Dwa dni później....
Weszłam do salonu, w którym byli moi
rodzice. Zapłakana matka i krzyczący na nią ojciec. Scena taka jak zawsze. Przystanęłam w progu i patrzyłam.
-Zdradziłaś mnie szmato i teraz
mówisz, że to moje dziecko!-Nie… Nie… Nie…- mówiła tak dobrze
znana mi kobieta jak w transie, kręcąc energicznie głową.- To twoje dziecko!
Twoje. Nie kłamie.-Nie prawda! Zdradziłaś mnie! Od
dawna mnie zdradzasz!- wykrzyczał jej prosto w twarz i z całej siły uderzył.-Jak możesz podnosić na nią rękę!-
krzyknęłam i podeszłam do matki. Mocno ja przytuliłam- To przecież twoja żona!
Powinieneś ją szanować!-Nie będziesz mi gówniaro mówiła co
mam robić!- szarpnął mną i popchnął na ścianę. Odbiłam się od niej i osunęłam na dół. Już chciał podejść do mnie ale matka zatrzymała go. Stanęła na przeciw
niego i trzymała za ramiona.
-Błagam zostaw ją! To twoja córka!-Zostaw mnie!- odepchnął ją i
spoliczkował. Stanęłam na nogach i ochroniłam ją szybko swoim ciałem przed
pięścią wymierzoną w jej brzuch. Syknęłam z bólu.- Obie jesteście warte
siebie!- Pobiegł do kuchni a ja pomogłam mamie się wyprostować. Nagle ojciec
wrócił do pokoju z nożem w ręce i
szatańskim uśmiechem na twarzy. Ponownie zasłoniłam matkę, wiedząc do czego
jest zdolny.
-Zejdź mi z drogi Hermiono.- warknął
w moją stronę. Podniosłam dumnie głowę i zrobiłam krok w jego stronę.-Nie.- powiedziałam stanowczo.-Czego w tym zdaniu nie zrozumiałaś
idiotko?!- uderzył mnie, ale nie pozwoliłam aby dostał się do ciężarnej
kobiety. Zaczęliśmy się szarpać. Co chwile czułam mocne uderzenia na ciele.
Musiałam również odpychać moją matkę, która próbowała powstrzymać ojca, co nie
ułatwiło mi sprawy. W pewnym momencie dostałam mocno w głowę. A potem poczułam
jak upadam. Usłyszałam jeszcze szyderczy śmiech ojca i cichy głos matki,
mówiący: „Błagam nie…”. Próbowałam wstać ale nie potrafiłam. Czułam jakby
podłoga w jakiś sposób przyciągała mnie do siebie nie pozwalając na najmniejszy
ruch, który stawał się bólem. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam jej pomóc. Zobaczyłam
jak ojciec mocniej ściska palcami rączkę i mówi: „Żegnaj, Jean”. Pchnął ją
ostrym narzędziem w brzuch.
-Nie!!!-
poderwałam się do pozycji siedzącej, próbując się uspokoić i powstrzymać łzy.
Nagle do pokoju wbiegł Smok. Widząc w jakim jestem stanie podszedł do mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i rozpłakałam na dobre. Jedną ręką
głaskał moje włosy a druga trzymał na plecach, a do ucha szeptał kojące słowa.
~*~
-To tylko
zły sen, Granger. Zły sen. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Połóż się.- rozluźniłem
uścisk.
-Nie. Nie
chce.- mocnej przytuliłam się do mnie. Uśmiechnąłem lekko. Bez Eliksiru na sen
nie obędzie się. Nie chciałem jej tutaj zostawiać samej ani grzebać w rzeczach
dlatego wziąłem przerażoną Gryfonkę na ręczę i wyniosłem z jej pokoju do
swojego. Zakląłem w myślach gdy poczułem ciężar na swoich rękach. Praktycznie
go nie czułem. Przypomniałem sobie chwilę gdy oznajmiała mi że mi wybacza. Jak uśmiechnąłem się szeroko i podbiegłem do niej i okręciłem kilka razy wokół własnej osi. Zarzuciła
mi ręce na szyje i mocno wtuliła się w mój tors. Słyszałem jej głośny śmiech. A
teraz...? Też się do mnie przytula. Jest letsza o co najmniej 10 kilogramów.
Nie słyszę jej śmiechu a płacz. Położyłem ja na swoim łóżku nie wypuszczając
jej z moich ramion. Na wyciągnięcie mojej dłoni stała mała szafeczka.
Otworzyłem szufladę i wyciągnąłem odpowiedni Eliksir. Wlałem brązowookiej do
gardła kilka kropel i już po chwili poczułem jak cała się rozluźnia. Była 4 nad
ranem. Westchnąłem cicho i położyłem się obok dziewczyny. Obserwowałem ją wiele
godzin dopóki się nie obudziła.
~*~
Uchyliłam
lekko powieki i od razu poczułam perfumy Smoka. Spojrzałam się na osobie leżącą
obok mnie i już wiedziałam dlaczego tu jestem.
-Przepraszam.-
powiedziałam cicho, lekko odsunęłam się od niego i usiadłam.
-Nie masz za co. Spytałbym się jak się czujesz ale to by było
głupie.
-Faktycznie
to by było głupie.- uśmiechnąłem się blado.
-Może coś zjemy?-skrzywiłam się lekko.
-Jasne.-
powiedziałam z udawanym entuzjazmem.- Stworek!
Od razu
pojawił się skrzat. Oprosiłam o śniadanie dla mnie i Malfoya. Po niecałej
minucie dostaliśmy to co chcieliśmy. Aby nie wzbudzać podejrzeń zaczęłam jeść.
Już po dwóch kęsach poczułam mdłości ale jadłam dalej. W końcu odłożyłam
widelec i sięgnęłam po sok.
-Nie jesz?-
spytał Smok. Unikałam jego wzroku jak tylko mogłam. Bałam się, że nie wytrzymam i wykrzyczę mu całą prawdę.
-Nie. Już
się najadłam.- odstawiłam pucharek na miejsce i odważyłam się spojrzeć na
Draco. Był wściekły widziałam to mimo to patrzył na mnie badawczo.
-Chyba sobie
żartujesz! Nic nie zjadłaś!- krzyknął i zamknął na chwile oczy.
-Zjadłam
tyle ile mogłam Malfoy.- powiedziałam chłodno. Wstałam z zamiarem wyjścia z
pokoju.- Dziękuje za wszystko i do zobaczenia potem.
Już byłam
przy drzwiach gdy poczułam jak łapię mnie w talii i odwraca twarzą do siebie.
-Dlaczego
się głodzisz?- spytał ze smutkiem i udawanym spokojem.
-Wcale się
nie głodzę.- zaczęłam się bronić.
-Tak? To
dlaczego z dnia na dzień jesteś coraz chudsza? Nikniesz w oczach Granger.-cisza-Dlaczego nie chodzisz na posiłki do Wielkiej Sali?
-Wole jeść w
pokoju.
-Jesz czy
udajesz?- spytał z wyrzutem.
-Malfoy! Po
pierwsze: nie głodzę się! Po drugie: oczywiście że jem idioto. A po trzecie:
puść mnie. Nie mam ochoty się z tobą kłócić.
-Puszczę cię
jak powiesz mi dlaczego się głodzisz.
-Merlinie! Malfoy!- krzyknęłam i odepchnęłam z całej siły- Nie rozumiesz, że się nie
głodzę! Życie jest piękne! Przecież nie ma Voldemorta więc powinniśmy skakać z
radości! Odpieprz się ode mnie i od mojego życia raz na zawsze!
Wyszłam z
pokoju raz po raz głośno trzaskając drzwiami swoimi i jego. Od razu rzuciłam
się na swoje łóżko. Słyszałam głośne walenie do drzwi i przekleństwa młodego
Ślizgona, ale nic nie zrobiłam. Po chwili pukanie ustało a ja mogłam spokojnie
usnąć.
~*~
Zdenerwowany
wszedłem do salonu gdzie siedzieli Blaise i Ginny. Nic nie mówiąc podszedłem do
barku i nalałem Ognistej do trzech szklanek. Podałem jej towarzyszom i usiadłem
w fotelu. Siedzieliśmy w ciszy, delektując się nią i spoczywającym alkoholem. W
końcu odezwała się Ruda.
-Nigdy nie
mów Mionie że się głodzi.
-Ale to
prawda.- warknąłem i wypiłem trunek do końca. A ona? Tylko ciężko westchnęła i
nie odezwała się.
-Jak mam jej
pomóc?- spytałem sam siebie. Ruda zaśmiała się gorzko i odpowiedziała szczerze.
-Nic nie
może jej pomóc. No chyba, że śmierć.- wstała i wyszła tak po prostu.
Zostawiając nas w osłupieniu.
~*~
Weszłam do
pokoju mojej przyjaciółki myśląc o tym co powiedziałam wczoraj chłopakom.
„Prawdę Ginny. Całą prawdę.” Tylko śmierć mogła by jej pomóc zapomnieć o
wszystkim. Po raz pierwszy
powiedziałam to głośno i nie żałowałam tego. Uśmiechnęłam się szeroko widząc
Hermionę w łóżku, a obok niej leżała koszula Malfoya. Widać było, że czuli coś
do siebie. Cieszyłam się że to Malfoy a nie Ron zakochał się w niej ze
wzajemnością. Widziałam jak błyszczą mu oczy gdy tylko pojawia się niedaleko,
jak jest miły dla niej mimo złego humoru.
-Miona
wstawaj. Musimy porozmawiać.- szturchnęłam ja lekko a ona od razu otworzyła
oczy i usiadła po turecku. Spojrzała na mnie wyczekująco.- Przepraszam. Za tamto...
No wiesz... Nie chciałam co tego przypominać. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
-Hej, już
zapomniałam o tym.- uśmiechnęła się szeroko.- Dzisiaj poniedziałek?- kiwnęła głową na znak zgody- Która godzina?
-7.30. Masz
półtorej godziny. Wiesz, że Malfoy wie, że się głodzisz?
-Nie głodzę
się.- syknęła jadowicie w moją stronę.
-Nie wcale i
może powiesz, mi że się nie tniesz.- spytałam z ironicznym uśmieszkiem na
twarzy.
-Tak.
Dokładnie tak.- wstała i skierowała się w stronę łazienki zabierając czystą
bieliznę. Gdy była już w progu zapytałam.
-Kogo
oszukujesz Hermiono?- zatrzymała się na chwilę, by po chwili trzasnąć głośno
drzwiami. Ukryłam twarz w ręce. Obawiałam się tego co może sobie teraz zrobić.
Podeszłam bliżej i położyłam dłoń na klamce by wejść do środka, ale usłyszałam tylko
jej płacz. Cofnęłam się i wyszłam z pokoju. W salonie był już Smok. Rzuciłam
ciche cześć i chciałam wyjść ale mnie zatrzymał.
-Byłaś u
niej prawda?
-Tak.
Poszłam ją obudzić.
-Możemy
porozmawiać?- spytał z nadzieją.
-Jasne.- mruknęłam.
-Napisze do
Diabła.- wyszedł i po kilku chwilach wrócił. Po 5 minutach przyszedł przystojny
ślizgon i usiadł obok mnie na kanapie tak, że byłam po środku między nim a
Malfoyem.
-Więc... o
czym chciałeś pogadać?
-O
Hermionie.
-Nie wiem
czy to dobry moment.- jęknełam.
-A będzie
lepszy?-spytał Blaise.
-Okej. Okej.
-Jak ona się
czuje?- spytał Smok cierpliwie czekając aż coś powiem.- Odpowiesz?
-A co mam
odpowiedzieć? Że wszystko z nią w porządku?! Żebyście dali sobie spokój!?
-Spokojnie.-
powiedział Diabeł i położył dłoń na mojej dłoni.
-Przepraszam,
ale nie lubię poruszać tego tematu.
-Rozumiemy
to ale chcemy jej jakoś pomóc.
-Nie wiem w
jaki sposób chcesz jej pomóc Zabini. Jest jej ciężko. Bardzo ciężko. Przez te
lata udawała wielką kujonicę mimo, że nienawidziła się uczyć. Nauka była jej
jedynym ratunkiem przed życiem. Dlatego zatracając się w przygodach zapominała
o całym świecie. Jeżeli jest coś co bardziej nienawidzi od Voldemorta to jest to
jej ojciec. Ale nie mówcie jej o tym. Nie wspominajcie nic o jej rodzinie a
każdy będzie szczęśliwy.
-Ale
dlaczego go tak nienawidzi?- spytał blondyn. Zamknęłam oczy.
-Nie ważne i
tak za dużo wam już powiedziałam.- powiedziałam szybko i wstałam.- Do
zobaczenia na lekcjach.
~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim.
Dziękuję wszystkim za komentarze pod wcześniejszymi postami. Są one naprawdę bardzo ważne i biorę je sobie do serce. Co do rozdziału... zdaję sobie sprawę, że jest bardzo chaotyczny ale cieszę się, że udało mi się go napisać. mam nadzieję, że was nie zawiodłam publikując go. Wiecie zakładając tego bloga myślałam, że bardzo często będą się pojawiać notki ale teraz kiedy wiem co to znaczy być w liceum nie jestem w stanie. Przepraszam was bardzo mocno ale po prostu nie mam czasu. Nauka, nauka i jeszcze dochodzą sprawy rodzinne. O moich problemach nie wspominając. Codziennie wchodzę, czytam, obserwuje i komentuje blogi mówię szczerze. Mam bardzo dużo pomysłów ale praktycznie brak czasu. Spęczam każdą chwilę na pisanie i czytanie innych opowiadań. Dlatego proszę was o cierpliwość i nie skreślanie mnie i mojej twórczości na niepowodzenie czy coś w tym stylu. To chyba tyle.
Pozdrawiam,
Dark Liliane
~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim.
Dziękuję wszystkim za komentarze pod wcześniejszymi postami. Są one naprawdę bardzo ważne i biorę je sobie do serce. Co do rozdziału... zdaję sobie sprawę, że jest bardzo chaotyczny ale cieszę się, że udało mi się go napisać. mam nadzieję, że was nie zawiodłam publikując go. Wiecie zakładając tego bloga myślałam, że bardzo często będą się pojawiać notki ale teraz kiedy wiem co to znaczy być w liceum nie jestem w stanie. Przepraszam was bardzo mocno ale po prostu nie mam czasu. Nauka, nauka i jeszcze dochodzą sprawy rodzinne. O moich problemach nie wspominając. Codziennie wchodzę, czytam, obserwuje i komentuje blogi mówię szczerze. Mam bardzo dużo pomysłów ale praktycznie brak czasu. Spęczam każdą chwilę na pisanie i czytanie innych opowiadań. Dlatego proszę was o cierpliwość i nie skreślanie mnie i mojej twórczości na niepowodzenie czy coś w tym stylu. To chyba tyle.
Pozdrawiam,
Dark Liliane
Jestem chyba spóźniona ale okej :D Rozdział fajny, spodobał mi się, ważne że masz pomysły i chęci a to podstawa. Życzę weny i czekam na next.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobał i dziękuje za zrozumienie :) również życzę weny :)
UsuńPozdrawiam,
Dark Liliane