Tak jak mówiłam prolog pojawia się dzisiaj. Ale zanim przejdziecie do czytania chciałabym powiedzieć, że zaplanowałam 30 rozdziałów plus Prolog i Epilog. Wstępnie moje opowiadanie podzielę na 6 część czyli po 5 rozdziałów każdy. Oczywiście wszystko może się zmienić ale na razie to wygląda tak.
Część I- Nadzieja
Cześć II- Miłość
Część III- Czarne szczęście
Część IV- Ja, Ty i On
Część V- Chłód mojego serca
Część VI- Powrót do życia/Przedstawienie czas skończyć
Pierwsze dwie części rozgrywają się jeszcze w Hogwardzie. Za jakiekolwiek błędy przepraszam. Następny rozdział pojawi się wieczorem w niedziele lub w poniedziałek. Na razie to tyle. Miłego wieczoru i czytania. :)
Dark Liliane
~~~~~~*~~~~~~
Zastanawialiście się kiedyś nad
sensem życia? Nie? Ja wiele razy myślałam i zawsze dochodziłam do jednego
wniosku: życie jest bez sensu. Takie chłodne, zimne, bezuczuciowe, bezbarwne
i... jedno wielkie bagno po prostu. Tylko cierpimy, zakochujemy się, walczymy z
własnymi słabościami i po co? Żeby ktoś ci powiedział że i tak jesteś słaby, że
nie zasługujesz na szczęście, na normalne życie? No właśnie. Życie jest tak samo piękne jak
piękne jest to że każda osoba która uśmiecha się na ulicy jest szczęśliwa.
Mogło by się wydawać, że nasze problemy są niczym w porównaniu do tych innych.
Możemy sobie wmawiać, że są na świecie ludzie młodzi, chorzy, umierają albo mają trudną sytuacje życiową, nic prostszego do wyobrażenia a ich problemy są większe i dają do myślenia
niż te nasze. Tak naprawdę każdy problem to nie błachostka ale coś co może zaważyć na naszym życiu. Należy nie podejmować decyzji pochopnie ale z rozwagą, ponieważ jeden zły ruch, jeden błąd i możemy zawisnąć na krawędzi naszego życia, naszej głupoty i nigdy już się stamtąd nie wydostać.
~*~
Całe moje życie legło w gruzach. Ale dlaczego? Przecież Voldemorda już nie ma. Wojna wygrana. Każdy cieszy się z tego ale i tez opłakuje tych, którzy oddali życie by inni mogli się nim cieszyć. A ja? Jestem zupełnie nieszczęśliwa. Wczoraj była pierwsza rocznica bitwy o Howard i oczywiście musiałam na niej być, na jakimś durnym balu jako zbawicielka całego świata czarodziei. Śmieszne, prawda? No ale jestem Hermiona Jean Granger,
jedna z najsławniejszych osób w Hogwardzie i świecie magii. Ratowałam świat by
moja rodzina była bezpieczna a jak mi się za to odpłacili? Po części mnie
znienawidzili, jeszcze bardziej... o ile to możliwe. Po części dalej kochają. Ostatnio dowiedziałam się ze zostanę siostrą. Każdy by się cieszył tylko nie ja. Bo po co? Po co to dziecko ma się wychowywać w chorej do szpiku kości rodzinie. By patrzyło ze jego rodzice kłócą się ciągle, wyzywają, topią smutki w alkoholu i innych nałogach. By patrzeć jak
pijany ojciec przychodzi wieczorem do domu i bije matkę, bo uważa ze ona go zdradziła - chyba z powietrzem - a następnego dnia ja przeprasza i obiecuje ze więcej tego nie zrobi. By patrzeć jak ojciec wchodzi do pokoju swojego ukochanego
dziecka i zmusza do wielu upokarzających rzeczy, bije, wyzywa, molestuje, poniża
a w nocy gdy nie ma matki gwałci. Dopóki nie byłam pełnoletnia czarownica i nie mogłam się bronic tak wyglądało moje życie gdy wracałam do domu na wakacje.
Wiele razy błagałam w myślach zęby to wszystko się skończyło, aby wakacje nadeszły końca a ja ociekłabym do Hogwardu, do mojego jedynego domu, w którym czułam się bezpiecznie. Zaszyła bym się w swoim dormitorium, plącząc cicho w poduszkę lub w bibliotece
z nosem w książce byle by nie myśleć o tych krzywdach jakich musiałam doświadczyć. I tak chcąc zapomnieć o rzeczywistości wykreowałam sobie opinie wrażliwej, cichej kujonicy, Panny-Ja-Wiem-Wszystko-Najlepiej-Szlamy-Granger.
Tylko moja najlepsza przyjaciółka wiedziała jaka naprawdę jestem i wiedziała o
mnie wszystko. Dosłownie. Znała każdy szczegół z mojego okropnego życia, cechy
mojego skrywanego-do pewnego czasu-charakteru mogla by wymienić po kolei, bez zająknięcia. Obie kończymy Hogward a ja coraz bardziej jestem zagubiona i
rozdarta. Obiecałam sobie, że nie wrócę już nigdy więcej do mojego rodzinnego
domu a teraz kiedy matka jest w ciąży z tyranem muszę ja chronić, muszę pomoc
jej i dziecku. Coraz częściej odbywały się imprezy, na których ja i Ginny byłyśmy już niemal honorowymi gośćmi, które nie opuściły by świetnej zabawy, głośnej muzyki, alkoholu i napalonych chłopaków. Każda z nich zaczynała się niewinnymi tańcami a kończyła na szybkim numerku w toalecie z jednym chłopakiem a z drugim w jego pokoju. Przynajmniej tak każdy myślał. Gin miała nadal
chłopaka a ja po prostu nie mogłam się zmusić do zbliżenia. Dlatego rzucałyśmy
na nich Imperiusa lub eliksir snu i zapomnienia by nie wiedzieli co robili z
nami. Każdego zdziwiłam oprócz Ginny oczywiście między innymi moimi postępami w nauce. Nie
oszukujmy się, opuściłam się bardzo, na lekcje przychodziłam kompletnie
nieprzygotowana, bez prac domowych i gdyby nie Ruda i jej wybuchowy charakterek musiała bym powtarzać rok lub po prostu zrezygnować. Teraz po egzaminach nie mieliśmy lekcji teoretycznych tylko same praktyczne co bardzo mi odpowiadało.
Najdziwniejsze jest to, ze zaprzyjaźniłam się z Draco Malfoyem i jego
przyjacielem, Blaisem Zabinim. Chociaż czy to tylko jest niewinna przyjaźń czy może jednak zakochanie? Nie wiem i nie chcę wiedzieć, w końcu to jest arystokrata z rodu Malfoy'ów a ja tylko zwykłą szlamą.
~*~
Nareszcie wszystko się skończyło. Czarnego Pana nie ma.
Ojciec nie żyje. Matka i ja zostaliśmy uniewinnieni. Każdy się dowiedział, że
nie zostałem śmierciożercą z własnej woli tylko z przymusu i potrzeby ratowania
mojej matki. Ona jest dla mnie wszystkim. Wspaniała kobieta i zawsze będzie moja przyjaciółka. Kocham ja jak nikogo innego na świecie. No może nie wspominając o pewnej Gryfonce. Od 3
klasy podoba mi się ale gdyby mój ojciec się o tym dowiedział zabiłby mnie
i ją. Musiałem ochronić ją, przed nim i samym sobą wyzywając i poniżając na każdym kroku. Musiałem oglądać jak w jej oczach pojawiają się łzy lub gdy wymusza promienny uśmiech dla swoich przyjaciół. Musiałem widzieć jej ból. Chociaż każda obelga bolała mnie bardziej niż ją, bardziej niż Crucio mojego ojca
i Sectumsempry Czarnego Pana. Zmieniłem się dla niej. Nawet się zaprzyjaźniliśmy. Wybaczyła mi wszystko tak jak pragnąłem. Widzę codziennie jej roześmiana twarz. Ktokolwiek by ją zobaczył z pewnością mógłby powiedzieć że jest szczęśliwa tylko, że oczy zdradzają wszystko. Zazwyczaj są puste. A gdy jest sama lub tak by się jej wydaje pełne bólu i cierpienia. Jedynie kiedy mnie widzi na jej
twarz wpływa mimowolny prawdziwy uśmiech a w oczach przez dosłownie sekundę można było dostrzec radosne iskierki. Z dnia na dzień coraz bardziej się w niej zakochiwałem.
Tak ja, Draco Malfoy zakochałem się i to w kim! W samej Hermionie Granger. Wiedziałem, że ja również nie byłem jej obojętny ale nie chciałem popsuć naszej przyjaźni dlatego trzymałem się na
dystans. Jest początek maja a ja już tęsknie za Hogwardem. Cieszyłem się, że wrócę do domu i zamieszkam z matka. Ale z drugiej strony będę rzadziej widywał Hermione. No ale co ma być to będzie. Chociaż raz od wielu lat mogę powiedzieć głośno, że ja Wielki Arystokrata jestem szczęśliwy.
Ciekawy prolog.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Hermione Granger
P.S. Piszesz bardzo fajnie, ale mam taką malutką uwagę: Szkoła magii to Hogwart, a nie Hogward;P tak więc jeszcze w Hogwarcie i do Hogwartu itd. :D
Dziękuję. Za błędy przepraszam. Mój błąd. Nie zauważyłam pewnie i dziękuję za taką uwagę będę zwracała większą uwagę na to ;p
Usuń