wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział VI- Czas

Część II- Miłość
I've been treated so wrong, 
I've been treated so long 
As if I'm becoming untouchable 
I'm a slow-dying flower 
In the frost-killing hour 
Sweet turning sour and untouchable-
Natalie Merchant "My Skin"

-Ile razy można do cholery Wam mówić, że to nie ja!- krzyczałam i dławiłam się własnymi łzami. Byłam już wyczerpana. Godziny przesłuchań dłużyły się niemiłosiernie. Co chwile ktoś inny przychodził by zadać mi nowe pytania. Pytania pułapki tak bym się przyznała do tego czego nie zrobiłam. Jeszcze nie.- To nie ja! Jestem niewinna! Musicie mi uwierzyć!
-Mamy niezbite dowody na to, że to właśnie Pani zabiła tą biedną dziewczynę.- powiedział spokojnym głosem jakiś mężczyzna.- Jeszcze raz się pytam. Poznaje ją Pani?- spytał podsuwając mi fotografię. Nawet na nią nie spojrzałam. Doskonale wiedziałam jaki obraz tam zastane. Zmasakrowane ciało. Nagie i zakrwawione.
-Ile można mówić, że tak! Kochałam ją! Była dla mnie jak siostra! Nigdy się nie pokłóciłyśmy! Nigdy nie okłamałyśmy! Nigdy nie zrobiłam jej krzywdy! Musicie mi uwierzyć.- powiedziałam zrezygnowana. –Nic nie wiem. Nie wiem kto ją zabił. Na prawdę.
-Ty ją zabiłaś i teraz kłamiesz.- powiedziała kobieta siedząca niedaleko mnie. Od początku patrzyła się na mnie i obserwowała. Za każdym razem gdy coś powiedziała wydawało się jakby jej słowa były ostrzejsze niż nóż i wbijały się w serce. –Wiesz kto to zrobił bo to byłaś ty. Ty ją zabiłaś.
-Ta pewność siebie musi być naprawdę trudna do zniesienia, prawda?- spytałam i od niechcenia spojrzałam. Dopiero po chwili zrozumiałam swój błąd. Wtedy kiedy wiłam się  z bólu i błagałam w myślach żeby przestała.
-Kolejne kłamstwo to kolejne Crucio. Zapamiętaj to lepiej.- syknęła mi do ucha, gdy tylko mało delikatnie pociągnęła mnie za włosy do góry. –Zabierzcie ją stąd.
Rzuciła w stronę strażników, którzy zabrali mnie siłą do jednej z wielu cel.
-Jestem niewinna! Musicie mi uwierzyć! Ja tego nie zrobiłam!-zdążyłam wykrzyczałam zanim zostałam brutalnie wepchnięta do małego pomieszczenia.
~*~
-Nie wierze Potterowi. On coś knuje.- powiedziałem na głos.
-Malfoy. Chłopie. Co roku to mówisz.- załamał ręce jego najlepszy przyjaciel. Od dwóch godzin siedzieli we trójkę pogrążeni w rozmowie. Próbowali znaleźć sposób by pomóc nieszczęśliwej Gryfonce. Draco nie wierzył w dobre intencje Złotego Dziecka. Nie po tym co usłyszał od Hermiony. Nie po tym co zobaczył. Za każdym razem gdy Ginny usłyszała jakąś wzmiankę o swoim byłym chłopaku, sztywniała na moment i nie odzywała się. Dziwiło mnie to. Zawsze myślałem że przyjaciółka Granger była szczęśliwa z Bliznowatym ale chyba na to nie wygląda. Sam Potter się zmienił. Każdy to wiedział ale nie myślałem że aż tak bardzo. A może zawsze taki był...?
-Malfoy...Malfoy słyszysz mnie?- szturchnął mnie ktoś.
-Co?-odpowiedziałem najinteligentniej jak potrafiłem.
-Malfoy nie zmieniaj się nam w Pottera.- usłyszałem kobiecy głos i śmiech dwójki osób.
-Malfoy. Głupku nie wygłupiaj się.- powoli zaczynało dochodzić do mnie gdzie jestem i co robię w danym pomieszczeniu.
-Coś się stało? Czego się tak na mnie patrzycie?- spytałem patrząc to na dziewczynę to na czarnoskórego chłopaka.
-Muszę ci powiedzieć stary, że jesteś idiotą, ale dobra wiadomość jest taka że ty to już wiesz.-uśmiechnął się do mnie w ten dawny ślizgoński sposób i poklepał przyjacielsko po ramieniu.- My z Wiewiórką idziemy już.
Gdy byli w progu Zabini odwrócił się do mnie i powiedział:
-Następnym razem gdy będziesz chciał sobie pofantazjować wybierz sobie inne okoliczności Malfoy.- Gin puściła mi oczko i wyszli razem. Kompletnie nie wiedziałem o co im chodzi no ale cóż... zrozumieć kobiet się nie da... teoretycznie... ale Blaise? To ja już wolałbym zaprzyjaźnić się z Voldemortem.
~*~
Cisza... Ciemność... Chłód...i dementorzy. Nasycili się mną chyba już wystarczająco skoro tylko pilnują mnie. Mam taką nadzieję. Jestem już wykończona i zmarznięta. Szczerze? Chciałbym umrzeć. Umrzeć by nie móc czekać na powolną śmierć tutaj. Gnić w Azkabanie... też mi coś. Czy ktoś pomyślał, że może mam ciekawsze rzeczy do robienia niż siedzenie w ciasnej celi. Duszę się. Duszę się. Mam tlen ale nie potrafię nim oddychać. W takiej chwili jak ta chciałabym wyłączyć się. Wyłączyć uczucia. Wyłączyć wszystko... Nic nie czuć...Nie czuć bólu, zimna i tej całej tęsknoty za lepszym życiem i  te pieprzone uczucie żalu. Nie chce tu być. Nie chcę siedzieć w ciemnościach bo wiem że w nich jestem. Chce stąd odejść. Niech ktoś mnie uratuje... Błagam! Zabierzcie mnie stąd! Zrobię wszystko, tylko mi pomóżcie...
Oddycham ale nie płaczę. Może już nie potrafię?
Krzyczę lecz tego nie słychać. Czyżby uczucie bezsilności wszystko mi odebrało?
Oddycham i wszystko czuję. Czuję że jestem prawie martwa a jednak żyję...
Spadam w dół. Czuję to. Z każdym oddechem. Z każdym krzykiem coraz bardziej oddalam się od tego cholernego świata.
Spadam w ciemną otchłań. W ciemniejszą niż do tej pory. Otwierasz oczy i otacza cię ciemność.
Czujesz lekki wiaterek i drżysz. Dreszcz, jeden po drugim, pomiata twoim ciałem.
Unoszę się i opadam. Czy umiem już latać? Czy nadal umiem płakać? Czy nadal umiem krzyczeć i... Czy nadal umiem Cię kochać?
Spadam.
Słyszę jak ktoś podchodzi do mojej celi i szybkim ruchem otwiera zasuwę.
-Wstawaj. Za godzinę jest rozprawa.- usłyszałam. Powoli stanęłam na nogi a po chwili widziałam ciemność.
~*~
Czekaliśmy niecierpliwie przed salą. Ja, Draco Malfoy, Ginny Weasley i Blaise Zabini. Czekaliśmy a Pottera nie było. Ani jego ani jego parszywego przyjaciela. Czekaliśmy aż rozprawa się zacznie. Czekaliśmy ale nikogo nie było. Spojrzałem na wielki zegar, który wisiał nad mosiężnymi drzwiami. Już dawno powinniśmy być wezwani a nie widziałem żeby ktokolwiek wchodził lub wychodził stamtąd. Dziwne. Może po prostu nowe dowody. No nic. Trzeba poczekać. Z tą myślą siedziałem jeszcze kilka minut aż w końcu nie wytrzymałem i podeszłem do drzwi z zamierem otworzenia ich ale ktoś mnie uprzedził.
-Potter.-wycedziłem przez zęby i zacisnąłem pięści.
-Ciebie też miło widzieć Malfoy. Rozprawa będzie jutro.- powiedział opanowanym głosem.
~*~
Otoczyła mnie ciemność. Mój stary-nowy przyjaciel powrócił ale zniknął tak szybko jak się pojawił. Czyżby dobrze mi znana ironia losu? Możliwe. Nie wiem jak długo siedziałam przywiązana do krzesła. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna. Pamiętam tylko jak wlano na mnie kubeł zimnej wody. Od razu otworzyłam szeroko oczy. Oni śmiali się ze mnie po kolei, a ja siedziałam sztywno na krześle ani drgnęłam. Gdy wszyscy wyszli próbowałam  uwolnić ręce. Zagryzałam wargę z bólu. Nie chciałam sprawiać im satysfakcji, krzycząc.  Wiedziałam, że by usłyszeli. Czułam ciepłą krew spływająca po moich rękach. Za bardzo się szarpałam. Za mocno mnie przywiązali. Nie miałam więcej siły ale nadal próbowałam. Uparta Gryfonka. Zaśmiałam się z własnej głupoty i spuściłam głowę. Do czego się doprowadziłam. Do kościstej sylwetki? Tak. Chyba tylko do tego. Wyglądałam przeraźliwie. Jak duch, ale musiałam trafić dopiero tutaj by zrozumieć wszystko. Siedzenie w celi, dużo czasu. Tak. Zdecydowanie za dużo czasu na przemyślenia. Eh... przestań się kręcić wreszcie Hermiono! To nie pomaga. Zamykam ponownie oczy i widzę ciemność. Znowu. Lecz nie chce mnie otowyczyć swoimi bezpiecznymi ramionami. Co złego znowu zrobiłam, że zasługuję na taką karę? Biorę głęboki wdech i ze świstem wypuszczam powietrze przez usta. Czekam dalej i nic. Czeka i czekam. Rozprawa powinna dawno się zacząć to dlaczego tu jestem. Może Draco znalazł Rona i mnie uwolnią. Mam taka nadzieję. Czekam dalej. Nie potrafię stwierdzić po jakim czasie drzwi do jasnego pokoju, w którym się znajdowałam, otworzyły się z lekkim skrzypnięciem a do pokoju wszedł On. Otworzyłam szeroko ze zdziwienia oczy i zachłysnęłam powietrzem. Nie mogłam uwierzyć, że przede mną stoi człowiek z tym charakterystycznym ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
~*~
-Jak to jutro?- spytałem oszołomiony. Jeden dzień. Jeden dodatkowy dzień. Dla nas dzień na znalezienie jakiegoś rozwiązania a dla niej cierpienia. – Dlaczego?
-Znalazłeś tego idiotę?- spytała Ginny stając obok mnie. Potter zignorował moje pytania i odpowiedział jej.
-Nie- powiedział szczerze. Czekał tylko na moją reakcję. Czułem jak we mnie wszystko się gotuje ale nic nie odpowiedziałem.- Ale…- powiedział po chwili.
-Co ale?- spytała rudowłosa dziewczyna.
-Ale…..


~*~

-Witaj córeczko.- powiedział chłodno i zamknął drzwi. Przełknęła głośno ślinę gdy podszedł do niej i nachylił się a jego chłodny oddech na  szyi zamroził mi krew w żyłach.
-Co chcesz zrobić?- spytała, nieudolnie próbując zamaskować strach wyczuwalny w jej głosie.
-Nic skarbie, nic. Ja nic od ciebie nie chce. Nic nie wymagam. Po prostu przyszedłem się z tobą zobaczyć kochanie.- szepnął jej do ucha, a ona musiała z całych swoich sił stłumiła odruch wymiotny.
-Odejdź.- powiedziała z zaciśniętymi zębami ale nic takiego się nie stało. Czuła jak jego dłonie niebezpiecznie dotykają jej dłoni. Żołądek podjechała jej do góry a łzy napłynęła do oczu. Przygotowała się na najgorsze ale ona ze zdziwieniem zobaczyła że ma je wolne. Jej ojciec powoli stanął przed nią.
-Nie chce ci zrobić krzywdy kochanie. Nie dzisiaj.- powiedział a ona nadal nie potrafiła obudzić się z szoku. 

~~~~~~~~~~
Hejka wszystkim.
Dziękuję. Przepraszam. Upojnego Sylwestra.
Dziękuję za to że jesteście.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, wybaczcie nie sprawdzałam notki i przepraszam za tak krótki rozdział. Tyle zdążyłam napisać, by miało to sens. Nie chciałam pisać bezmyślnie a potem złościć się na siebie, ze to zrobiłam.
No i szczęśliwego Nowego Roku! Kochani życzę Wam aby ten przyszły rok był dla Was o wiele, wiele lepszy od tego. No i wiecie aby Wasze marzenia powoli się realizowały a Wy abyście mieli większą pewność siebie a wszystkie zmartwienia niech po prostu odejdą w zapomnienie. Co niektórym życzę aby wrócili do domu o własnych siłach i no braku kaca.
Pozdrawiam, 
Dark Liliane

wtorek, 24 grudnia 2013

Miniaturka IV cz.I- "Ciągle żywe lecz już martwe wspomnienia"


"Ciągle żywe lecz już martwe wspomnienia"


"And the sadest fear comes creeping in
That you never loved me or her or anyone or anything
Yeah..."-
Taylor Swift "I knew you were trouble"

-Mógłbyś chociaż przestać udawać, że ci zależy!- krzyknęła młoda kobieta wyglądając przez okno.
-Nie udaje! Na prawdę cię kocham! Na prawdę mi zależy! Musisz uwierzyć.- młoda mężczyzna był w stanie błagać swoją narzeczoną na kolanach. Jak mógł być taki głupi. Mógł zachować się dojrzałe i zostać w domu. Ale nie. On, sławny arystokrata musiał pójść do baru i napić się. Zawsze musiał coś spieprzyć. A podobno się zmienił...
-Nie wierzę ci! Kłamiesz! Za każdym razem kłamiesz a ja ci jak głupia wierzę!
-Skarbie...- próbował ją jakoś udobruchać ale zamiast polepszyć to pogorszył swoją sytuację.
-Nie. Mów. Do. Mnie. Skarbie.- wycedziła przez zaciśnięte zęby. Odwróciła się do niego i podeszła bliżej. Po krótszej chwili odezwała się głosem wypranym z emocji.- Nie wierzę ci. Nie uwierzę już nigdy.
Ciągle mnie okłamujesz.- rzuciła oskarżycielsko w jego stronę i założyła ręce na piersiach. Gdy jej nie odpowiedział, krzyknęła. Te wszystkie sytuacje doprowadzały ją do szału.- Nawet nie zaprzeczysz! Jesteś dupkiem!
-Musisz przyznać, że cholernie przystojnym i inteligentnym dupkiem.- mruknął pod nosem za co oberwał od narzeczonej lekko w ramię. Uśmiechnął się do niej delikatnie. Nie chciał jej już denerwować. Wiedział, że prędzej czy później mu wybaczy.- Przepraszam. Tak bardzo cię kocham. Nie wiem dlaczego tam poszłem. Nie zrobię tego więcej.-powiedział a ona opuściła ręce i spojrzała mu oczy- Przysięgam na nasze dzieci, które będziemy mieć.- podszedł do niej i lekko przytulił. Ona jednak go nie odwzajemniła a odsunęła się na odległość
kilka centymetrów i odpowiedziała zduszonym głosem.
-Poświęciłam dla ciebie wszystko. Straciłam rodzinę, przyjaciół. Wszystko.- zmusił ją do spojrzenia w jego błękitne tęczówki. Gdy zobaczył ból i cierpienie zrozumiał jaki błąd popełnił. A teraz będziesz musiał zapłacić za to najwyższą cenę. Wszystko dla ciebie a ty nigdy nie potrafiłeś tego docenić. Kochałam cię przez cały czas.
Wybaczałam wszystko. Znosiłam każde poniżenie. Wierzyłam ci. Zawsze ci wierzyłam a ty za każdym razem robiłeś to samo. Ale teraz nie wierzę ci już. Nie potrafię zaufać bo sam mnie odrzucasz. To ja  zawsze się starałam, traktowałam nasz związek poważnie, ale ty wolisz się bawił.
-Nie. To był ostatni raz. Błagam. Nie rób mi tego. Zaufać ostatni raz. Kocham cię najmocniej na świecie. Wybacz ten ostatni raz.- ale ona tylko pokręciła energicznie głową i zrobiła dwa kroki w tył. Ze łzami
w oczami zdjęła pierścionek zaręczynowy i położyła  na dłoni zszokowanego mężczyzny.- Hermiona- szepnął rozpaczliwie, patrząc jak dziewczyna wychodzi z salonu. Zacisnął mocno dłoń na pięknej ozdobie i wyszedł na korytarz. Stała ubrana w jasny płaszcz i miała zamiar wyjść. Zamarła z dłonią na klamce gdy usłyszała jego głos.-Nie odchodź. Nie zostawiaj mnie. Błagam nie odchodź.- powoli podszedł w jej stronę. Delikatnie ujął jej twarz i powiedział cicho-Kocham cię.
Kocham najbardziej na świecie. Nie chce... Nie pozwolę ci odejść. Nie teraz.- strzepnęła"mało delikatnie" je z siebie i przylgnęła ciałem do drzwi.
-Nie.- powiedziała stanowczo a po smutku i roztargnięciu nie zostało nic.- Nie wytrzymam już tego dłużej. To ja cię potrzebowałam a nie tamte panienki! To ja ciągle ratowałam nasz związek! Budowałam to co ty niszczyłeś swoją głupotą! To koniec Draco. Koniec.
-Daj mi ostatnią szansę. Zrobię wszystko. Błagam cię...- powiedział ale ona szybko wyszła z mieszkania i teleportowała się w znane sobie miejsce.

Dwa złamane serca.

Dwa młode ciała.
Dwie zranione duszę.
Czy pozwolą dać sobie pomóc?

~*~
Młoda, samotna kobieta szła niezbyt zatłoczoną ulicą. Była uśmiechnięta a od jej ciała można było poczuć niesamowitą energię. Każdy kto znał ją wiedział, że to tylko pozory. Znowu nałożyła maskę tak jak w czasie wojny. Swoje cierpienie odrzuciła na dalszy plan i zdawałoby się, że jest perfekcyjna w tym co robi. No ale przecież Hermiona Granger zawsze była perfekcyjna a teraz chciała wrócić do swojego życia i zapomnieć, że kiedykolwiek związała się z Draco Malfoyʹem. Codziennie wmawiała sobie, że to tylko zły sen. Jeden wielki koszmar. Koszmar, w którym żyła. Codziennie budziła się i miała nadzieję, że się w końcu obudzi. Dużo czasu zajęło jej zrozumienie sytuacji w jakiej jest. Dużo myślała. Dużo czasu zajęło jej zrozumienie sytuacji w jakiej jest. Dużo chciała zmienić, ale nie mogła. Ta miłość ciągle w niej była. Miłość do mężczyzny, którego powinna z całego serca nienawidzić, była mocno zakorzeniona w jej dobrym sercu. Postanowiła, że wykorzysta to co nauczył ją jej ukochany. Mimo wszystko być silną i nieugiętą. Ona postanowiła tylko udawać taką choć wiedziała, że gdyby go teraz zobaczyła musiałaby uciec przed wykrzyczeniem mu jak bardzo go kocha i jak bardzo za nim tęskni. Godryku! Nawet brakuje jej tych samotnych wieczorów przy kominku czekając aż wróci, aż zobaczy ślad szminki na jego policzku czy koszuli. Tęskniła nawet za tym jak ją przepraszał i mówił, że się zmieni. Tęskniła za jego niewiernością, którą musiała znosić. Chciałaby powiedzieć, że teraz kłamie. Ale nie potrafiła wyprzeć się swych uczuć, tak pięknych a za razem zabójczych. Emocje... Miała dość. Miała dość wszystkiego co ją otaczało.

Nawet książki jej nie interesowały. Nie potrafiła się na tym skupić. Gdy sięgała po coś od razu widziała scenę z malutkiego mieszkania w centrum Londynu. Nie. Koniec. Nie może już dłużej o tym myśleć. Teraz powinna pomyśleć o jej dziecku. Ich dziecku. Uciekła i nie powiedziała mu ale chciała. Chciała ale tamtego dnia nie umiała znieść kolejnego upokorzenia z jego strony. Nie potrafiła wyjść i za kilka minut wrócić, pytając się jego co chce do picia. To już nie wróci. Odeszła i zaczęła nowe życie. Bez niego. Wiedziała, że nigdy go nie zapomni tym bardziej, że pod zakrwawionym sercem nosi ich dziecko. Zawsze będzie pamiętać, że jej przyjaciele odwrócili się od niej i zostawili. Potraktowali ją jak śmiecia tylko dlatego, że pokochała nie tego
mężczyznę. Teraz gdyby się dowiedzieli, że została sama z dzieckiem zwyczajnie by ją wyśmiali. Śmieliby się z jej głupoty. Weszła do malutkiej księgarni na rogu ulicy. Od razu zdjęła cieniutki sweterek i położyła obok lady.
 -Cieszę się, że w końcu przyszłaś.- powiedziała nieznajoma kobieta w średnim wieku, która wyszła z magazynu. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła bliżej.
-Wiesz, że nie miałam wyjścia Tatiano. Zostawiłam sama i muszę na siebie zarobić.- z przyzwyczajenia dotknęła już lekko zaokrąglony brzuch ale szybko zabrała dłoń. Nie chciała teraz o tym myśleć. Nie teraz. Kobieta nie zwróciła jednak na to najmniejszej uwagi.
-Mimo wszystko się cieszę. Brakowało mi ciebie. Gdy odeszłaś było tutaj całkiem nudno i nic się nie działo. No ale nie stój tak. Usiądź a ja zrobię coś do picia.- odpowiedziała i weszła do pomieszczenia obok. Hermiona rozejrzała się i z uznaniem stwierdziła, że nie się tutaj nie zmieniło. Przymknęła na chwilę oczy by móc stwierdzić, że naprawdę brakowało jej tego miejsca.

~*~

-Malfoy. Malfoy- ktoś cicho zacmokał nad uchem pijanego mężczyzny. Z lekkim trudem odwrócił głowę i spojrzał leniwie na przyjaciela- Podnoś swoje cztery litery jak najszybciej dopóki jestem miły.- nachylił się
nad nim jeszcze bardziej i złowrogo wysyczał w wrażliwy narząd słuchu.
-Stary. Wyluzuj. Zobacz, życie jest piękne.- powiedział blondyn i tylko on wiedział jak zabolały go jego własne słowa.
-Nie denerwuj mnie.- ponownie warkął i zacisnął pięści czarnoskóry mężczyzna- Wstawaj. Wychodzimy.- widząc zagubiony wzrok przyjaciela dodał stanowczo- Teraz.
-Przestań traktować mnie jak dziecko.- rzucił lekko ale w jego głosie dało się wyczuć pretensje. "Chcesz żeby traktować cię jak dorosłego? Terapia wstrząsowa cześć pierwsza"- pomyślał Blaise a na jego twarz wpłynął uśmiech pełen złośliwości.
-Dobrze.- usiadł obok niego i mówił opanowanym głosem nawet na niego nie zerkając- Ty tutaj siedzisz i użalasz się nad sobą, a ona żyje dalej. Widziałem ją dzisiaj- zrobił efektywna przerwę gdy zobaczył jak zszokowany chłopak odwraca się w jego stronę ale Zabini zdawał się nie zauważać go lub po prostu był za bardzo zadowolony z tej reakcji- Uśmiechała się. Szła ulicą. Sama.- rzucił od niechcenia. Nie mógł powstrzymać uśmiechu na wspomnienie jej własnego. Mu też go brakowało.
-Ja u siedzę a ona się uśmiecha.- powiedział załamany.
-Dokładnie.- przytaknął zadowolony z siebie- Kochasz ją. Ona kocha ciebie. Wystarczy się ogarnąć i zawalczyć o nią.
-Ona mnie nienawidzi. Nie kocha. Nie wybaczy mi. Nigdy.- oświadczył pewien swoich słów.
-To twoje słowa. Twoje myśli. Wiesz zawsze możesz próbować. Malfoy. Nie poddawaj się bo cię zabije. Przysięgam że to zrobię. A wiesz że potrafię.- powiedział poważnie ciągle patrząc przyjacielowi prosto w
oczy. Ten wstał i na chwiejnych nogach ruszył do wyjścia.
-Zabini rusz się! Nie mam całego dnia!- krzyknął wychodząc. Zapowiada się długa noc... 


~~~~~~~~
Witam wszystkich!
Nie chciałam Wam dawać niedokończonej miniaturki ale postanowiłam zrobić Wam prezent. Przy tej okazji chcę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z mojego serca. Życzę Wam wszystkich miłych, pogodnych i spokojnych świąt oraz dużo prezentów lub jak wolicie mniej, spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze. 
Chciałabym również Wam podziękować za to, że jesteście i czytacie moje opowiadanie. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna, że jesteście przy mnie i mnie wspieracie. Dziękuję Wam wszystkim.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy ale nie sprawdzałam. Wybaczcie mi. 
Dark Liliane

sobota, 7 grudnia 2013

Miniaturka III- "Kochaj mnie do samego końca"


„Kochaj mnie do samego końca”

Unconditional, unconditionally
I will love you unconditionally
There is no fear now
Let go and just be free
I will love you unconditionally-
Katy Perry "Unconditionally" 


Stałam nad brzegiem morza. Chłodny wiatr targał mi włosy. Byłam ubrana w letnią, cienką sukienkę, którą on tak lubił. Wpatrywałam się w horyzont, a fale odzwierciedlały mój aktualny stan umysłu. Przed chwilą spokojne, a teraz burzliwe. „Sztorm”- pomyślałam. Mogłabym bez problemu powiedzieć, że moje życie jest jak sztorm. W jednej chwili spokojnie, czasami monotonnie a zaraz wszystko się burzy i nie zostaje już nic. Kochałam tutaj przesiadywać odkąd on postanowił wymazać mnie z pamięci. Potrafiłam siedzieć tutaj godzinami dopóki zmartwiona Ginny nie przyszła. Na same wspomnienia o tym co mogło być zaczęłam płakać. Słone krople spływały po moich bladych policzkach bez opamiętania. Łzy... Nigdy nie lubił kiedy płakałam. Ciekawe co by powiedział gdyby mnie teraz zobaczył. Ile czasu już minęło? Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że to wszystko boli i że zostawił mnie samą. Chyba mogłam się tego spodziewać, nieprawdaż? On- taki dobry, uczciwy i opiekuńczy dla bliskich, wredny i arogancki dla wrogów. Czy jestem jego wrogiem? Nie wiem... Z pewnością nie kimś ważnym... Pamiętam każde jego słowo, każde „kocham cię”, które mówił mi cicho i wypowiadał głośno. Pamiętam jak na spotkaniach z rodzicami szeptał mi do ucha sprośne teksty. Nie przeszkadzało mi to. Zaakceptowałam go, wiedząc, że nie zmieni się już bardziej. Czyżby...? Kochałam go takim jakim był. Ale musiał odejść. Zostawił tylko karteczkę z jego pięknym pismem i jedno słowo. Jedno jedyne słowo: „Przepraszam”. Nic więcej. Z moich oczu popłynęły następne łzy. Po chwili usłyszałam dobrze znany mi odgłos.
-Cześć Ginny.- powiedziałam cicho, ścierając łzy.
-Cześć.- przytuliła mnie- Znowu tu jesteś.
-To mnie uspokaja.- odpowiedziałam cicho.
-Herm... Musisz zacząć żyć normalnie.- odsunęła mnie delikatnie od siebie.- Powinnaś znowu być szczęśliwa.
-Moje szczęście odeszło razem z nim.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Hermiona Jean Granger. Musisz...
-Nic nie muszę.- przerwałam jej brutalnie i spojrzałam prosto w oczy.
-On by na pewno chciał abyś ułożyła sobie życie. A twój brat...
-Przestań.- warknęłam i wyrwałam się jej z uścisku. Szłam dalej i nie oglądałam się za siebie bo wiedziałam, że już jej nie ma. Zawsze tak jest. Usiadłam na mokrym piasku i pozwoliłam łzom płynąć swobodnie. Czułam jak wszystkie zmartwienia i smutki zamiast odpływać, powracają jak bumerang.
~*~
Zobaczyłem ją tam, nad brzegiem morza. Jak zawsze piękna i do tego w mojej ulubionej sukience. Tak bardzo chciałem zobaczyć jej uśmiech i roześmiane oczy, ale ona płakała. Wiedziałem, że to przeze mnie. Musiałem to zrobić. Myślałem, że zaraz zwariuje. Chciałem podbiec do niej i przytulić, zasmakować jej ust i powiedzieć, że nie miałem innego wyjścia. Pragnąłem wziąść ją w ramiona i już nigdy nie wypuścić. Chciałem jak najszybciej stamtąd odejść ale coś a raczej ktoś mnie zatrzymał. Zobaczyłem Ginny Weasley. Nic się nie zmieniła. Te same włosy, te same oczy, tylko twarz była inna, bez cienia uśmiechu. Widziałem jak podchodzi do Miony, przytula ją i coś mówi. Po chwili starsza Gryfonka wyrywa jej się i odchodzi. Nawet nie oglądając się za siebie. Druga z nich kręci lekko głową jakby pozbywała się zmartwień i teleportuje do znanego sobie miejsca. Stoję jeszcze chwilę, ale wiem co mam zrobić. Wracam do domu, tak znienawidzonego przeze mnie. Dom jak dom, ale nie mogłem już dłużej znieść tego, że nie mieszkam w nim razem z dziewczyną, którą kocham.
-Draco! To ty?
-Tak to ja. Chce rozwodu.- powiedziałem krótko.
-Że co?! Draco! Nie możesz mi tego zrobić!- krzyknęła zaskoczona moimi słowami.
-Owszem mogę i zrobię to. Nigdy nie obiecywałem, że cię pokocham. Wiedziałaś na co się decydujesz więc nie utrudniaj tego.
-Ale Draco...
-Nie Pansy. Wiem, że minęło 4 miesiące odkąd jesteśmy małżeństwem i pół roku odkąd dowiedziałem się prawy o mojej przyszłości z tobą. Nigdy nie chciałem tego małżeństwa tak samo jak ty.
-Nie chce żeby moi rodzice zginęli.-rozpłakała się.
-Nie zginął. Wywiązali się z przysięgi więc będą żyć spokojnie tak samo jak moja matka.- przytuliłem ją i wyszeptałem cicho do ucha.- Kocham Cię ale jak siostrę. Zawsze możesz się zgłosić do mnie o pomoc. Pamiętaj.
-Dziękuję ci za wszystko Draco.Też cię kocham, a teraz pójdę się spakować.
-Nie. Ja się wyprowadzę. Należy ci się dom.-poszedłem do swojej sypialni. Jednym zaklęciem spakowałem się i wróciłem do salonu. Podszedłem do kobiety, która już nie płakała. Pocałowała mnie lekko w policzek.
-Dziękuję ci jeszcze raz, a teraz leć do Hermiony.- puściła mi oczko, a słaby uśmiech pojawił się na jej twarzy.
-Skąd ty...?- chciałem spytać ale nie dokończyłem.
-Widziałam jak na nią patrzysz. Zresztą trudno nie zauważyć.- pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Gdy byłem już na korytarzu usłyszałem jej krzyk- Nie spieprz tego idioto!- Uśmiechnąłem się do siebie i teleportowałem do najbliższego hotelu.

~*~
Wyjechałam z kraju aby odciąć się od tego wszystkiego co mnie przytłaczało. Uciekłam jak zwykły tchórz. Tak. Ta sławna Hermiona Jean, niegdyś Granger, która okazała się czarodziejką czystej krwi, ta odważna gryfonka uciekła. Po co? Może żeby zapomnieć. Może za bardzo bolało ją gdy widziała go przez przypadek na ulicy. Może dłużej nie zniosła by tych wszystkich miejsc, w których byli razem. Tych wszystkich wspomnień związanych z jego osobą. Zastanowiłam się dlaczego odszedł. Przecież byliśmy razem gdy uważał mnie za szlamę i wtedy kiedy dowiedziałam się o swoim prawdziwym pochodzeniu i rodzinie. No właśnie rodzina. Granger’owie osunęli się ode mnie. Moi prawdziwi rodzice nie żyją. Jedynie został mój brat, Ian. Kocham go całym sercem. Czułam, że on jedyny rozumie mnie. Nie tak jak Ginny, która mi pomaga samą obecnością ale za często naciska. Wie, że chce mojego szczęścia ale nie potrafi patrzeć jak cierpię. Odkąd związała się z Blaisem Zabinim odpuściła sobie. Ian był inny. Bardzo podobny do mnie. Wysoki brunet o niebieskich oczach, po naszym ojcu był uczciwy i szczery a za razem stanowczy i opiekuńczy. Rozumiał mnie.
Stałam nad klifem, patrząc w dal. Już nie płakałam. Nauczyłam się żyć złudzeniem o moim Draco, który wróci i będziemy szczęśliwi. Nagle poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie, a broda nieznajomego wbija mi się w obojczyk. Zaśmiałam się cicho. Zawsze tak robił.
-Cześć słońce.- wyszeptał a jego ciepły oddech delikatnie drażnił moją zimną skórę.
-Hej. Gdzie byłeś?- spytałam, pozwalając mu by bardziej mnie przytulił.
-Tu i tam…- uśmiechnął się przebiegle. Ciągle to robił. Ciągle mnie denerwował.
-Ian.- powiedziałam zirytowana. Odwróciłam się w jego stronę i stanęłam najbliżej jak mogłam.
-Byłem w pracy.-rzucił w moją stronę i oparł swój policzek o moją głowę przyciśniętą do jego piersi.
-Kłamiesz.
-Nie prawda.- powiedział.
-Prawda. Dziś jest niedziela.- stwierdziłam i zaczęłam bawić się kawałkiem materiału jego koszulki.
-Zaczęłaś się orientować, że mamy coś takiego jak czas, dni tygodnia i wiesz w ogóle.- powiedział szeroko uśmiechając się.
-Przestań.- powiedziałam cicho. Spojrzałam mu w oczy i zapytałam z nadzieją w głosie.- Powiesz mi?
-Nie.
-Dobra. Niech ci będzie.- powiedziałam i przez chwilę udawałam obrażoną. Ian przewrócił teatralnie oczami i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Od razu uśmiechnęłam się i wtuliłam, czując jak całe jego ciepło powoli mnie otacza. Z minutę na minutę robiło się coraz chłodniej mimo panującego wcześniej upału ale dzięki jego szczelnym uścisku robiło mi się gorąco. Czułam się bezpiecznie bezpiecznie jak kiedyś z nim... Poczułam niebezpieczne ukucie w sercu i zacisnęłam mocniej oczy i zacisnęłam pięści, mnąc jego ubranie. Mój brat zauważył to i westchnął cicho. Wiedziałam, że teraz intensywnie myśli by na następne kilka minut lub godzin zapomnieć o wszystkim.
-A ty co? Znowu nic nie robisz?- zapytał chodź doskonale znał odpowiedź. Nie pozwalał mi pracować mino że prosiłam go o to wiele razy.- Ciągle się obijasz. Powinnaś się czymś zająć skrzacie.- pacnął mnie w nos czym rozdrażnił mnie jeszcze bardziej.
-Czy ja ci wyglądam na skrzata?- spytałam spokojnie.
-Tak.- odpowiedział z powagą w głosie.
-Oh weź się odwal.- z bladym uśmiechem na twarzy, odepchnęłam go. Zaśmiał się głośno. Jego śmiech. Czysty i wspaniały. Idealna melodia dla mych uszu. To był inny śmiech niż mojego Draco. Ten był pełen szczerości ale i smutku. Po chwili zaczął mnie łaskotać. Sadysta... Zaczerpnęłam świeżego powietrza i uderzyłam łokciem w jego żebra.
-Pożałujesz tego diablico!- krzyknął, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę grozy pomieszaną z rozbawieniem. –Wracaj tutaj!- usłyszałam za plecami jego głos. Zaczęłam uciekać.
-Ani mi się śni ciołku!
Zaczęliśmy się ścigać. Szybko zbiegłam na dół. Znalazłam się na plaży. Biegłam dalej aż potrąciłam jakiegoś mężczyznę. Chciałam go przeprosić niestety los chciał abym leżała na piasku. Wstała z pomocą nieznajomego, patrząc jak mój brat śmieje się.
-Przepraszam Pana bardzo –powiedziała nie odwracając wzroku od brata- ale ten idiota, znaczy o ten tamten- pokazałam palcem na chłopaka- gonił mnie.
-Spokojnie. Nic się nie stało Hermiono.- zdziwiona odwróciłam wzrok i to był mój błąd. To był on. Draco Malfoy. Mój ale nie mój. Tak bliski a zarazem tak obcy. Miłość mojego życia. Miałam chęć uciec stamtąd i rozpłakać się jak mała dziewczynka. Przeleciała wzrokiem jego sylwetkę i na nowo powróciła do twarzy. Musiała stwierdzić, że nic się nie zmienił. Nadal wysoki blondyn o szaro-niebieskich tęczówkach, które w jednej chwili odbierały jej myśli zdrowy rozsądek. Tak samo przystojny. Taki sam. Mój.
-Co ty tutaj robisz Malfoy?- spytała w końcu.
-Szukam Cię.- powiedział z tajemniczym błyskiem w oku.
-No to znalazłeś a teraz żegnam.- powiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam się i chciałam odejść ale złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.- Puść mnie.- warknęłam chwilowo odzyskując odwagę.
-Chcę tylko porozmawiać.
-No to mamy problem bo ja nie chce.- powiedziałam zrezygnowana. Zamknęłam na moment oczy. Czego on jeszcze ode mnie chciała. Odszedł a teraz chce rozmowy.
-Proszę daj mi 5 minut.- szepnął.
-Ty nawet nie jesteś wart poświęcenia jednej minuty.- Draco mimowolnie się skrzywił słysząc jest chłodny głos. Wyrwałam mu się i zrobiłam dwa kroki w tył.- To ty wszystko zakończyłeś więc daj mi spokój.
-To nie tak jak...-próbował z rozpaczą w głosie.
-Myślę? Tak dokładnie myślę. Zresztą... Nie obchodzi mnie dlaczego odeszłeś. Zapomniałam o tym wszystkim.- z łatwością skłamałam.
-Hermiono proszę...
-Nie ma już Hermiony.- poczułąm ręce na swoich ramionach.- Ona już dawno umarła.
-Musisz mnie wysłuchać. Proszę. Nie znasz powodu. Błagam.- szepnął rozpaczliwie wyciągając dłoń w moją stronę. Skuliłam się ale nie cofnęłam.
-Nie. To ty wszystko skreśliłeś. Wolałeś odejść i zostawić tylko jedno słowo niż powiedzieć mi, ze odchodzisz prosto w twarz.
-Ian?- spojrzał na niego znacząco a ten nie miał zamiaru mu niczego ułatwiać.
-Możesz zostawić nas samych? Powiem tylko co chcę powiedzieć i...- spojrzał na mnie- odejdę jeżeli tego będziesz chciała.
-Dobra.- westchnęłam ciężko.- Streszczaj się bo jestem zajęta. A ty idź od domu.
-Będę czekać. Pa.- pocałował mnie w policzek i teleportował z głośnym trzaskiem.
-Zamieszasz tak stać i marnować mój czas czy wymyślasz kolejne wymówki?- spytałam od razu.
-Nie mam potrzeby wymyślać jakiejś badziewnej historii. Obiecaj, że nie będziesz mi przerywała.- poprosił, zostając na swoim miejscu.
-Mów.
-8 miesięcy temu  dowiedziałem się, że moi rodzice i rodzice Pansy złożyli przysięgę wieczystą mówiącą o moim i jej ślubie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Gdybym ja lub Pansy wybrali sobie innego partnera i wyszli za niego nasi rodzice by zginęli. Byłem wściekły, zagubiony i smutny. Dobijało mnie to, że nie potrafię nic zrobić. Musiałem zgodzić się na to małżeństwo. Dużo czasu myślałem czy powiedzieć ci to wszystko, ale bałem się. Bałem się ciebie stracić. Nie chciałem cię skrzywdzić, ale wiedziałem, że nie ma dobrego rozwiązania w tej sytuacji. Ktoś musiałby cierpieć. Nie chciałem, żebyś to była ty. Nigdy nie chciałem. Po 2 miesiącach całej tej farsy zacząłem węszyć i odkryłem lukę w przysiędze. Nie było tam mowy o rozwodzie. Mogłem swobodnie to zrobić ale miałem wątpliwości. Chciałem wiedzieć czy byłabyś znowu ze mną szczęśliwa. Nie wiedziałem. Wiele razy widziałem cię na ulicy ale nie potrafiłem się przełamać i podejść. Aż w końcu dwa miesiące temu zobaczyłem cię nad morzem w tej sukience i wszystko powróciło. Wiedziełem, że cierpisz i chciałem to zmienić. Nie mogłem znieść widoku kiedy płaczesz. Tego samego dnia powiedziałem Pansy o rozwodzie. Szukałem cię ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Nie mogłem się poddać i wtedy przypomniałem sobie gdzie mieszka twój brat. Miałem nadzieję, że cię tutaj spotkam i spotkałem...- przerwał na chwilę. Pociągnęłam nosem i starłam łzy spoczywające na moich policzkach.- Hermiona przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć. Kocham cię. Przepraszam.
Zapadła cisza. On wpatrywał się we mnie z niemą prośbą o wybaczenie, a ja analizowałam wszystko to co mi powiedział. W końcu nie wytrzymałam. Odwróciłam się i postawiłam kilka kroków. Ale nie chciałam uciekać. Nie teraz. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Czułam na sobie jego wzrok, pełen tęsknoty i pożądania, który nie pomagał mi w podjęciu decyzji. Decyzji o moje życie, o moją przyszłość. Schowałam twarz w ręce by uspokoić moje skołatane nerwy. Za bardzo go kochałam by odejść. Chciałam być szczęśliwa a moje szczęście było zaledwie kilka kroków za mną. Może i za chwilę popełnię błąd ale gdy nie spróbuję nigdy się nie dowiem. Odwróciłam się w stronę swojej przyszłości, swojego szczęścia, całego życia i podeszłam szybkim krokiem. Wymierzyłam mu siarczysty policzek co nie było dla niego zaskoczeniem. Bez zastanowienia objęłam swoimi drżącymi od nadmiaru emocji dłońmi jego twarz i wpiłam mu się w usta. Była kompletnie zaskoczony ale odwzajemnił pocałunek z taką samą pasją jak ja. Przyciągnął mnie mocno do siebie.
-Nigdy... więcej... tak… nie… rób…- wypowiedziałam między pocałunkami.
-Nigdy…obiecuję.

~*~

Sami nie wiedzieli ile czasu spędzili tam razem rozmawiając, śmiejąc się do rozpuku, bawiąc i przytulając. Teraz już wiedzieli, że szczęścia nie ma w przysłowiowej mugolskiej lodówce i tam się nie znajdzie to czego szuka ale przy najbliższej im osobie. Hermiona jak i Draco chcieli zapamiętać każdy szczegół z ich spotkania. Znowu zaczęli planować wspólnie przyszłość. Oboje chcieli założyć rodzinę. Kupić dom z wielkim ogrodem i psa oraz mieć gromadkę rozwrzeszczanych dzieci. Doskonale wiedzieli, że to stanie się szybko. Mimo tylu wypowiedzianych słów Draco zapamiętał tylko te, prosto z jej serca i powracał do nich w każdej wolnej chwili.
„Tak bardzo chciałam Cię nienawidzić ale nie potrafię. Wiesz miłość to głupie uczucie. Przychodzi i odchodzi niespodziewanie. Wprasza się na imprezę, na którą ją nie zapraszano. Wjeżdża butami do środka serca, zabija rozum a kiedy już jest po wszystkim odchodzi cichutko, drepcząc z nogi na nogę. Wtedy czujesz się jak ostatni śmieć. Nic nie warte ścierwo. Jak popsuta zabawka rzucona w kąt i zapomniana. Ale wiesz co? To samo uczucie ma coś w sobie. Jakąś magię. Obok tych wszystkich cierpień i smutków jest radość. Ale jeżeli chodzi o miłość to chyba każdy się ze mną by zgodził, że miłość nie zawsze ma kolor czerwony ale posiada też czerń. Miłość to najgorsze a zarazem najlepsze uczucie, Draco. Nie zawsze będzie trwać. Do każdego należy jakaś chwila. A właśnie teraz jest nasza chwila i tego się na razie trzymajmy.” 



~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim.
Tak jak obiecywałam wstawiam niespodziankę, miniaturkę, pierwszą jaką kiedykolwiek napisałam i ma szczęśliwe zakończenie. Mam nadzieje że nie zanudziliście się przy niej. Następny rozdział będzie na pewno przed świętami. Zaczęłam już pisać więc myślę, że znajdę czas by napisać.
UWAGA! Dodatkowo umieszczam krótką miniaturkę mojej przyjaciółki. Nie wiem czy kojarzycie "Nędzników" ale tego dotyczy ta miniaturka, a raczej pewnego bohatera. Osobiście mi się podoba i myślę że Wam również się spodoba. Zachęcam do przeczytania.
Pozdrawiam z parapetu okna, ale Dark Liliane ogląda jak pada śnieg. Ulubione jej zajęcie.
Trzymajcie się ciepło.
~~~~~~~~~~


Spojrzał przed siebie i uśmiechnął się. Nie był to jego zwykły, pełen wyższości uśmiech, lecz delikatny, niemal czuły. Niemniej dowódcy legionistów wydał się wręcz bezczelny, kpiący. „Do strzału” gniewnie krzyknął, a dziesięć luf wycelowało w Enjolrasa, z jednym, tym samym celem –zadać mu ból, cierpienie, śmierć. Lecz młody rewolucjonista zdawał się ich nie zauważać. W ręku trzymał sztandar czerwony jak krew, która wytrysnęła z ciał jego przyjaciół, a w głowie miał jedną, jedyną myśl- Eponine. Już za chwilę spotkają się w lepszym świecie, w którym żadne z nich nie będzie musiało oddawać życia za wolność, która była tylko ułudą. Czyż to nie ironia? Na chwile przed śmiercią zaczął wątpić w wartość, za którą miał oddać życie. Lecz to nie było teraz ważne. Ważne było teraz jedynie to, że za chwilę spotka swą kochaną ’Ponine. Teraz nie popełni tych samych błędów, o nie. Wyzna dziewczynie prawdę o swych uczuciach, powie że ją kocha. Zrobi to, co uczynić pragnął od kiedy ją zobaczył: porwie w ramiona, spojrzy prosto w oczy i powie „kocham cię”, a następnie ją pocałuje. Szepnął „’Ponine”. Jego głos został zagłuszony przez dowódcę legionistów, krzyczącego „Ognia!!!”. Dziesięć luf z oślepiającym blaskiem wypaliło prosto w ciało młodego mężczyzny. „’Ponine” szepnął raz jeszcze, na chwilę przed tym, jak pociski przeszyły jego ciało. Poczuł ostry, palący ból . Zacisnął rękę mocniej na sztandarze, a na jego ustach wykwitł niemal triumfalny uśmiech. Ciało jego wypadło przez okno, dramatycznie zawieszone, z krwawym sztandarem łopoczącym wokół niego. A dusza Enjolrasa , wolna od trosk i bólu uleciała do nieba, prosto w ramiona ciemnowłosej dziewczyny, jego kochanej, słodkiej ‘Ponine.

Blask wystrzału. Nagły ból w miejscach, w których pociski przeszyły ciało. Podłoga uciekająca spod stóp i… ciemność. Aksamitny mrok, otulający wszystko wokół niego. Mrok i ból. I nic więcej. Mógł rozpłynąć się w ciemnościach, zlać z nimi w jedno i uwolnić się od bólu. Ale nie chciał. Z jakiegoś powodu, nie do końca jasnego, czuł że nie powinien tego robić. Ale nagle mrok zaczął się rozjaśniać, aż w końcu całkiem zniknął. Czuł się jak po wynurzeniu z wody lub przebudzeniu w nowym, obcym miejscu. Otworzył oczy i…
Ciąg dalszy nastąpi. Żart. Nie nastąpi. Bo on nie żyje. Wszyscy umarli. Smutne.

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział V- Gorzki płacz




You're not like me
Your faceless lies
Your weak dead heart
Your black dead eyes
I'll break you in, and let this die
Your hope is gone
And so is mine-
Breaking Benjamin "Crawl" 

Znalazłem ją dopiero na Wieży Astronomicznej. Siedziała skulona, oparta o barierkę. Wzrok miała pusty i mogło by się wydawać ze patrzy prosto w tafle jeziora. Z oczu płynęły jej łzy, których nie próbowała zatrzymać. Nie spojrzała na mnie gdy przykucnąłem i wytarłem jedną kroplę spoczywającą na jej policzku. W dwa palce wziąłem jej podbródek i delikatnie obróciłem w swoją stronę. Ból i cierpienie. Tylko tyle mogłem zobaczyć w jej smutnych tęczówek, bo od razu wybuchła płaczem. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Wydawała mi się taka krucha… Mała, bezbronna i niewinna. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej wściekły, że nie powstrzymałem Rudej. Może wtedy nie płakała by… siedzielibyśmy dalej w salonie popijając Ognistą i zaśmiewając się z żartów Diabła. Nawet nie wiem kiedy zaczęła się uspokajać i teraz tylko otulałem ją szczelnie swoimi ramionami. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem gdy zobaczyłem jak zaciska swoje małe piąstki na mojej koszuli.
-Chodź. Musimy wracać.- powiedziałem cicho. Jedyną reakcją było tylko to, że mocniej do mnie przylgnęła. W innych okolicznościach bym się cieszył ale nie teraz. Teraz to ona była załamana i choć już nie płakała nadal wyglądała jakby za chwilę miała od nowa zacząć rozpaczać- Robi się coraz zimniej.
-Nie.- usłyszałem jej stłumiony głos.
-Zamarzniesz tutaj.
-Tak będzie najlepiej.- powiedziała szeptem ale ją usłyszałem. Odruchowo złapałem jej twarz w dłonie i zmusiłem by popatrzyła na mnie.
-Nigdy więcej tak nie mów.- wycedziłem przez zaciśnięte zęby- Nie pozwoliłbym na to. Jeżeli ty tutaj zamarzniesz to ja z tobą.
-Nie.- powiedziała ze strachem w oczach- Odejdź. Zostaw mnie.- wyrwała mi się i wstała. Oparła się o najbliższą ścianę i zamknęła oczy. Po chwili zaczęła mówić cichym głosem, takim samym jak kiedyś. Stanąłem obok niej i przyglądałem.- Wiesz… kiedyś uwielbiałam tutaj przychodzić. Szczególnie z Harrym. Zawsze lepiej się dogadywaliśmy. Ron był bardziej wybuchowy, a Harry spokojny, uczciwy, ale.. urodzony Ślizgon mimo wszystko. Ron traktował mnie tylko jak maszynę do odrabiania prac domowych i rozwiązywania zagadek. Harry po śmierci Syriusza stał się inny. Bardziej skryty… Zamknął się w sobie. Nadal byliśmy tą wspaniałą Trójcą Hogwartu… Chociaż zawsze zapatrzeni w sobie… Zawsze… nigdy mnie nie spytali czy czegoś potrzebuje czy w czymś mi pomóc… Zawsze byłam i będę dla nich tylko kujonicą Granger… Pamiętam jak zaczęłam szukać z nimi horkruksów… Byłam tylko tanią encyklopedią. Całymi dniami siedziałam i czytałam różne księgi by im pomóc… A oni? Udawali że też szukają. Udawali, że… Udawali wszystko bo byłam im tylko potrzebna do pokonania Voldemorda. Pamiętam jak tutaj przyszliśmy po tym jak Harry go zabił… Staliśmy tutaj. Oni przy drzwiach a ja w tym miejscu… Powiedzieli, że mnie nienawidzą. Zaplanowali sobie wszystko. Osiągnęli to co chcieli bo taki mieli plan. Ja miałam im pomóc we wszystkim i wtedy… wtedy po prostu odeszli. Nikomu tego nie mówiłam ale Harry zawsze był dla mnie jak brat. Gdyby nie McGonagall zginęłabym… Miałam zamiar stąd skoczyć ale ona przyszła. Wiele razy chciałam powiedzieć o tym Ginny ale to był jej chłopak i brat nie mogłam…
-Dlaczego?- otworzyła oczy i spojrzała na mnie pytająco- Dlaczego jej nie powiedziałaś?
-Bałam się. Bałam się, że ją też stracę. Bałam się, że mi nie uwierzy… Harry… On potrafi być bardzo czarujący jeśli chce… Nie mogłam jej stracić rozumiesz? Nie mogłam stracić najważniejszej osoby w moim życiu.
-A mimo to wciąż tu przychodzisz…
-Uwielbiam to miejsce… Od śmierci Dumbledora nikt nie przychodzi tutaj więc wiem że nikt mi nie przeszkodzi w…
-W czym Granger? W czym ci nie przeszkodzi?- przełknęła głośno ślinę i nie odpowiedziała.-Spójrz na mnie. Granger.- traciłem cierpliwość a ona uparcie patrzyła się w jeden punkt- Spójrz .Proszę cię.- podszedłem bliżej i wtedy dopiero na mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się lekko i nachyliłem.- Obiecaj mi, że nigdy więcej nie pomyślisz o tym.-cisza- Obiecaj mi.
-Nie mogę tego zrobić…- powiedziała cicho łamiącym się głosem.- Nigdy nie dotrzymałabym tej obietnicy, więc nigdy nie proś mnie o to.- odwróciła się z zamiarem wyjścia, ale złapałem ją za nadgarstki i popchnąłem lekko na ścianę.
-Nie bój się mnie.- powiedziałem widząc w jej oczach czysty strach pomieszany z cierpieniem.
-Puść mnie i nigdy więcej tak nie rób. Zostaw mnie. Nie dotykaj. Nie rozmawiaj. Nie patrz. Odejdź i…
-Przepraszam nie chciałem cię przestraszyć ani nic zrobić.
-Chce stąd wyjść. Proszę odejdź.- popatrzyła się na mnie a ja złapałem ją lekko za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi. Dopiero w salonie podziękowała z odprowadzenie i zamknęła się w swoim pokoju. Westchnąłem ciężko i położyłem się spać.
~*~
Głupia. Głupia idiotka. Pieprzona idiotka z ciebie. Jak mogłaś mu to powiedzieć. Granger ty idiotko…Żyletka. Ginny już wie… nie jest dobrze… Kuźwa. Mogłaś się spodziewać takiej reakcji. Jedna kropla. Druga kropla. I następna… Ojciec wie co robisz… Następna kropla… Ten łajdak upokorzył cię przed cała klasą… i następna… Nie jesteś nic warta… Następna… Nienawidzisz siebie? Dobrze. Nie zasługujesz na życie… i następna. Nikt cię nie kocha Granger. Następna…Powinnaś była wtedy umrzeć. Następna… Nikt by za tobą nie tęsknił. Nikt by nie płakał. No może tylko ojciec nie miał kogo pieprzyć! Tylko do tego jesteś mu potrzebna! Ty dziwko! Powinnaś umrzeć! Każdemu by ulżyło. Płacz… Kałuża krwi… żyletka obok i ja.
-Nie!!!!- wykrzyczałam i spojrzałam w swoje odbicie- To on jest wszystkiemu winny!!! To on mi to zrobił!!! Nienawidzę go!!!- zrzuciłam wszystko z szafki, a moja pięść znalazła się w odłamkach szkła. Popatrzyłam na zbite lustro i upadłam na kolana.- Nienawidzę go. Nienawidzę rozumiesz! To wszystko przez niego! Nienawidzę! Zabije go! Zabije go kurwa rozumiesz! Zabije! Nienawidzę go! Ja nie chce tak żyć. Nie chcę!- rozpłakałam się na dobre i krzyczałam dopóki nie zmorzył mnie sen.
~*~
-Gdzie Hermiona?- spytała zaniepokojona Ginny, kręcąc nerwowo głową w poszukiwaniu przyjaciółki.
-Spokojnie Ruda. Sprawdzałem i nie było jej w pokoju musiała wyjść wcześniej.- powiedziałem spokojnie.
-Albo była w łazience.- warknęła Ginny.
-Hermiona to duża dziewczynka i poradzi sobie. I przestań się kręcić bo…Merlinie…
-Co się stało Diable?
-Nadal uważasz idioto, że jest duża i poradzi sobie?- spytała załamanym głosem Ruda a ja spojrzałem na osobę stojącą z dyrektorką przy drzwiach Dużej Sali. Mimo ładnych ubrań widziałem jej zmęczoną twarz i czerwone od płaczu oczy. Na rękach było widać ślady po czymś ostrym. Była zgrabiona i lekko kiwała głową jakby nie miała siły rozmawiać. Wstaliśmy od stołu i podeszliśmy do dwóch kobiet.
-Chyba zdajesz sobie sprawę z decyzji, którą podjęłaś?- kiwnęła tylko głową.
-Jakiej decyzji Pani dyrektor?- spytała Gin. Hermiona nie spojrzała nawet na nas tylko kiwnęła na dyrektorkę i bez słowa ruszyły do jej gabinetu.
-Co to miało być?- spytał zaskoczony Blaise.- Ruda a ty gdzie?
-Muszę coś zobaczyć.- mruknęła i ruszyła w znanym sobie kierunku. Poszli z nią ale kazała im zostać w Salonie Wspólnym Prefektów Naczelnych a sama skierowała się po schodach na górę. Po kilku minutach wróciła cała blada ze łzami w oczach.
-Co się stało?- spytałem. Nie odezwała się ani słowem tylko podała mi list, który trzymała w
ręce.
    Panno Granger.
  Uprzejmie Pania informujemy, ze zostala Pani wezwana na przesluchanie w sprawie zabójstwa pewnej mugolki, Amandy Drey, kolezanki z dziecinstwa jako oskarzona. Mamy pewne podejrzenia i dowody na to, ze to Pani dokonala morderstwa na tej niewinnej dziewczynie. Prosimy niezwlocznie zglosic sie do Ministerstwa w innym wypadku wyslemy po Pania dementorów.
                                                                Z wyrazami szacunku,
                                                                      Adrian Homel
-No nie! No kurwa po prostu no nie! Jak można być takim idiotą!- krzyknąłem i ruszyłem do gabinetu dyrektorki. Ginny i Blaise byli za mną wpadłem do gabinetu i zobaczyłem tylko nauczycielkę Transmutacji.
-Gdzie ona jest?- spytałem ale kobieta na to nie zareagowała.
-Pani dyrektor! Niech Pani powie!- krzyknęła Ruda.
-Tam gdzie nie powinna być..- powiedziała szeptem.
-Może Pani mówić jaśniej?- spytałem nie zwracając uwagi na mój „lekko” niegrzeczny ton wstała i podeszła do nas.
-Do Azkabanu.- i wyszła zostawiając nas w osłupieniu. Dla mnie czas się zatrzymał. Słyszałem szczęk zamykanych drzwi, płacz dziewczyny i słowa Zabiniego skierowane do niej. Ona i Azkaban? Przecież ona tam nie wytrzyma 2 godzin a co dopiero gdy zostanie skazana.
-Musimy się dowiedzieć kiedy będzie rozprawa. Musimy przenieść się szybko do Ministerstwa.- powiedziałem szybko i wziąłem garść Proszku Fiu.
-Zobacz na nią. Ona nie da rady.- spojrzałem na Wiewiórkę. Była w okropnym stanie i ledwo co trzymała się na nogach.
-Więc pójdę sam a ty się zajmiesz.
-Nie ma mowy! Albo idę z tobą albo nie pójdziesz w ogóle!-krzyknął. Zakląłem głośno i otworzyłem drzwi. Blaise z Rudą na rękach poszedł przodem a ja wlokłem się za nimi powoli uspokajając się. Wiedziałem że Hermiona jest silna ale nie na tyle silna by przeżyć w Azkabanie. Mój kumpel zajął się płaczącą dziewczyną a ja wszedłem do swojego pokoju. Od razu wziąłem butelkę Ognistej i pociągnąłem z gwinta. Usiadłem na łóżku i zobaczyłem malutką karteczkę na mojej poduszce.

Draco proszę cię musisz mi pomóc. Znajdź Rona. Musisz go znaleźć. To on zabił Amandę. Znajdź go błagam. Jutro mam rozprawę. Chcą jak najszybciej mnie skazać bo za dużo wiem o Ministrze Magii.  Błagam pomóż mi.
                                                                                                                                             Hermiona

-Blaise! Ginny!- krzyknąłem i pobiegłem do salonu.- Hermiona zostawiła mi wiadomość.- zrozpaczona dziewczyna oderwała się od klatki piersiowej Diabła i podbiegła do mnie.
-Chce zobaczyć.
-Nie. Powiedz mi jakie stosunki masz z Łasicą?- popatrzyłem się w jej oczy a ona nagle przestała płakać i wycedziła przez zęby.
-Co ten łajdak zrobił?
-Nic. Kompletnie nic. A nie czekaj coś mi się przypomina.- zacząłem udawać głupiego- Hermiona zostanie skazana zamiast niego.- otworzyła szeroko oczy i zaczęła się histerycznie śmiać.
-On? Ta ciamajda? Boże co za idiota....-zaczęła kręcić się po pokoju a na policzkach pojawiły się nowe łzy.- Zabije go... Cholera jasna zabije! 
-Spokojnie Ruda ja go najpierw wykastruje a potem będzie cały dla ciebie.- powiedziałem spokojnie i spytałem się jej.- Gdzie on może być?- ona tylko spuściła głowę w dół i podeszła do kominka.
-N-nie wiem.- powiedziała drżącym głosem.- Nikt nie wie. On wyjechał i nikt nie wie gdzie jest.
-Cholera jasna! Więc jak mamy go znaleźć. Przecież może być wszędzie!- zacząłem się pieklić. Zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedziałem, że z każdą minutą maleje prawdopodobieństwo, że go znajdziemy a Granger będzie wolna. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko by tylko była bezpieczna. Tylko tego chciałem. Pragnąłem mieć ją przy sobie i przytulać i śmiać się do rozpuku ale ten głupi Łasić mi wszystko uniemożliwił. Ale ja to zmienię. Chcę jej. Chcę czuć ją przy sobie. Chcę by była moja i będzie. Ja tego chcę. Pragnę całym sercem i nikt mi nie przeszkodzi w tym bym spełnij swoje marzenie jakim jest Ona. Piękna dziewczyna o kasztanowych włosach, głębokich i czekoladowych tęczówek i uśmiechu anioła.
-Niekoniecznie.- powiedział Diabeł. Odwróciliśmy głowy w jego stronę i czekaliśmy cierpliwie aż znów otworzy usta.- Potter może wiedzieć gdzie on jest.
-Potter?- spytała Ginny. Przewróciłem tylko oczami i spokojnym głosem jej objaśniłem co miał na myśli mój przyjaciel.  
-No wiesz… Chłopiec, który przeżył. Złote dziecko z blizną na czole. Twój były przy okazji. Wybawiciel świata...mówić dalej czy już kojarzysz o kogo mi chodzi skarbie?- otworzyła szeroko usta by po chwili je zamknąć.
-Zaraz wracam.- powiedziała i pobiegła do pokoju Hermiony. Po pięciu minutach przyszła ogarnięta i ubrana w nowe ubrania.- To co idziemy?
Przytaknęliśmy wskoczyliśmy do kominka a rudowłosą dziewczyną. Gdy stanęliśmy na nogach zastaliśmy „troszkę” przerażający widok. Puste butelki po jakimś mugolskim alkoholu walały się po całym pokoju. Wszędzie było pełno ubrań i niedopałków papierosów.
-Śmierdzi tu gorzej niż sam Voldemort.- burknąłem i przyłożyłem rękaw bluzy do nosa. Ginny przewróciła oczami i ruszyła wgłąb domu. Ruszyliśmy powoli za nią próbując niczego nie dotykać i o nic się nie potknąć.
-Kim jesteście?- spytał męski głos dobiegający z głębi korytarza, powodując że się zatrzymaliśmy.
-A kim ty jesteś?- spytała dziewczyna. Jedyne co usłyszeliśmy to szybkie kroki i już po chwili mogliśmy dostrzec zarys sylwetki aż w końcu wiedzieliśmy, że to nie kto inny jak Potter.
-Gin? Co ty tutaj robisz?- spytał zdziwiony, ale wyprzedził ją Diabeł.
-Stoi Potter. Nie widzisz?- podszedł bliżej niej.- Chyba przez te dwie Avady co w ciebie jebnęły wzrok ci się pogorszyły Potter ale nie przejmuj się. Masz szczęście, że żyjesz. Wiesz zazwyczaj od Avady się ginie a nie traci wzrok.
-Mogłem się tego spodziewać...-mruknął pod nosem ale na tyle głośno że wszyscy to usłyszeli. Ponownie odezwał się ale tym razem wypranym z emocji głosem.- Czego chcesz i po co przyprowadziłaś swoich przyjaciół?- ostatnie słowo praktycznie wypluł i obrzucił mnie i Zabiniego chłodnym i pełnym pogardzi spojrzeniem.
-Gdzie jest Ron?-spytała niewzruszona wiewiórka- Wiem że tu był. To on zrobił ten burdel. Wiem to.
-Tak. Tak. Ty zawsze musisz wszystko wiedzieć jak Hermiona.- przewrócił oczami i zrobił krok do przodu. Byłem zdziwiony gdy młoda kobieta spuściła wzrok i cofnęła się tak że wpadła na czarnoskórego chłopaka. Posłała mu przepraszający uśmiech ale nie odeszła. Wróciła wzrokiem do Złotego Dziecka, który uśmiechał się zwycięsko.- Był tutaj. Nie da się ukryć.- powiedział pokazując rękoma na śmieci pod nogami.
-Więc gdzie on jest?- spytała a on tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się kpiąco.- Musisz wiedzieć gdzie jest! Musiał ci powiedzieć! Przestań w końcu kłamać! Zachowywać się jak on!
-Wystarczy!- krzyknął by ją uciszyć.- Po tym jak ty wybiegłaś z mojej sypialni jak zastałaś mnie w pewnej intymnej sytuacji...
-Chciałeś powiedzieć obrzydliwej i wiem co widziałam idioto. Gdzie on jest? Pytam się ostatni raz.- wysyczała.
-Gdzieś. Nie wiem. Zanim mi raczyłaś grzecznie przerwać- powiedział z ironią- wyjechałem. Wróciłem dosłownie 10 minut temu i już go tutaj nie było. A tak wogóle to co u Mionki? Chciałem z nią porozmawiać.
-Spytaj się twojego przyjaciela lub odwiedź Azkaban.-odezwałem się tym razem ja.
-Azkaban?-spytał zdziwiony.
-Tak. Chcą skazać Hemione za morderstwo, którego dokonał mój kochany braciszek. Teraz rozumiesz dlaczego chce go znaleźć?
-Dostaniecie go.-powiedział szybko.- Dostaniecie. Znajdę go i zabiorę do Ministerstwa. Skażą go a Miona będzie wolna.
-Ale jak to masz zamiar zrobić?- spytałem.
-Nie ważne Malfoy. To cię nie powinno interesować. Żegnam.- odwrócił się i jak gdyby nigdy nic odszedł. Chciałem za nim pójść ale czyjaś ręka mnie zatrzymała.
-Malfoy. Proszę.- powiedziała Ginny ze łzami w oczach- On to...-przełknęła ślinę i spuściła głowę- On to zrobi. Ja to wiem. On zrobi dla niej wszystko. On zrobi wszystko by zniszczyć Rona. Proszę uwierz mi. – Kiwnąłem lekko głową i wróciliśmy do miejsca. Do domu. Do Hogwartu.


Koniec części pierwszej...
~~~~~~~~~~~~~~
Wiem. Miałam wstawić dopiero w sobotę ale napisałam rozdział wcześniej i musiałam go wstawić. Wiem że jakiś oszałamiający nie jest, ale chciałam by akcja poszła dalej. Dziękuję za każdy komentarz od Was. To jest dla mnie miłe czytać to co myślicie. Wkładam całą siebie w to co robię. Jeszcze raz dziękuję za docenienie mnie. 
Zastanawiałam się nad niespodzianką i chcę abyście wiedzieli, że postaram się dodać w sobotę. Postaram i zmobilizuję i mam nadzieje że mi to wyjdzie. 
Trzymajcie się ciepło i buziaczki,
Dark Liliane