Otworzyłam
oczy i jedyne co zarejestrowałam to światłość i ból. Ogromny ból. Wczoraj byłam
w domu. Musiałam odwiedzić matkę. Wiedziałam, że to zły pomysł. Wiedziałam, że
gdy mnie ojciec zobaczy wpadnie w furie. Odkąd wróciłam na siódmy rok do Hogwardu
w domu było coraz gorzej. Ojciec wyżywał się na matce, ponieważ w wakacje nie
mógł zaspokajać swoich potrzeb seksualnych ze mną. Stwierdził, że to wszystko
wina mojej mamy i znowu zaczęło się
picie, ostre imprezy, na których moja rodzicielka mogła się zabawić. Tylko
wtedy ojciec dawał jej chwile wytchnienia. Wczoraj cieszyłam się, że mamie nic
nie jest oprócz kilku siniaków na rękach i twarzy, ale głównie cieszyłam się,
że mogłam ją zobaczyć. Gdy miałam już wychodzić do salonu wszedł mój tatuś.
Kiedy mnie zobaczył, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i zadowoleniu, uśmiechnął
się kpiąco i poszedł w głąb domu. Odetchnęłam wtedy z ulgą. Pożegnałam się z
mamą i zostawiłam na ją na sofie. Myślałam, że ojciec sobie odpuścił, ale wcale
tak nie było. Sięgnęłam po płaszcz kiedy poczułam jak ktoś brutalnie popycha
mnie na ścianę, przygniata swoim ciałem i odbiera mi różdżkę. Byłam osłabiona
po zapaleniu płuc, którego się nabawiłyśmy razem z Ginny. Łatwo można było mnie
wykorzystać, ponieważ nie miałam siły na nic. Mimo to broniłam się dzielnie. W
końcu nie wytrzymał. Złapał mnie w pasie i pociągnął do ciemnego biura. Pokój
był dźwiękoszczelny, więc wiedziałam, że nikt mi nie pomoże, choćby bardzo tego
chciał. Krzyczałam, wyrywałam mu się, uciekałam ale wszystko na marne... Po 3 godzinach gwałtu, wyszedł ubierając się. Szybko nałożyłam na siebie
płaszcz i od razu teleportowałam do swojego dormitorium i od razu zasnęłam. Ruszyłam
się i od razu krzyknęłam. Załkałam cicho prosząc żeby Ginny przyszła do mnie.
Jeszcze dzisiaj miałyśmy mieć wolne z powodu choroby, więc mogłam się poużalać
nad sobą. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10. 30. Chciałam jak najszybciej
wstać i zmyć z siebie całe obrzydzenie i zapach mojego ojca. Póki co
postanowiłam leżeć i się nie ruszać. Próbowałam nie myśleć o tym co się stało
ale nie potrafiłam. Zaczęłam płakać, tym samym wzmagając ból. Musiałam się
uspokoić. Pomyślałam o tym co się stanie kiedy spotkam Malfoya i Zabiniego, dwóch
nowych ślizgońskich przyjaciół. Czułam jak łzy płynął mi po policzkach ale nie
próbowałam ich powstrzymać. Byłam zła sama na siebie, że poszłam tam. Mogłam
zostawić ten cholerny płaszcz i wyjść jak najszybciej z domu. Zrezygnowana
swoimi myślami czekałam na swoją najlepszą przyjaciółkę, która dopiero po
obiedzie przyszła do mnie. Widząc mój stan od razu wiedziała co się stało.
Szybko znalazła eliksir przeciwbólowy. Pomogła mi wypić i usiadła koło mnie.
-Przepraszam.
Gdybym wiedziała to bym wcześniej tu była. Przepraszam.
-To nie
twoja wina. Tylko i wyłącznie moja. Nie powinnam była tam iść, ale musiałam.
Musiałam wiedzieć co z mamą.
-A no
właśnie jak się czuje?- spytała chcąc na chwile odciągnąć mnie od myśli
kłębiących się w głowie.
-Dobrze.
Ojciec ją nie prawie nie bije. A teraz
pomożesz mi? Muszę się umyć.- kiwnęła głową i pomogła mi wstać. Lekko się
zachwiałam, ale Ruda mnie przytrzymała. Powolnym krokiem weszłyśmy do łazienki.
Przytrzymałam się zlewu i patrzyłam jak Ginny przygotowuje mi kąpiel. Gdy już
napełniła wannę wodą i wlała różany olejek pomogła mi zdjąć płaszcz. Nie
wstydziłam się gdy obejrzała moje ciało z góry do dołu. To nie był pierwszy raz
i na pewno nie ostatni kiedy mi pomagała. Pokręciła głową na widok mojego
wychudzonego i pokaleczonego ciała. Z jej pomogą weszłam do wanny i położyłam
się w niej. Popatrzyła na mnie tym swoim czułym, opiekuńczym wzrokiem i usiadła
obok. Przymknęłam powieki oddychając głęboko. Czułam jak eliksir zaczyna
działać, a woda odpręża mnie i moje mięśnie.
-Musisz
zacząć jeść.- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Pokiwałam tylko głową
zupełnie nie przejmując się jej słowami.- Mówię serio. Jak umrzesz to do
niczego się nie przydasz. Kto pomoże twojej mamie jak nie ty? Mionka spójrz na
mnie.- otworzyłam oczy i zrobiłam o co prosiłam- Martwię się o ciebie. Chce ci
pomóc. Błagam… Nie mogę cię stracić. Twoja mama cię potrzebuje, ja cię potrzebuje Hermi- powiedziała niemal błagalnym szeptem.
-Nie
potrafię.- powiedziałam cicho- Nie potrafię żyć. Nie radzę sobie. Wiem, że
chcesz mi pomóc ale nie potrafię nic zrobić. Wiem, że muszę żyć ale nie mogę.
Na samą myśl, że spotkam kiedyś ojca chcę się rzucić z Wieży Astronomicznej.
Mam dość udawania przed całym światem, że jest okej, rozumiesz mnie?- spytałam,
nie spuszczając z niej wzroku.
-Tak.
Rozumiem. Musisz chociaż trochę jeść. Ludzie szepczą już, że nie pojawiasz się
dłuższy czas na posiłkach. Niedługo zainteresują się tym nauczyciele a dobrze
wiesz, że McGonagall nie odpuści.
-Daj
spokój. Nie chce tego słuchać.- powiedziałam i zamknęłam oczy.
-A co z
cięciem?- spytała po dłuższej chwili.
-Jakim
cięciem?- spytałam głupio. Wiedziałam o co jej chodzi, ale nie chciałam o tym
mówić.
-Nie udawaj
idiotki.- warknęła- Widziałam świeże blizny na twoim brzuchu.
-Nie wiem o
czym mówisz.- odparłam beznamiętnie.
-Ta jasne.-
pukanie do drzwi.-pójdę otworzyć.- mruknęła w odpowiedzi. Wyszła z łazienki
nie do końca zamykając drzwi bym mogła wszystko słyszeć. Usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi i zdenerwowany głos Smoka.
-Gdzie jest
Granger?
-W łazience
gamoniu. Co chcesz?- spytała znudzona.
-Nie
przyszła na lekcje i też więc się zdziwiłem, że was nie ma.
-Mamy jeszcze dzisiaj dzień wolny więc spokojnie. Czemu jesteś zdenerwowany?
-Diabeł.-
mruknął w odpowiedzi, na co uśmiechnęłam się szeroko i usłyszałam dźwięczny
śmiech przyjaciółki.
-Rozumiem.-
powiedziała rozbawiona- Coś przekazać jej?
-Nie. Mam
nadzieje, że niedługo przyjdziecie do salonu.
-Możliwe.
Zastanowimy się a teraz spadaj.- i nie czekając na jego odpowiedź zamknęła mu
drzwi przed nosem- Diabeł.-mruknęłam z uśmiechem na twarzy wchodząc do
łazienki.
-Czy ja o
czymś nie wiem?
-Nie.
Raczej wszystko co powinnaś.
-Podoba ci
się.- stwierdziłam. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej gdy zobaczyłam lekkie
rumieńce na jej twarzy.
-Mam
chłopaka.
-Którego
nie kochasz.
-Ale go
mam.- powiedziała ostro.
-Ale to nie
zmienia faktu, że ci się podoba.
-Nie
prawda!- oburzyła się, a ja zaśmiałam widząc jej różowe policzki.
-Mnie nie
oszukasz kochana.- wywróciła oczami i wzięła z szafki czysty ręcznik.
-Zamknij
się już. Musisz się jakoś ogarnąć. Trochę makijażu. Eliksir przeciw bólowy i
powinno być dobrze. Resztę zwali się na chorobę.- powiedziała, gdy pomogła mi
wejść w ręczniku do pokoju. Usiadłam na łóżku a ona podeszła do mojej szafy i
przyszykowała mi zestaw ubrań.
Z jej pomocą ubrałam się. Ginny zrobiła mi lekki makijaż, który i tak
kamuflował moje zmęczenie i opuchnięte od płaczu oczy.
-Możesz
iść?- spytała się mnie gdy byłam już gotowa.
-Tak dam
radę.- mruknęłam w odpowiedzi. Wyszłyśmy więc z mojego pokoju i poszłyśmy do
Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Kiedy weszłyśmy wzrok dwójki Ślizgonów
zatrzymał się na nas. Przywitałyśmy się i od razu usiadłam na fotelu, z którego
miałam idealny widok na kanapę i zapalony kominek. Tego roku kwiecień i początek maja bardzo
zmienny, jeśli chodzi o pogodę. Jednego dnia padało a następnego świeciło
słońce. Dzisiaj jednak był dzień brzydkiej pogody, ale nie przeszkadzało mi to.
Popatrzyłam na trójkę wesoło rozmawiających ludzi. Oni nigdy nie dowiedzą się,
jak to być upokorzonym w ten sposób, jak to jest cierpieć i wiedzieć, że z
każdym dniem coraz bardziej nienawidzisz samego siebie i swojego życia. Coś
boleśnie ukuło mnie w sercu a do oczu napłynęły łzy. Natychmiast przeniosłam
swój wzrok na ogień. Patrzyłam jak iskierki skaczą w rozżarzonym ogniu. Od
zawsze mnie to uspokajało. Teraz też. Przeniosłam się w swój świat, pełen
bolesnych wspomnień zostawiając teraźniejszość na chwilę w spokoju. Musiałam
pomyśleć. Musiałam się odprężyć. Kiedyś porównywałam siebie do ognia. A teraz…?
Było całkiem inaczej. Byłam tylko człowiekiem bez duszy tułającym się bez celu
na świecie. Obok cierpienia i wspomnień byli też ludzie. Ci żywi i ci zmarli.
Jednie kazali zostać, a drudzy kazali przyłączyć się do nich i żyć z dala od
chorej rzeczywistości. Chciałam poczuć ciepło mojego dziadka, którego tak
kochałam. Zawsze mnie wspierał. Miał wielkie i dobre serce. Byłam jego oczkiem
w głowie. Potrafił mnie pocieszyć. Pamiętam jak sadzał mnie na swoim kolanie i
opowiadał jego historie z
dzieciństwa.
Kochałam go takim jaki był. A był dobry ale i stanowczy. Potrafił godzinami
siedzieć na brzegu jeziora i rozmyślać. Ja też
to lubiłam. Chociaż wolałam ogień. Bywały takie chwile, kiedy mówił mi
słowa, których do końca nie rozumiałam. Zastanawiałam się co miał na myśli
wypowiadając je. Tak naprawdę tylko on mnie rozumiał. Tylko dlaczego umarł?
Zostawił mnie samą na tym ponurym świecie, a sam odszedł w dobrobyt. Teraz
wiem, że już dość się nażył. Nie mam do niego żalu, że mnie zostawił na pastwę
losu. Zawsze mówił, że jestem silna i sobie poradzę. Czy tak jest…? Z pewnością
nie. Nienawidzę swojego ciała. Co z tego, że kiedyś było piękne. Teraz
wychudzone i pełne blizn. Dlaczego? Bo tak było łatwiej. Zadając sobie ból
myślałam tylko o tych upokorzeniach ze strony ojca. Świadomość, że zna on moje
ciało lepiej niż ja prześladowała mnie cały czas. Obrzydzało mnie to i nadal
obrzydza. Gdy dotykam jakiegoś skrawka skóry od razu jestem pewna, że on też go
dotykał swoimi łapami. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Nienawidzę
siebie. Nienawidzę za to, że pozwoliłam mu na to. Nienawidzę za to, że jestem
taka słaba. Nienawidzę bo odrzucam każda pomocną dłoń. Ale nie potrafię jej
przyjąć… Dlaczego? Może dlatego, że nie
chce niczyjej pomocy. Nikt nie pomoże mi wyzbyć się niechęci do własnego ciała
i tego człowieka. Nikt kto nie doświadczył nie może wiedzieć co czuję. Może się
tylko domyślać i mi współczuć. Nic więcej…Poczułam, że ktoś szturcha mnie lekko.
-Mionka?
Mionka słyszysz mnie?- spytała zaniepokojona Ginny.
-Co? Ahh…
Tak. Coś się stało?- spytałam widząc jej minę.
-Nie.
Zupełnie nie kontaktowałaś.
-Zamyśliłam
się po prostu.- powiedziałam jakbym mówiła „Rób co chcesz mnie to nie
obchodzi”.
-Weź nie
strasz mi Smoka bo dostanie zawału.- powiedział Blaise i wszyscy się
zaśmialiśmy oprócz blondyna.
-Nie
wkurzaj mnie już dzisiaj bo oberwiesz jakimś zaklęciem.- warknął w jego stronę.
Widząc, że Diabeł nie zamierza odpuścić Malfoyowi, odezwałam się.
-Wiadomo
kiedy będą wyniki OWT-ów?
- Zawsze są
pod koniec roku.-odezwała się Ginny.
-Widzę, że
panna Granger trochę olała sobie szkołę w tym roku.- odezwał się rozbawiony
Diabeł. Postałam mu tylko znudzone spojrzenie.
-Trochę?
Chyba chciałeś powiedzieć MAKSYMALNIE!- zaśmiała się Ginny. Wstałam z fotela i
podeszłam w jej stronę. Zaczęłam ją łaskotać, przez co spadła na podłogę. Można
było usłyszeć głośne „AUĆ”. Zabini od razu pomógł jej wstać i tym sposobem
usiadła mu na kolanach. Zaczęli się kłócić, co wyglądało komicznie. Parsknęłam
śmiechem przypominając sobie naszą rozmowę w łazience. Specjalnie podeszłam do
niej i nachyliłam nad nią. Powiedziałam jej do ucha by tylko ona mogła to
usłyszeć.
-Teraz już
nie chyba zaprzeczysz, że ci się podoba?- odeszłam i rozsiadłam się wygodnie na
fotelu. Posłałam jej zwycięski uśmiech, widząc jej zaróżowione policzki.
-Idziecie
na kolacje?- spytał Malfoy, skrzywiłam się jawnie ale nie odezwałam się. Ruda
natomiast była podekscytowana tą propozycją. Wiedziała, że przy chłopakach będę
musiała coś zjeść.
-Jasne.
Mionka wstawaj.- zerwała się z kolan Diabła i podbiegła do mnie.- Na co
czekasz?
-Nie chce
mi się. Idźcie sami.
-O nie
idziemy wszyscy. Wstawaj Granger.- powiedział Malfoy. Diabeł zagarnął Ginny i
ruszył z nią do drzwi, mówiąc jej do ucha „Spokojnie Smok z nią przyjdzie”.
-Daj mi
spokój. Źle się czuje.- powiedziałam i teatralnie przyłożyłam sobie dłoń do
czoła. Spojrzał na mnie badawczo.
-Granger
albo pójdziesz tam sama albo cię tam zaniosę.
-No to mamy
problem Malfoy bo ja nigdzie nie idę.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby
ostatnie słowa. Uśmiechnął się do mnie kpiąco.
-Sama tego
chciałaś.- nachylił się nade mną i przerzucił przez ramię.
-Ała! Boże
puść mnie to boli! Słyszysz boli puść! Gdybyś też spadł ze schodów by cię
wszystko bolało!- słysząc moje ostatnie wykrzyczane zdanie od razu postawił
mnie na nogi ale nadal trzymał w talii bym nie upadła. Spojrzał na mnie ze
strachem.
-Nie
wiedziałem. Przepraszam. Nic ci nie jest?
-Nie
wszystko okej. Po prostu mnie boli i tyle.
-Naprawdę
przepraszam.
-Nie masz
za co. Idź do nich a ja pójdę się położyć. Dobranoc.- wyswobodziłam się z jego
uścisku, ale nie przeszłam nawet kilku metrów a mnie zatrzymał.
-Musisz coś
zjeść. Chodź.-złapał mnie za dłoń i lekko pociągnął w stronę drzwi.
-Jestem już
zmęczona.- mruknęłam i spojrzałam mu w oczy.
-Jemy tutaj
albo w Wielkiej Sali.- powiedział stanowczo. Wywróciłam oczami.
-Dobra
chodźmy.- uśmiechnął się triumfująco. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu.
Weszliśmy razem. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku nam. Każdy był zdziwiony
tym, że weszliśmy razem i się nie kłócimy i przyszłam po tak długiej
nieobecności. Uśmiechnęłam się gdy położył swoją dłoń na mojej talii i nachylił
się nade mną.
-Jesz ze
mną.- powiedział tuż nad moim uchem. Kiwnęłam głową i podeszliśmy do naszych
przyjaciół.
-Eee.... co
to było za przedstawienie?- spytała zaskoczona Ginny, kiedy usiedliśmy
naprzeciwko niej i Diabła.
-Spytaj się
tego pedała.- mruknęłam i sięgnęłam po butelkę soku dyniowego.
-Tylko nie
pedała skarbie.- zaśmiałam się cicho. Ale przypomniałam sobie kto mnie tak
nazywał.
-Nie mów do
mnie skarbie.-warknęłam, krzywiąc się.
-Ale mi się
to podoba skarbie.- powiedział dając nacisk na ostatnie słowo. Poczułam jak łzy
napływają. Zamknęłam oczy i wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Nienawidzę
jak ktoś mnie tak nazywa.- czułam na sobie wzrok przyjaciół i nie myliłam się.
Gdy otworzyłam oczy chłopaki patrzyli się na mnie nie rozumiejąc kompletnie o
co mi chodzi. A Ruda... gdy napotkała mój wzrok od razu spuściła głowę w dół.
Tylko my dwie wiedziałyśmy jak bardzo raniły mnie takie słowa, które często
wymawiał je mój ojciec.
-Smoku
powiedz co to było jak weszliście. Czy my o czymś nie wiemy z Wiewiórą?- spytał
rozbawiony. Zdziwił się gdy „ta Wiewióra” nie zaczęła się z nim kłócić jak
zwykle to robiła kiedy tak ją nazywał.
-Nie
ważne.- powiedział zamyślony Malfoy. Patrzyłam się na moją przyjaciółkę z
grymasem na twarzy.
-Wszystko
okej?-usłyszałam przy swoim uchu ciepły głos Smoka.
-Mówiłam,
że jestem zmęczona i eliksir przestaje działać.- powiedziałam nawet na niego
nie spoglądając. Westchnął cieżko.
-A ty co
Ruda? Będziesz się tak gapiła na pusty talerz czy ty też spadłaś ze schodów?-
spytał złośliwie. Ona nawet się nie odezwała tylko wstała i wyszła z Wielkiej Sali.
Ja również wyszłam szybko nie zważając na krzyki dwóch ślizgonów.
-Ginny
poczekaj!-krzyknęłam i zgięłam się w pół. Nie miałam już kompletnie sił a
eliksir przestał działać. Zakręciło mi się niebezpiecznie w głowie i musiałam
podtrzymać się ściany. Rozejrzałam się ale nikogo nie dostrzegłam w pobliżu.
Powoli doszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku ścierając łzy bólu z
moich policzków. Po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.
~*~
-Stary co
to było?- spytał Diabeł.
-Żebym ja
jeszcze to wiedział.- westchnąłem. Patrzyłem się cały czas w miejsce gdzie zniknęły dwie piękne Gryfonki.
-Najpierw
tutaj przychodzą a teraz ociekają. Nie rozumiem.
-Ja też
nie.- wstałem od stołu
-A ty
gdzie?
-Muszę się
napić. Idziesz?- spytałem patrząc mu prosto w oczy. Kiwnął tylko głową i razem
wyszliśmy z Wielkiej Sali. Dzisiaj byliśmy sensacją w całej szkole ale nie
przeszkadzało mi to. Po 5 minutach byliśmy w salonie. Rozsiedliśmy się wygodnie
na kanapie i popijaliśmy w ciszy Ognistą.
-Ta cała
sytuacja jest dziwna.-parsknąłem śmiechem.
-No żeś
zabłysł Diable. Ty i te twoje myśli.- pośmiałem się jeszcze trochę ale widząc
wzrok bazyliszka ala Diabeł uspokoiłem się i powiedziałem już całkiem poważnie-
No ale muszę ci przyznać racje.
-Musimy się dowiedzieć o co chodzi.
-Trzeba pomóc mojej Gryfoneczce.
Zapadła cisza która przerwał Blaise.
-Dziwne.
-Co
znowu?-wywróciłem teatralnie oczami.
-Zastanawiam
się kiedy widziałem ją w Wielkiej Sali...
-No...
faktycznie od jakiegoś miesiąca wcale jej nie widziałem.
-No właśnie.
Nawet dłużej niż miesiąc.
-Cholera.-warknąłem.
Zacząłem kręcić się nerwowo w pokoju, co chwila głośno przeklinając- Malfoy! Ty idioto!- walnąłem pięścią w
ścianę. Blaise podbiegł do mnie, złapał za barki i mocno potrząsnął.
-O co ci
chodzi?
-Idiota ze
mnie.
-W końcu się
do tego przyznałeś a teraz powiedz o co ci chodzi do jasnej cholery.-warknął.
-Nie
widzisz że jest coraz chudsza. Przypomnij sobie jak wyglądała przed wojną a jak
teraz.- powiedziałem załamany własna głupota. Już od jakiegoś czasu zauważyłem
że z dnia na dzień coraz mniej waży. Wmawiałem sobie że tylko mi się tak
wydaje.
-Chyba nie
myślisz że się głodzi...-powiedział szeptem Diabeł.
-Tak właśnie myślę. Jak mogłem nie zauważyć tego...
-Musimy mieć jakiś dowód Malfoy.
-Dzisiaj
nie chciała iść na kolację.
-Mówiłeś że
spadła ze schodów tak?- kiwnąłem głową- Może to przez to.
-Czyli co
proponujesz? Siedzieć i udawać że nic się nie dzieje?- powiedziałem zły.
-Nie.
Zabrać ją jutro na śniadanie. Jeżeli tak bardzo zależy jej by utrzymać w
tajemnicy że się głodzi to będzie musiała jeść.
-Masz
racje. Idę spać. Na razie.- po drodze do swojego dormitorium zajrzałem do pokoju
Panny Granger. Zapukałem lecz nikt nie odpowiadał. Otworzyłem je i zobaczyłem
leżącą Gyfonke na łóżku. Nie wyglądała za dobrze. Ślady płaczu i grymas
cierpienia same mówiły za siebie. Poszedłem do niej i okryłem jej drobne ciało. Coś mówiło mi
żebym zobaczył jej skrawek ciała by udowodnić sobie że wszystko z nią okej. Ale
stchórzyłem tak po prostu. Stchórzyłem. Pośpiesznie wyszedłem z jej pokoju i będąc
już w swoim rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
~~~~~~~~
Cześć. Rozdział jest... sama nie wiem. Napisałam trzy wersje i pomieszałam żeby wyszło mi coś dobrego. Zresztą nie wiem. Wy ocenicie. Następny rozdział pojawi się dopiero gdzieś za tydzień, ponieważ jutro idę do szpitala i nie będę miała jak pisać. Wszystkiego dobrego i miłego wieczorku :)
Dark Liliane
Oj oj gwałt? Nie dobrze ;--; reszta bardzo fajna
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Cieszę się, że ci się podoba.
UsuńPozdrawiam,
Dark Liliane
nie ma to jak propaganda specyfików "po" .
OdpowiedzUsuńPamiętaj, proszę, że różne osoby czytają Twój blog. Jest w takiej tematyce, że bez wspomnienia o środkach wczesnoporonnych się obędzie. Moja rada- usuń te kilka wyrazów, a zamiast "eliksiru na niechcianą ciążę" wstaw coś innego.
Kwestia aborcji to drażliwy temat, a ten blog jest już w dość makabrycznym klimacie.
Pozatym- Hermiona ze swoją miłością do każdego stworzenia bardziej pasuje mi do poglądu "to małe w brzuchu to już dziecko".
Sama pomyśl.... Broni skrzatów, a mogłaby pozwolić, by ewentualny zarodek, z którego rozwinęłoby się jej dziecko zostało zniszczone?
Tak będzie po prostu wygodniej i wiarygodniej- nie wspominać o metodach wczesnoporonnych/aborcyjnych stosowanych na Hermionie.
Zaś sam blog- wow, ciężko mi wyrazić słowami- cudeńko!
Dziękuję za wszystko. Szczerze bardzo długo się zastanawiałam czy napisać o tym czy nie. Jednak to zrobiłam. Przepraszam. Mój błąd i już poprawiam :)
Usuńpopieram- lepiej usunąć wzmiankę o morderczych skłonnościach obu dziewczyn vel. "eliksirze na niechcianą ciążę" :P
OdpowiedzUsuńNie pasuje. Może niektórym odebrać chęć czytania. I zniesmaczyć.
Do Pansy by pasowało, do Gryfonek- prawych, hojnych, ODWAŻNYCH- nie!
Mamie wszyscy racje. Wiem. Wiem, ale jestem tylko człowiekiem. Każdy może się pomylić. Już poprawiam :)
UsuńAleż Kochana- toż to świetny blog! Drobna pomyłka każdemu się zdarza- całość jest tak cudownie inna i tak rewelacyjnie przejmująca- achhh, nic tylko czytać!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie to dla mnie miłe czytając komentarze od was;3
Usuń