poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział I-Kłamstwo

Początek części I


      Otworzyłam oczy i jedyne co zarejestrowałam to światłość i ból. Ogromny ból. Wczoraj byłam w domu. Musiałam odwiedzić matkę. Wiedziałam, że to zły pomysł. Wiedziałam, że gdy mnie ojciec zobaczy wpadnie w furie. Odkąd wróciłam na siódmy rok do Hogwardu w domu było coraz gorzej. Ojciec wyżywał się na matce, ponieważ w wakacje nie mógł zaspokajać swoich potrzeb seksualnych ze mną. Stwierdził, że to wszystko wina mojej mamy i znowu zaczęło się picie, ostre imprezy, na których moja rodzicielka mogła się zabawić. Tylko wtedy ojciec dawał jej chwile wytchnienia. Wczoraj cieszyłam się, że mamie nic nie jest oprócz kilku siniaków na rękach i twarzy, ale głównie cieszyłam się, że mogłam ją zobaczyć. Gdy miałam już wychodzić do salonu wszedł mój tatuś. Kiedy mnie zobaczył, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i zadowoleniu, uśmiechnął się kpiąco i poszedł w głąb domu. Odetchnęłam wtedy z ulgą. Pożegnałam się z mamą i zostawiłam na ją na sofie. Myślałam, że ojciec sobie odpuścił, ale wcale tak nie było. Sięgnęłam po płaszcz kiedy poczułam jak ktoś brutalnie popycha mnie na ścianę, przygniata swoim ciałem i odbiera mi różdżkę. Byłam osłabiona po zapaleniu płuc, którego się nabawiłyśmy razem z Ginny. Łatwo można było mnie wykorzystać, ponieważ nie miałam siły na nic. Mimo to broniłam się dzielnie. W końcu nie wytrzymał. Złapał mnie w pasie i pociągnął do ciemnego biura. Pokój był dźwiękoszczelny, więc wiedziałam, że nikt mi nie pomoże, choćby bardzo tego chciał. Krzyczałam, wyrywałam mu się, uciekałam ale wszystko na marne... Po 3 godzinach gwałtu, wyszedł ubierając się. Szybko nałożyłam na siebie płaszcz i od razu teleportowałam do swojego dormitorium i od razu zasnęłam. Ruszyłam się i od razu krzyknęłam. Załkałam cicho prosząc żeby Ginny przyszła do mnie. Jeszcze dzisiaj miałyśmy mieć wolne z powodu choroby, więc mogłam się poużalać nad sobą. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10. 30. Chciałam jak najszybciej wstać i zmyć z siebie całe obrzydzenie i zapach mojego ojca. Póki co postanowiłam leżeć i się nie ruszać. Próbowałam nie myśleć o tym co się stało ale nie potrafiłam. Zaczęłam płakać, tym samym wzmagając ból. Musiałam się uspokoić. Pomyślałam o tym co się stanie kiedy spotkam Malfoya i Zabiniego, dwóch nowych ślizgońskich przyjaciół. Czułam jak łzy płynął mi po policzkach ale nie próbowałam ich powstrzymać. Byłam zła sama na siebie, że poszłam tam. Mogłam zostawić ten cholerny płaszcz i wyjść jak najszybciej z domu. Zrezygnowana swoimi myślami czekałam na swoją najlepszą przyjaciółkę, która dopiero po obiedzie przyszła do mnie. Widząc mój stan od razu wiedziała co się stało. Szybko znalazła eliksir przeciwbólowy. Pomogła mi wypić i usiadła koło mnie.
-Przepraszam. Gdybym wiedziała to bym wcześniej tu była. Przepraszam.
-To nie twoja wina. Tylko i wyłącznie moja. Nie powinnam była tam iść, ale musiałam. Musiałam wiedzieć co z mamą.
-A no właśnie jak się czuje?- spytała chcąc na chwile odciągnąć mnie od myśli kłębiących się w głowie.
-Dobrze. Ojciec ją nie prawie nie bije. A teraz pomożesz mi? Muszę się umyć.- kiwnęła głową i pomogła mi wstać. Lekko się zachwiałam, ale Ruda mnie przytrzymała. Powolnym krokiem weszłyśmy do łazienki. Przytrzymałam się zlewu i patrzyłam jak Ginny przygotowuje mi kąpiel. Gdy już napełniła wannę wodą i wlała różany olejek pomogła mi zdjąć płaszcz. Nie wstydziłam się gdy obejrzała moje ciało z góry do dołu. To nie był pierwszy raz i na pewno nie ostatni kiedy mi pomagała. Pokręciła głową na widok mojego wychudzonego i pokaleczonego ciała. Z jej pomogą weszłam do wanny i położyłam się w niej. Popatrzyła na mnie tym swoim czułym, opiekuńczym wzrokiem i usiadła obok. Przymknęłam powieki oddychając głęboko. Czułam jak eliksir zaczyna działać, a woda odpręża mnie i moje mięśnie.
-Musisz zacząć jeść.- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Pokiwałam tylko głową zupełnie nie przejmując się jej słowami.- Mówię serio. Jak umrzesz to do niczego się nie przydasz. Kto pomoże twojej mamie jak nie ty? Mionka spójrz na mnie.- otworzyłam oczy i zrobiłam o co prosiłam- Martwię się o ciebie. Chce ci pomóc. Błagam… Nie mogę cię stracić. Twoja mama cię potrzebuje, ja cię potrzebuje Hermi- powiedziała niemal błagalnym szeptem.
-Nie potrafię.- powiedziałam cicho- Nie potrafię żyć. Nie radzę sobie. Wiem, że chcesz mi pomóc ale nie potrafię nic zrobić. Wiem, że muszę żyć ale nie mogę. Na samą myśl, że spotkam kiedyś ojca chcę się rzucić z Wieży Astronomicznej. Mam dość udawania przed całym światem, że jest okej, rozumiesz mnie?- spytałam, nie spuszczając z niej wzroku.
-Tak. Rozumiem. Musisz chociaż trochę jeść. Ludzie szepczą już, że nie pojawiasz się dłuższy czas na posiłkach. Niedługo zainteresują się tym nauczyciele a dobrze wiesz, że McGonagall nie odpuści.
-Daj spokój. Nie chce tego słuchać.- powiedziałam i zamknęłam oczy.
-A co z cięciem?- spytała po dłuższej chwili.
-Jakim cięciem?- spytałam głupio. Wiedziałam o co jej chodzi, ale nie chciałam o tym mówić.
-Nie udawaj idiotki.- warknęła- Widziałam świeże blizny na twoim brzuchu.
-Nie wiem o czym mówisz.- odparłam beznamiętnie.
-Ta jasne.- pukanie do drzwi.-pójdę otworzyć.- mruknęła w odpowiedzi. Wyszła z łazienki nie do końca zamykając drzwi bym mogła wszystko słyszeć. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zdenerwowany głos Smoka.
-Gdzie jest Granger?
-W łazience gamoniu. Co chcesz?- spytała znudzona.
-Nie przyszła na lekcje i też więc się zdziwiłem, że was nie ma.
-Mamy jeszcze dzisiaj dzień wolny więc spokojnie. Czemu jesteś zdenerwowany?
-Diabeł.- mruknął w odpowiedzi, na co uśmiechnęłam się szeroko i usłyszałam dźwięczny śmiech przyjaciółki.
-Rozumiem.- powiedziała rozbawiona- Coś przekazać jej?
-Nie. Mam nadzieje, że niedługo przyjdziecie do salonu.
-Możliwe. Zastanowimy się a teraz spadaj.- i nie czekając na jego odpowiedź zamknęła mu drzwi przed nosem- Diabeł.-mruknęłam z uśmiechem na twarzy wchodząc do łazienki.
-Czy ja o czymś nie wiem?
-Nie. Raczej wszystko co powinnaś.
-Podoba ci się.- stwierdziłam. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej gdy zobaczyłam lekkie rumieńce na jej twarzy.
-Mam chłopaka.
-Którego nie kochasz.
-Ale go mam.- powiedziała ostro.
-Ale to nie zmienia faktu, że ci się podoba.
-Nie prawda!- oburzyła się, a ja zaśmiałam widząc jej różowe policzki.
-Mnie nie oszukasz kochana.- wywróciła oczami i wzięła z szafki czysty ręcznik.
-Zamknij się już. Musisz się jakoś ogarnąć. Trochę makijażu. Eliksir przeciw bólowy i powinno być dobrze. Resztę zwali się na chorobę.- powiedziała, gdy pomogła mi wejść w ręczniku do pokoju. Usiadłam na łóżku a ona podeszła do mojej szafy i przyszykowała mi zestaw ubrań. Z jej pomocą ubrałam się. Ginny zrobiła mi lekki makijaż, który i tak kamuflował moje zmęczenie i opuchnięte od płaczu oczy.
-Możesz iść?- spytała się mnie gdy byłam już gotowa.
-Tak dam radę.- mruknęłam w odpowiedzi. Wyszłyśmy więc z mojego pokoju i poszłyśmy do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Kiedy weszłyśmy wzrok dwójki Ślizgonów zatrzymał się na nas. Przywitałyśmy się i od razu usiadłam na fotelu, z którego miałam idealny widok na kanapę i zapalony kominek. Tego roku kwiecień i początek maja bardzo zmienny, jeśli chodzi o pogodę. Jednego dnia padało a następnego świeciło słońce. Dzisiaj jednak był dzień brzydkiej pogody, ale nie przeszkadzało mi to. Popatrzyłam na trójkę wesoło rozmawiających ludzi. Oni nigdy nie dowiedzą się, jak to być upokorzonym w ten sposób, jak to jest cierpieć i wiedzieć, że z każdym dniem coraz bardziej nienawidzisz samego siebie i swojego życia. Coś boleśnie ukuło mnie w sercu a do oczu napłynęły łzy. Natychmiast przeniosłam swój wzrok na ogień. Patrzyłam jak iskierki skaczą w rozżarzonym ogniu. Od zawsze mnie to uspokajało. Teraz też. Przeniosłam się w swój świat, pełen bolesnych wspomnień zostawiając teraźniejszość na chwilę w spokoju. Musiałam pomyśleć. Musiałam się odprężyć. Kiedyś porównywałam siebie do ognia. A teraz…? Było całkiem inaczej. Byłam tylko człowiekiem bez duszy tułającym się bez celu na świecie. Obok cierpienia i wspomnień byli też ludzie. Ci żywi i ci zmarli. Jednie kazali zostać, a drudzy kazali przyłączyć się do nich i żyć z dala od chorej rzeczywistości. Chciałam poczuć ciepło mojego dziadka, którego tak kochałam. Zawsze mnie wspierał. Miał wielkie i dobre serce. Byłam jego oczkiem w głowie. Potrafił mnie pocieszyć. Pamiętam jak sadzał mnie na swoim kolanie i opowiadał jego historie z
dzieciństwa. Kochałam go takim jaki był. A był dobry ale i stanowczy. Potrafił godzinami siedzieć na brzegu jeziora i rozmyślać. Ja też  to lubiłam. Chociaż wolałam ogień. Bywały takie chwile, kiedy mówił mi słowa, których do końca nie rozumiałam. Zastanawiałam się co miał na myśli wypowiadając je. Tak naprawdę tylko on mnie rozumiał. Tylko dlaczego umarł? Zostawił mnie samą na tym ponurym świecie, a sam odszedł w dobrobyt. Teraz wiem, że już dość się nażył. Nie mam do niego żalu, że mnie zostawił na pastwę losu. Zawsze mówił, że jestem silna i sobie poradzę. Czy tak jest…? Z pewnością nie. Nienawidzę swojego ciała. Co z tego, że kiedyś było piękne. Teraz wychudzone i pełne blizn. Dlaczego? Bo tak było łatwiej. Zadając sobie ból myślałam tylko o tych upokorzeniach ze strony ojca. Świadomość, że zna on moje ciało lepiej niż ja prześladowała mnie cały czas. Obrzydzało mnie to i nadal obrzydza. Gdy dotykam jakiegoś skrawka skóry od razu jestem pewna, że on też go dotykał swoimi łapami. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Nienawidzę siebie. Nienawidzę za to, że pozwoliłam mu na to. Nienawidzę za to, że jestem taka słaba. Nienawidzę bo odrzucam każda pomocną dłoń. Ale nie potrafię jej przyjąć…  Dlaczego? Może dlatego, że nie chce niczyjej pomocy. Nikt nie pomoże mi wyzbyć się niechęci do własnego ciała i tego człowieka. Nikt kto nie doświadczył nie może wiedzieć co czuję. Może się tylko domyślać i mi współczuć. Nic więcej…Poczułam, że ktoś szturcha mnie lekko.
-Mionka? Mionka słyszysz mnie?- spytała zaniepokojona Ginny.
-Co? Ahh… Tak. Coś się stało?- spytałam widząc jej minę.
-Nie. Zupełnie nie kontaktowałaś.
-Zamyśliłam się po prostu.- powiedziałam jakbym mówiła „Rób co chcesz mnie to nie obchodzi”.
-Weź nie strasz mi Smoka bo dostanie zawału.- powiedział Blaise i wszyscy się zaśmialiśmy oprócz blondyna.
-Nie wkurzaj mnie już dzisiaj bo oberwiesz jakimś zaklęciem.- warknął w jego stronę. Widząc, że Diabeł nie zamierza odpuścić Malfoyowi, odezwałam się.
-Wiadomo kiedy będą wyniki OWT-ów?
- Zawsze są pod koniec roku.-odezwała się Ginny.
-Widzę, że panna Granger trochę olała sobie szkołę w tym roku.- odezwał się rozbawiony Diabeł. Postałam mu tylko znudzone spojrzenie.
-Trochę? Chyba chciałeś powiedzieć MAKSYMALNIE!- zaśmiała się Ginny. Wstałam z fotela i podeszłam w jej stronę. Zaczęłam ją łaskotać, przez co spadła na podłogę. Można było usłyszeć głośne „AUĆ”. Zabini od razu pomógł jej wstać i tym sposobem usiadła mu na kolanach. Zaczęli się kłócić, co wyglądało komicznie. Parsknęłam śmiechem przypominając sobie naszą rozmowę w łazience. Specjalnie podeszłam do niej i nachyliłam nad nią. Powiedziałam jej do ucha by tylko ona mogła to usłyszeć.
-Teraz już nie chyba zaprzeczysz, że ci się podoba?- odeszłam i rozsiadłam się wygodnie na fotelu. Posłałam jej zwycięski uśmiech, widząc jej zaróżowione policzki.
-Idziecie na kolacje?- spytał Malfoy, skrzywiłam się jawnie ale nie odezwałam się. Ruda natomiast była podekscytowana tą propozycją. Wiedziała, że przy chłopakach będę musiała coś zjeść.
-Jasne. Mionka wstawaj.- zerwała się z kolan Diabła i podbiegła do mnie.- Na co czekasz?
-Nie chce mi się. Idźcie sami.
-O nie idziemy wszyscy. Wstawaj Granger.- powiedział Malfoy. Diabeł zagarnął Ginny i ruszył z nią do drzwi, mówiąc jej do ucha „Spokojnie Smok z nią przyjdzie”.
-Daj mi spokój. Źle się czuje.- powiedziałam i teatralnie przyłożyłam sobie dłoń do czoła. Spojrzał na mnie badawczo.
-Granger albo pójdziesz tam sama albo cię tam zaniosę.
-No to mamy problem Malfoy bo ja nigdzie nie idę.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby ostatnie słowa. Uśmiechnął się do mnie kpiąco.
-Sama tego chciałaś.- nachylił się nade mną i przerzucił przez ramię.
-Ała! Boże puść mnie to boli! Słyszysz boli puść! Gdybyś też spadł ze schodów by cię wszystko bolało!- słysząc moje ostatnie wykrzyczane zdanie od razu postawił mnie na nogi ale nadal trzymał w talii bym nie upadła. Spojrzał na mnie ze strachem.
-Nie wiedziałem. Przepraszam. Nic ci nie jest?
-Nie wszystko okej. Po prostu mnie boli i tyle.
-Naprawdę przepraszam.
-Nie masz za co. Idź do nich a ja pójdę się położyć. Dobranoc.- wyswobodziłam się z jego uścisku, ale nie przeszłam nawet kilku metrów a mnie zatrzymał.
-Musisz coś zjeść. Chodź.-złapał mnie za dłoń i lekko pociągnął w stronę drzwi.
-Jestem już zmęczona.- mruknęłam i spojrzałam mu w oczy.
-Jemy tutaj albo w Wielkiej Sali.- powiedział stanowczo. Wywróciłam oczami.
-Dobra chodźmy.- uśmiechnął się triumfująco. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy razem. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku nam. Każdy był zdziwiony tym, że weszliśmy razem i się nie kłócimy i przyszłam po tak długiej nieobecności. Uśmiechnęłam się gdy położył swoją dłoń na mojej talii i nachylił się nade mną.
-Jesz ze mną.- powiedział tuż nad moim uchem. Kiwnęłam głową i podeszliśmy do naszych przyjaciół.
-Eee.... co to było za przedstawienie?- spytała zaskoczona Ginny, kiedy usiedliśmy naprzeciwko niej i Diabła.
-Spytaj się tego pedała.- mruknęłam i sięgnęłam po butelkę soku dyniowego.
-Tylko nie pedała skarbie.- zaśmiałam się cicho. Ale przypomniałam sobie kto mnie tak nazywał.
-Nie mów do mnie skarbie.-warknęłam, krzywiąc się.
-Ale mi się to podoba skarbie.- powiedział dając nacisk na ostatnie słowo. Poczułam jak łzy napływają. Zamknęłam oczy i wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Nienawidzę jak ktoś mnie tak nazywa.- czułam na sobie wzrok przyjaciół i nie myliłam się. Gdy otworzyłam oczy chłopaki patrzyli się na mnie nie rozumiejąc kompletnie o co mi chodzi. A Ruda... gdy napotkała mój wzrok od razu spuściła głowę w dół. Tylko my dwie wiedziałyśmy jak bardzo raniły mnie takie słowa, które często wymawiał je mój ojciec.
-Smoku powiedz co to było jak weszliście. Czy my o czymś nie wiemy z Wiewiórą?- spytał rozbawiony. Zdziwił się gdy „ta Wiewióra” nie zaczęła się z nim kłócić jak zwykle to robiła kiedy tak ją nazywał.
-Nie ważne.- powiedział zamyślony Malfoy. Patrzyłam się na moją przyjaciółkę z grymasem na twarzy.
-Wszystko okej?-usłyszałam przy swoim uchu ciepły głos Smoka.
-Mówiłam, że jestem zmęczona i eliksir przestaje działać.- powiedziałam nawet na niego nie spoglądając. Westchnął cieżko.
-A ty co Ruda? Będziesz się tak gapiła na pusty talerz czy ty też spadłaś ze schodów?- spytał złośliwie. Ona nawet się nie odezwała tylko wstała i wyszła z Wielkiej Sali. Ja również wyszłam szybko nie zważając na krzyki dwóch ślizgonów.
-Ginny poczekaj!-krzyknęłam i zgięłam się w pół. Nie miałam już kompletnie sił a eliksir przestał działać. Zakręciło mi się niebezpiecznie w głowie i musiałam podtrzymać się ściany. Rozejrzałam się ale nikogo nie dostrzegłam w pobliżu. Powoli doszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku ścierając łzy bólu z moich policzków. Po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.

~*~
-Stary co to było?- spytał Diabeł.
-Żebym ja jeszcze to wiedział.- westchnąłem. Patrzyłem się cały czas w miejsce gdzie zniknęły dwie piękne Gryfonki.
-Najpierw tutaj przychodzą a teraz ociekają. Nie rozumiem.
-Ja też nie.- wstałem od stołu
-A ty gdzie?
-Muszę się napić. Idziesz?- spytałem patrząc mu prosto w oczy. Kiwnął tylko głową i razem wyszliśmy z Wielkiej Sali. Dzisiaj byliśmy sensacją w całej szkole ale nie przeszkadzało mi to. Po 5 minutach byliśmy w salonie. Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie i popijaliśmy w ciszy Ognistą.
-Ta cała sytuacja jest dziwna.-parsknąłem śmiechem.
-No żeś zabłysł Diable. Ty i te twoje myśli.- pośmiałem się jeszcze trochę ale widząc wzrok bazyliszka ala Diabeł uspokoiłem się i powiedziałem już całkiem poważnie- No ale muszę ci przyznać racje.
-Musimy się dowiedzieć o co chodzi.
-Trzeba pomóc mojej Gryfoneczce.
Zapadła cisza która przerwał Blaise.
-Dziwne.
-Co znowu?-wywróciłem teatralnie oczami.
-Zastanawiam się kiedy widziałem ją w Wielkiej Sali...
-No... faktycznie od jakiegoś miesiąca wcale jej nie widziałem.
-No właśnie. Nawet dłużej niż miesiąc.
-Cholera.-warknąłem. Zacząłem kręcić się nerwowo w pokoju, co chwila głośno przeklinając- Malfoy! Ty idioto!- walnąłem pięścią w ścianę. Blaise podbiegł do mnie, złapał za barki i mocno potrząsnął.
-O co ci chodzi?
-Idiota ze mnie.
-W końcu się do tego przyznałeś a teraz powiedz o co ci chodzi do jasnej cholery.-warknął.
-Nie widzisz że jest coraz chudsza. Przypomnij sobie jak wyglądała przed wojną a jak teraz.- powiedziałem załamany własna głupota. Już od jakiegoś czasu zauważyłem że z dnia na dzień coraz mniej waży. Wmawiałem sobie że tylko mi się tak wydaje.
-Chyba nie myślisz że się głodzi...-powiedział szeptem Diabeł.
-Tak właśnie myślę. Jak mogłem nie zauważyć tego...
-Musimy mieć jakiś dowód Malfoy.
-Dzisiaj nie chciała iść na kolację.
-Mówiłeś że spadła ze schodów tak?- kiwnąłem głową- Może to przez to.
-Czyli co proponujesz? Siedzieć i udawać że nic się nie dzieje?- powiedziałem zły.
-Nie. Zabrać ją jutro na śniadanie. Jeżeli tak bardzo zależy jej by utrzymać w tajemnicy że się głodzi to będzie musiała jeść.
-Masz racje. Idę spać. Na razie.- po drodze do swojego dormitorium zajrzałem do pokoju Panny Granger. Zapukałem lecz nikt nie odpowiadał. Otworzyłem je i zobaczyłem leżącą Gyfonke na łóżku. Nie wyglądała za dobrze. Ślady płaczu i grymas cierpienia same mówiły za siebie. Poszedłem do niej  i okryłem jej drobne ciało. Coś mówiło mi żebym zobaczył jej skrawek ciała by udowodnić sobie że wszystko z nią okej. Ale stchórzyłem tak po prostu. Stchórzyłem. Pośpiesznie wyszedłem z jej pokoju i będąc już w swoim rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.

~~~~~~~~

Cześć. Rozdział jest... sama nie wiem. Napisałam trzy wersje i pomieszałam żeby wyszło mi coś dobrego. Zresztą nie wiem. Wy ocenicie. Następny rozdział pojawi się dopiero gdzieś za tydzień, ponieważ jutro idę do szpitala i nie będę miała jak pisać. Wszystkiego dobrego i miłego wieczorku :)
Dark Liliane

8 komentarzy:

  1. Oj oj gwałt? Nie dobrze ;--; reszta bardzo fajna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:) Cieszę się, że ci się podoba.
      Pozdrawiam,
      Dark Liliane

      Usuń
  2. nie ma to jak propaganda specyfików "po" .
    Pamiętaj, proszę, że różne osoby czytają Twój blog. Jest w takiej tematyce, że bez wspomnienia o środkach wczesnoporonnych się obędzie. Moja rada- usuń te kilka wyrazów, a zamiast "eliksiru na niechcianą ciążę" wstaw coś innego.
    Kwestia aborcji to drażliwy temat, a ten blog jest już w dość makabrycznym klimacie.
    Pozatym- Hermiona ze swoją miłością do każdego stworzenia bardziej pasuje mi do poglądu "to małe w brzuchu to już dziecko".
    Sama pomyśl.... Broni skrzatów, a mogłaby pozwolić, by ewentualny zarodek, z którego rozwinęłoby się jej dziecko zostało zniszczone?
    Tak będzie po prostu wygodniej i wiarygodniej- nie wspominać o metodach wczesnoporonnych/aborcyjnych stosowanych na Hermionie.

    Zaś sam blog- wow, ciężko mi wyrazić słowami- cudeńko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystko. Szczerze bardzo długo się zastanawiałam czy napisać o tym czy nie. Jednak to zrobiłam. Przepraszam. Mój błąd i już poprawiam :)

      Usuń
  3. popieram- lepiej usunąć wzmiankę o morderczych skłonnościach obu dziewczyn vel. "eliksirze na niechcianą ciążę" :P
    Nie pasuje. Może niektórym odebrać chęć czytania. I zniesmaczyć.
    Do Pansy by pasowało, do Gryfonek- prawych, hojnych, ODWAŻNYCH- nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamie wszyscy racje. Wiem. Wiem, ale jestem tylko człowiekiem. Każdy może się pomylić. Już poprawiam :)

      Usuń
  4. Ależ Kochana- toż to świetny blog! Drobna pomyłka każdemu się zdarza- całość jest tak cudownie inna i tak rewelacyjnie przejmująca- achhh, nic tylko czytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie to dla mnie miłe czytając komentarze od was;3

      Usuń