem cicho i położyłem się obok dziewczyny. Obserwowałem ją wiele godzin dopóki się nie obudziła.
~*~
Uchyliłam lekko powieki i od razu poczułam perfumy Smoka. Spojrzałam się na osobie leżącą obok mnie i już wiedziałam dlaczego tu jestem.
-Przepraszam.- powiedziałam cicho, lekko odsunęłam się od niego i usiadłam.
 -Nie masz za co.  Spytałbym się jak się czujesz ale to by było głupie.
-Faktycznie to by było głupie.- uśmiechnąłem się blado.
-Może coś zjemy?-skrzywiłam się lekko.
-Jasne.- powiedziałam z udawanym entuzjazmem.- Stworek!
Od razu pojawił się skrzat. Oprosiłam o śniadanie dla mnie i Malfoya. Po niecałej minucie dostaliśmy to co chcieliśmy. Aby nie wzbudzać podejrzeń zaczęłam jeść. Już po dwóch kęsach poczułam mdłości ale jadłam dalej. W końcu odłożyłam widelec i sięgnęłam po sok.
-Nie jesz?- spytał Smok. Unikałam jego wzroku jak tylko mogłam. Bałam się, że nie wytrzymam i wykrzyczę mu całą prawdę.
-Nie. Już się najadłam.- odstawiłam pucharek na miejsce i odważyłam się spojrzeć na Draco. Był wściekły widziałam to mimo to patrzył na mnie badawczo.
-Chyba sobie żartujesz! Nic nie zjadłaś!- krzyknął i zamknął na chwile oczy.
-Zjadłam tyle ile mogłam Malfoy.- powiedziałam chłodno. Wstałam z zamiarem wyjścia z pokoju.- Dziękuje za wszystko i do zobaczenia potem.
Już byłam przy drzwiach gdy poczułam jak łapię mnie w talii i odwraca twarzą do siebie.
-Dlaczego się głodzisz?- spytał ze smutkiem i udawanym spokojem.
-Wcale się nie głodzę.- zaczęłam się bronić.
-Tak? To dlaczego z dnia na dzień jesteś coraz chudsza? Nikniesz w oczach Granger.-cisza-Dlaczego nie chodzisz na posiłki do Wielkiej Sali?
-Wole jeść w pokoju.
-Jesz czy udajesz?- spytał z wyrzutem.
-Malfoy! Po pierwsze: nie głodzę się! Po drugie: oczywiście że jem idioto. A po trzecie: puść mnie. Nie mam ochoty się z tobą kłócić.
-Puszczę cię jak powiesz mi dlaczego się głodzisz.
-Merlinie! Malfoy!- krzyknęłam i odepchnęłam z całej siły- Nie rozumiesz, że się nie głodzę! Życie jest piękne! Przecież nie ma Voldemorta więc powinniśmy skakać z radości! Odpieprz się ode mnie i od mojego życia raz na zawsze!
Wyszłam z pokoju raz po raz głośno trzaskając drzwiami swoimi i jego. Od razu rzuciłam się na swoje łóżko. Słyszałam głośne walenie do drzwi i przekleństwa młodego Ślizgona, ale nic nie zrobiłam. Po chwili pukanie ustało a ja mogłam spokojnie usnąć.
~*~
Zdenerwowany wszedłem do salonu gdzie siedzieli Blaise i Ginny. Nic nie mówiąc podszedłem do barku i nalałem Ognistej do trzech szklanek. Podałem jej towarzyszom i usiadłem w fotelu. Siedzieliśmy w ciszy, delektując się nią i spoczywającym alkoholem. W końcu odezwała się Ruda.
-Nigdy nie mów Mionie że się głodzi.
-Ale to prawda.- warknąłem i wypiłem trunek do końca. A ona? Tylko ciężko westchnęła i nie odezwała się.
-Jak mam jej pomóc?- spytałem sam siebie. Ruda zaśmiała się gorzko i odpowiedziała szczerze.
-Nic nie może jej pomóc. No chyba, że śmierć.- wstała i wyszła tak po prostu. Zostawiając nas w osłupieniu.
~*~
Weszłam do pokoju mojej przyjaciółki myśląc o tym co powiedziałam wczoraj chłopakom. „Prawdę Ginny. Całą prawdę.” Tylko śmierć mogła by jej pomóc zapomnieć o wszystkim. Po raz pierwszy powiedziałam to głośno i nie żałowałam tego. Uśmiechnęłam się szeroko widząc Hermionę w łóżku, a obok niej leżała koszula Malfoya. Widać było, że czuli coś do siebie. Cieszyłam się że to Malfoy a nie Ron zakochał się w niej ze wzajemnością. Widziałam jak błyszczą mu oczy gdy tylko pojawia się niedaleko, jak jest miły dla niej mimo złego humoru.
-Miona wstawaj. Musimy porozmawiać.- szturchnęłam ja lekko a ona od razu otworzyła oczy i usiadła po turecku. Spojrzała na mnie wyczekująco.- Przepraszam. Za tamto... No wiesz... Nie chciałam co tego przypominać. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
-Hej, już zapomniałam o tym.- uśmiechnęła się szeroko.- Dzisiaj poniedziałek?- kiwnęła głową na znak zgody- Która godzina?
-7.30. Masz półtorej godziny. Wiesz, że Malfoy wie, że się głodzisz?
-Nie głodzę się.- syknęła jadowicie w moją stronę.
-Nie wcale i może powiesz, mi że się nie tniesz.- spytałam z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
-Tak. Dokładnie tak.- wstała i skierowała się w stronę łazienki zabierając czystą bieliznę. Gdy była już w progu zapytałam.
-Kogo oszukujesz Hermiono?- zatrzymała się na chwilę, by po chwili trzasnąć głośno drzwiami. Ukryłam twarz w ręce. Obawiałam się tego co może sobie teraz zrobić. Podeszłam bliżej i położyłam dłoń na klamce by wejść do środka, ale usłyszałam tylko jej płacz. Cofnęłam się i wyszłam z pokoju. W salonie był już Smok. Rzuciłam ciche cześć i chciałam wyjść ale mnie zatrzymał.
-Byłaś u niej prawda?
-Tak. Poszłam ją obudzić.
-Możemy porozmawiać?- spytał z nadzieją.
-Jasne.- mruknęłam.
-Napisze do Diabła.- wyszedł i po kilku chwilach wrócił. Po 5 minutach przyszedł przystojny ślizgon i usiadł obok mnie na kanapie tak, że byłam po środku między nim a Malfoyem.
-Więc... o czym chciałeś pogadać?
-O Hermionie.
-Nie wiem czy to dobry moment.- jęknełam.
-A będzie lepszy?-spytał Blaise.
-Okej. Okej.
-Jak ona się czuje?- spytał Smok cierpliwie czekając aż coś powiem.- Odpowiesz?
-A co mam odpowiedzieć? Że wszystko z nią w porządku?! Żebyście dali sobie spokój!?
-Spokojnie.- powiedział Diabeł i położył dłoń na mojej dłoni.
-Przepraszam, ale nie lubię poruszać tego tematu.
-Rozumiemy to ale chcemy jej jakoś pomóc.
-Nie wiem w jaki sposób chcesz jej pomóc Zabini. Jest jej ciężko. Bardzo ciężko. Przez te lata udawała wielką kujonicę mimo, że nienawidziła się uczyć. Nauka była jej jedynym ratunkiem przed życiem. Dlatego zatracając się w przygodach zapominała o całym świecie. Jeżeli jest coś co bardziej nienawidzi od Voldemorta to jest to jej ojciec. Ale nie mówcie jej o tym. Nie wspominajcie nic o jej rodzinie a każdy będzie szczęśliwy.
-Ale dlaczego go tak nienawidzi?- spytał blondyn. Zamknęłam oczy.
-Nie ważne i tak za dużo wam już powiedziałam.- powiedziałam szybko i wstałam.- Do zobaczenia na lekcjach.


~~~~~~~~~~~~ 
Cześć wszystkim.
Dziękuję wszystkim za komentarze pod wcześniejszymi postami. Są one naprawdę bardzo ważne i biorę je sobie do serce. Co do rozdziału... zdaję sobie sprawę, że jest bardzo chaotyczny ale cieszę się, że udało mi się go napisać. mam nadzieję, że was nie zawiodłam publikując go. Wiecie zakładając tego bloga myślałam, że bardzo często będą się pojawiać notki ale teraz kiedy wiem co to znaczy być w liceum nie jestem w stanie. Przepraszam was bardzo mocno ale po prostu nie mam czasu. Nauka, nauka i jeszcze dochodzą sprawy rodzinne. O moich problemach nie wspominając. Codziennie wchodzę, czytam, obserwuje i komentuje blogi mówię szczerze. Mam bardzo dużo pomysłów ale praktycznie brak czasu. Spęczam każdą chwilę na pisanie i czytanie innych opowiadań. Dlatego proszę was o cierpliwość i nie skreślanie mnie i mojej twórczości na niepowodzenie czy coś w tym stylu. To chyba tyle.
Pozdrawiam,
Dark Liliane